Michael Collins, legenda NASA: Po co wracać na Księżyc?
Michael Collins, członek legendarnej załogi Apollo 11, nie chce, aby NASA wracała na Księżyc. Dlaczego?
Michael Collins odegrał kluczową rolę w dostarczeniu Neila Armstronga i Buzza Aldrina na Księżyc 21 lipca 1969 r. Okrzyknięty "najsamotniejszym człowiekiem we Wszechświecie" Collins spędził 21 godzin samotnie orbitując w module dowodzenia, podczas gdy jego koledzy skradli show, stając się pierwszymi mężczyznami, którzy stanęli na pozaziemskim ciele. Zaledwie sześć godzin i 39 minut po tym, jak Orzeł wylądował w bazie Tranquility, Armstrong zszedł z księżycowego lądownika i wygłosił słynne słowa o "małym kroku człowieka", po czym 20 minut później dołączył do niego Aldrin.
W 2019 r. Collins powrócił do kompleksu startowego 39A w Centrum Kosmicznym Kennedy'ego - miejsca, z którego 50 lat wcześniej wyruszył Apollo 11.
- Apollo 11 to był poważny projekt. My - załoga - czuliśmy ciężar świata na swoich barkach. Wiedzieliśmy, że każdy będzie na nas patrzył - przyjaciel czy wróg - i chcieliśmy zrobić to najlepiej, jak potrafimy - powiedział Michael Collins.
Syn polskiej legendy pracuje w NASA - zdradza sekrety marsjańskich misji
Collins został zapytany, co sądzi o programie Artemis. Astronauta powiedział, że nazwa programu mu się podoba, ale gdyby to zależało od niego, to zmieniłby plan misji.
- Nie chcę wracać na Księżyc, chcę lecieć bezpośrednio na Marsa. Nazywam to JFK Mars Express - powiedział Michael Collins.
Ale Collins podkreślił, że zmarły Neil Armstrong był wśród tych, którzy wierzyli, że powrót na Księżyc "pomógłby nam potężnie w próbie udania się na Marsa".
Waszyngton ogłosił plany powrotu na Księżyc do 2024 roku w ramach programu Artemis. Prezydent USA Joe Biden poparł wysiłki zainicjowane przez jego poprzednika Donalda Trumpa.