Polski potencjał odstraszania? Da się zrobić
O polskich szansach na własny uzbrojony samolot bezzałogowy, o kondycji rodzimego przemysłu obronnego oraz perspektywie rozwoju rosyjskiej armii w obliczu zachodnich sankcji - rozmawiamy z Piotrem Wojciechowskim, prezesem WB Electronics, największej prywatnej firmy zbrojeniowej w kraju.
Marcin Ogdowski: - Przykład wojny ukraińsko-rosyjskiej pokazuje, że przewagę na polu bitwy wciąż zapewnia archaiczny zdawałoby się sprzęt pancerny. Gdzie tu miejsce na bezzałogowce?
Piotr Wojciechowski: - Przede wszystkim należy zauważyć, że systemy bezzałogowe nie wygrają konfliktu zbrojnego i nie wyeliminują wojsk pancernych czy artylerii. Jednak mogą znacznie pomóc, szczególnie w rozpoznaniu terenu. Jeśli armia nie korzysta z bezzałogowców, by odpowiednio skierować ostrzał artylerii, musi wcześniej wysłać zwiad, narażając swoich ludzi na niebezpieczeństwo. Może również prowadzić ogień, nie mając pewności, w co uderzą pociski, licząc, że tam znajduje się przeciwnik. W takim wypadku niezwykle zagrożeni są cywile. Natomiast dzięki dronom rozpoznawczym można w czasie rzeczywistym określić, gdzie znajdują się pozycje wroga i precyzyjnie skierować ogień.
Z medialnych doniesień z Ukrainy wiemy, że armia ukraińska i siły ochotnicze bardzo często wpadały w zasadzki, ponosząc znaczne straty w ludziach. Gdyby zostało przeprowadzone odpowiednie rozpoznanie za pomocą bezzałogowych systemów latających, na takie zasadzki można by było reagować z wyprzedzeniem. Systemy bezzałogowe w najbliższym czasie nie zastąpią sił pancernych czy artylerii, ale już teraz dają ogromną przewagę na polu bitwy, przewagę, która może decydować o zwycięstwie w konflikcie zbrojnym.
- Laicy pytają - a cóż to za zaawansowana technologia, cóż to za problemy z tym produkowaniem bezzałogowców? Plastikowe samolociki z kamerkami... Proszę przybliżyć specyfikę tych urządzeń, sprawiającą, że wciąż jest to broń dla najbogatszych.
- Mamy teraz swoistą modę na posiadanie drona. Korzystają z niego media, fotografowie, jak i zwykli ludzie. Trzeba jednak zauważyć różnice między takimi urządzeniami, a tymi wykorzystywanymi przez wojsko. Systemy bezzałogowe wykorzystywane przez wojsko muszą spełniać odpowiednie wymagania. Przede wszystkim muszą być niezawodne w każdych warunkach. Płatowiec to tylko niewielka część złożonego zestawu, jakim jest system bezzałogowy. W komplecie jest wiele pozycji, których amator działający w cieplarnianych warunkach w ogóle nie potrzebuje. Wojskowe systemy bezzałogowe muszą działać w dzień i w nocy, przy deszczu, mrozie i dużym wietrze. Muszą pewnie utrzymywać się w powietrzu, często przez wiele godzin, lądować w bardzo trudnych warunkach, często całkowicie autonomicznie, bez wsparcia operatora-pilota. Latać całkowicie autonomicznie bez ingerencji człowieka, w warunkach bojowych, nierzadko wykonywać loty poza zasięgiem łączności.
Do tego dochodzi prowadzenie precyzyjnej obserwacji, wysokiej jakości obrazu wideo, za którymi stoją bardzo złożone oprogramowania, które pozwalają w czasie rzeczywistym na analizę obrazu i uzyskanie wielu informacji niezbędnych do precyzyjnego i skutecznego wykonania zadania bojowego. To są technologie XXI wieku, bardzo interdyscyplinarne w zakresie materiałoznawstwa, elektroniki, łączności, algorytmów matematycznych, oprogramowania niskopoziomowego i użytkowego. Systemy te muszą spełniać nie tylko rygorystyczne normy wojskowe, ale i całą masę cywilnych uregulowań. A na koniec muszą być proste w obsłudze, dawać się szybko i łatwo naprawić, być trudne do wykrycia, poruszać się bezgłośnie, latać i przy ziemi i na wysokości kilku tysięcy metrów, wreszcie - być gotowymi do użycia w ciągu kilku minut. I jeszcze do tego wyglądać jak "zabawki".
Ale nie dajmy się zmylić temu wyglądowi - to są "zabawki", które decydują o przewadze militarnej jednej ze stron. Takiego systemu bezzałogowego nie da się kupić w sklepie, i wiele komponentów jest tylko i wyłącznie produkowanych dla tych systemów. Może za kilka lata trafią na rynek cywilny, ale wtedy technologie wojskowe będą używały już czegoś lepszego.
- Wśród polskich entuzjastów tego rodzaju broni popularna stała się opinia, by w ciągu najbliższej dekady zastąpić poradzieckie samoloty Su-22 i MiG-29 aparatami bezzałogowymi. Czy Pana zdaniem możliwości bezzałogowców będą na tyle wysokie, by były one w stanie realizować zadania "tradycyjnych" samolotów myśliwskich czy myśliwsko-bombowych? Czy szerzej, wyrugowanie pilota z pola bitwy jest kwestią nieodległej przyszłości , czy raczej jeszcze długo pozostanie to w sferze science fiction?
- Wszystko prowadzi do tego, że w przyszłości bezzałogowce zastąpią samoloty bojowe. Już teraz realizują zadania, które jeszcze kilka lat temu mogli wykonywać wyłącznie ludzie. Natomiast ciekawsza wydaje się perspektywa zastąpienia tradycyjnego samolotu systemami bezzałogowymi w lotnictwie cywilnym - szczególnie w dziedzinie transportu towarowego. Może to przerażać, ale takie samoloty będą bezpieczniejsze, bo elektroniczny pilot nigdy nie jest zmęczony, nie popełnia błędów. A załoga sterująca z ziemi ma łatwiejszy dostęp do informacji, może więc szybciej reagować na ewentualne zagrożenia. Oceniam, że takie możliwości powstaną za 10-15 lat.
- Wróćmy do technologi wojskowych. Czy Polska jest w stanie wyprodukować samodzielnie uzbrojone samoloty bezzałogowe?
- Posiadamy wszelkie kompetencje i możliwości, by takie bezzałogowce produkować. W tej chwili prowadzimy ostatnie testy naszego bezzałogowca średniego zasięgu Manta, który będzie zdolny przenosić uzbrojone pociski. Manta będzie mogła przebywać w powietrzu nawet 12 godzin w przypadku klasycznego startu o krótkim rozbiegu oraz 5-6 godzin w przypadku pionowego startu i lądowania VTOL. W standardowym wyposażaniu tego bezzałogowca znajdą się głowice obserwacyjne dzienne i termowizyjne, radar typu SAR oraz systemy walki radioelektronicznej.
My, Polacy, nie musimy się niczego wstydzić, polskie przedsiębiorstwa i ośrodki badawcze mają możliwości budowy wszystkich pięciu rodzajów bezzałogowców, od tych mikro do tych największych. Ważne jest również to, że polskie podmioty wykazują niezwykle dużą wolę współpracy i wymiany doświadczeń. W ubiegłym roku pod przewodnictwem WB Electronics utworzyliśmy konsorcjum BS9, którego celem jest budowa rodziny polskich bezzałogowców. Ostatnio, we wrześniu, powołano Platformę Technologiczną Systemów Bezzałogowych, której celem jest rozwijanie technologii systemów bezzałogowych, także systemów lądowych i morskich. Porozumienie zostało sygnowane przez 17 podmiotów.
- Skoro o naszych możliwościach mowa - jak ocenia Pan kondycję polskiego przemysłu zbrojeniowego - stan infrastruktury, kompetencje kadry, otwartość na innowacje? Polityczni decydenci deklarują, że program modernizacji Wojska Polskiego w dużej mierze zostanie zrealizowany przez rodzime zakłady. Na ile to realne?
- Wszyscy politycy i część decydentów w wojsku mówi i pisze, że jesteśmy spóźnieni lub niegotowi. Jak ktoś tak mówi, to trzeba spytać: w stosunku do kogo jest mierzone to nasze opóźnienie? W stosunku do USA, Izraela czy krajów europejskich, azjatyckich? A może innych? Jesteśmy niegotowi, nie mamy potencjału - a czy ktoś to sprawdził, uruchomił narodowy program budowy systemów bezzałogowych, zlecił opracowanie? Osobiście nie słyszałem, aby program był już uruchomiony - czyli są tacy, którzy przed uruchomieniem programu już prorokują, jaki będzie jego efekt.
Rozumiem, że przedstawiciele kilku firm zagranicznych namawiają do zakupu ich wyrobów, bo niby to mniejsze ryzyko finansowe i techniczne. Uważam, że jest to manipulacja - zakup za granicą to dla Polski koszt, a zbudowanie systemu w Polsce przez polski przemysł, to w niedalekiej perspektywie same korzyści. Miejsca pracy, impuls do modernizacji przemysłu, aktywizacja innowacyjności - i to, co najważniejsze w tej dziedzinie - bezpieczeństwo dostaw, serwisu, bezpieczeństwo użytkowania w warunkach konfliktu i zagrożenia.
Moim zdaniem, i nie tylko moim, polski przemysł i polska nauka są zdolne do opracowania i wdrożenia do produkcji wszystkich klas systemów bezzałogowych. Ale nie zrobimy tego bez uruchomienia programu - tak nigdzie na świecie się nie zdarzyło, aby przemysł na własny koszt i z własnej inicjatywy takie projekty uruchamiał. Takie oczekiwanie ze strony zamawiającego zakrawają na żart; my deklarujemy, że mamy potencjał, pokazujemy to na papierze w opracowaniach i analizach technicznych - rolą państwa jest wsparcie nas w tych wysiłkach przez danie nam zlecenia. Rolą odbiorcy jest rozliczenie nas z wykonanej pracy.
Pokazaliśmy, że jesteśmy gotowi do podjęcia się zadania, w tym celu powołaliśmy konsorcjum BS9; w ramach tego konsorcjum posiadamy wszystkie wymagane technologie, aby nowoczesne systemy bezzałogowy wykonać w szybkim terminie. Startując teraz do tych zadań, uzyskujemy przewagę nad tymi, którzy jeszcze nie zaczęli, startujemy nie od zera, już produkujemy i dostarczamy do wojska systemy bezzałogowe, mamy kilka lat doświadczeń w ich bojowym użyciu, pokazaliśmy, że nawet bez zlecenia ze strony państwa potrafimy zrobić bardzo nowoczesny i konkurujący na świecie z konstrukcjami w tej samej klasie system - ten nasz tak często pokazywany FlyEye.
- Nie obawia się Pan, że na to wszystko raczej szybciej niż później zabraknie pieniędzy?
- Trudno znaleźć rok w ostatnim dziesięcioleciu, aby całe 1,95 proc. PKB było przez MON wydane. Plany są ambitne, już ten rok pokazuje, że nie tyle brak pieniędzy, lecz procedury lub nieprecyzyjne specyfikacje powodują, że środki budżetowe na obronę narodową nie są w pełni wykorzystane. Widzę w tym ogromną rolę dialogu pomiędzy przemysłem i MON. Taką platformą może być Rada Przemysłowo-Naukowa przy Ministrze Obrony Narodowej. Ostatnio takie ciało ponownie powstało. Ale aby działania te były skuteczne, trzeba, aby Rada miała dostęp do niektórych dokumentów wewnętrznych w MON, w szczególności dotyczy to tzw. wymagań operacyjnych. Na bazie tego ogólnego dokumentu pokazującego oczekiwanie wojska co do zakresu użytkowania danego systemu uzbrojenia, Rada mogłaby wskazać, czy w kraju jest potencjał aby zadaniu sprostać.
Z drugiej strony, w przypadku produktów innowacyjnych, Rada mogłaby zainicjować proces powstawania wymagań operacyjnych. Taki proces pozwoliłby na lepsze poznanie z jednej strony potrzeb, z drugiej możliwości, w rezultacie środki budżetowe byłyby lepiej wykorzystane. Należy wziąć pod uwagę, że lokowanie w kraju zamówień szczególnie w zakresie obronności jest korzystne dla każdego obywatela, gdyż nie tylko środki te wracają do obywateli w postaci wynagrodzeń, ale i podatków bezpośrednich i pośrednich. Dodatkowo jeśli przemysł jest nowoczesny, doinwestowany, to uzyskuje przychody z eksportu. Już niewielka skala eksportu może pokazać, że per saldo to przemysł zbrojeniowy więcej wpłaca do budżetu niż budżet lokuje w nim zamówień. Czyli przemysł nowoczesny z zamówieniami, to dla nas wszystkich tylko korzyść. Uważam, że brakuje tej świadomości, że z naszych podatków finansujemy i emerytury i opiekę zdrowotną, a jednocześnie dajemy produkty, które dobrze wykorzystane chronią obywateli. Dają im bezpieczeństwo i możliwość korzystania z dobrodziejstwa pokoju.
- A jakie są Wasze doświadczenia ze współpracy z MON?
- Generalnie dobre, współpracujemy od wielu lat i widzimy, że MON się reformuje. Zachodzą wielkie zmiany w jakości procedur i poziomie technicznym użytkownika. Jedyny niepokój nasuwa nam się, gdy patrzymy na wydłużające się procesy uruchamiania programów. Dla nas jest to niepokój, dla wielu innych podmiotów to już poważny problem. Utrzymywanie mocy i potencjału technicznego w oczekiwaniu przez wiele miesięcy, a nawet lat, na uruchomienie programu, prowadzi do osłabiania przemysłu. My rekompensujemy sobie to tym, że nasz eksport to w tym roku ponad 80 proc. przychodów WB Electronics S.A.
Ale liczymy, że programy w końcu ruszą i polski rynek zrównoważy nasze przychody z eksportu. Mamy potencjał, aby takich zadań się podjąć. Mamy ludzi, kapitał, wyposażenie techniczne, struktury serwisowe i spełniamy wszystkie wymagania formalne. Liczymy, że doświadczenia we współpracy z wojskiem będą lepsze, gdyż oparte na konkretnych projektach, w których pokażemy że polski przemysł potrafi robić najlepsze produkty.
- A co z przemysłem naszego sąsiada i potencjalnego przeciwnika? Czy Pana zdaniem sankcje ekonomiczne mogą zagrozić modernizacji rosyjskiej armii?
- Poza publikacjami i kilkoma wystawami, w których brałem udział, nie miałem okazji zgłębiać wiedzy na temat przemysłu obronnego Rosji. Ostatnio na wystawie w Moskwie widziałem wysyp dużej ilości mniejszych podmiotów o silnie innowacyjnym charakterze. Zakres i siła rynku wewnętrznego Rosji w moim przekonaniu - choć to bardzo szczątkowa obserwacja - wskazuje, że oddziaływanie takich sankcji, z jakimi mamy do czynienia, nie będzie miało wielkiego wpływu na modernizację sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Wszyscy zajmujemy się kontraktem na Mistrale, ale siła armii rosyjskiej to nie te kilka okrętów desantowych, to przede wszystkim siły lądowe i powietrzne - i z naszego polskiego punktu widzenia to jest ten obszar, który powinien nas szczególnie zajmować.
Opóźnienia w zakresie systemów łączności, systemów dowodzenia w oparciu o solidne doświadczenia bojowe przemysł rosyjski szybko odrobi, gdy otrzyma stosowne zamówienia. Nie zapominajmy, że to właśnie z Rosji pochodzi bardzo dużo znakomitych informatyków, matematyków czy innych przedstawicieli nauk ścisłych, zatrudnionych na całym świecie. Oni sobie poradzą, chyba że sankcje obejmą szeroko również dostęp do podzespołów elektronicznych czy elektroniki użytkowej. Ale to we współczesnym świecie nie jest możliwe - bo i tak większość tego typu produkcji jest ulokowana w Azji.
My powinniśmy raczej patrzeć, jak wzmacniać nasz potencjał, a odpowiedź jest prosta - kupować jak najwięcej od polskiego przemysłu. W pierwszej kolejności systemy sprawdzone bojowo, należy również oprzeć dalszy rozwój tych systemów o wiarygodnych producentów krajowych. Trzeba wspierać rozwój nowych technologii, wspierać eksport. Ale przede wszystkim - nie opóźniać uruchamiania zapowiedzianych programów.
- Dziękuję za rozmowę.
--------------------
Więcej informacji o Grupie WB
Grupa WB to największy prywatny podmiot polskiej zbrojeniówki. WB Electronics S.A. jest liderem Grupy WB, w skład której wchodzi pięć firm - poza WB Electronics: Arex, Flytronic, Mindmade i Radmor.
- Tworząc naszą Grupę szukaliśmy firm, których kompetencje wzajemnie się uzupełniają - mówi Piotr Wojciechowski. - Dlatego dziś nasza oferta obejmuje setki rozwiązań. Najbardziej medialna jest produkcja bezzałogowych statków powietrznych, szczególnie FlyEya, popularnie nazywanych dronami.
Jednak większość przychodów Grupa WB zawdzięcza przede wszystkim systemom dowodzenia oraz łączności.
- Jednym z najważniejszych impulsów w rozwoju WB Electronics był system kierowania ogniem TOPAZ, który dziś jest standardem w Siłach Zbrojnych RP - wspomina prezes Wojciechowski. - Kolejnym ważnym filarem naszej firmy są systemy łączności. Nasz system łączności wewnątrzpojazdowej FONET jest znany i ceniony na całym świecie. FONET produkowany jest na bazie naszej licencji przez amerykańską firmę Harris. Jest to jeden z nielicznych transferów technologii z dziedziny obronności z Europy do Stanów Zjednoczonych, a na pewno historycznie jedyny z Europy Środkowej. Zwykle to Europa kupowała od Stanów Zjednoczonych technologię, a w przypadku naszego FONETA było odwrotnie.
Obecnie w Grupie budowana jest cała rodzina nowoczesnych radiostacji typu SDR (Software Define Radio). Ale w ofercie znajdują się również takie produkty jak sygnalizatory i detektory skażeń, czy rozwiązania typowo cywilne, na przykład urządzenia do elektrycznego ogrzewania rozjazdów kolejowych.