Pracownica laboratorium zaraziła się wirusem, z którym pracowała
We wrześniu 2018 r. nowa pracowniczka laboratorium w San Diego przechodziła szkolenie BHP. Zaoferowano jej kontrolowaną infekcję wirusem krowianki, z którym miała później pracować. Odmówiła, ale kilka miesięcy pożałowała swojej decyzji.
Po wstrzyknięciu wirusa krowianki w ogon szczególnie ruchliwej myszy, kobieta przypadkowo ukłuła się. Pewne było, że zachoruje, bo nie była uodporniona na wirusa.
Krowianka to wirusowa choroba zakaźna występująca u bydła domowego i świń wywoływana przez wirusa krowianki (VACV), wirusa ospy krów (CPXV) lub wirusa ospy kotów, które należą do rodziny Orthopoxvirus. Wirus krowianki o niewyjaśnionym pochodzeniu używany był do szczepień przeciwko ospie prawdziwej.
Do zachorowań u ludzi dochodzi niezwykle rzadko, do tej pory opisano około 150 przypadków. Generalnie VACV nie jest groźny, ale w połączeniu z osłabionym układem odpornościowym, może dawać niepożądane objawy.
Od razu po wypadku, kobieta udała się do szpitala z prośbą o pomoc.
"W dniu 12 była leczona na uniwersyteckim oddziale ratunkowym z powodu gorączki na poziomie 38,3oC, lewej limfadenopatii pachowej (obrzęku węzłów chłonnych), złego samopoczucia i obrzęku palca. Lekarze byli zaniepokojeni postępem choroby w kierunku zespołu ciasnoty przedziałów powięziowych i infekcji stawów" - czytamy w oficjalnym raporcie medycznym.
Kobiecie podano przeciwciała skierowane ku wirusowi krowianki, inhibitor wirusa zwany tekowirimatem. Po raz pierwszy zastosowano go do leczenia tego rodzaju infekcji.
Chociaż gorączka i powiększone węzły chłonne ustąpiły w ciągu kolejnych 48 godzin, stan jego palca wyraźnie się pogorszył. Stwierdzono nekrozę (obumarcie tkanek), a kompletne wyleczenie zajmie nie mniej niż 3 miesiące.
Ten przypadek potwierdza, że pracownicy laboratoryjni powinni być przygotowani na różne scenariusze wydarzeń i nie opierać się przed sugerowanymi immunizacjami.