Według legend, w Amazonii żyje plemię półludzi, półmałp, zwanych Maricoxi
Przez setki lat mało zbadane dżungle Ameryki Południowej były źródłem opowieści o dziwnych stworzeniach, w tym o wielkich ludziach podobnych do małp. Jest to o tyle dziwne, że w Ameryce Południowej nigdy nie znaleziono wielkich ssaków człekokształtnych.
Największe naczelne występujące w Ameryce Południowej to małpy ważące od 6 do 8 kg. Skąd zatem wzięły się legendy o mieszkających w dżungli dużych stworzeniach, podobnych do ludzi?
Według różnych opisów wzrost tych istot ma wynosić od jednego, aż do trzech metrów. Większość ludzi, którzy je widzieli twierdziło, że to na pewno nie były zwierzęta, ponieważ istoty te używały kamiennych narzędzi i polowały za pomocą łuków i strzał.
Według rzekomych świadków, hominidy te mają własny język, który wyróżnia się obfitością gwizdów i chrząkania. Lokalni Indianie nazywają te stworzenia różnie, ale najczęściej używane jest określenie Maricoxi. Pierwszym białym człowiekiem, który się o nich dowiedział, jest legendarny podróżnik Percy Fawcett, który później zaginął w dżungli podczas swojej jednej z kolejnych podróży.
Spotkanie Fawcetta
Fawcett w swojej książce "Lost Trails. Lost Cities" napisał, że ci włochaci ludzie żyli w pobliżu leśnego plemienia Indian Maksubi. Podróżnik twierdził, że spotkał się z nimi w 1914 roku podczas wyprawy do obszaru Mato Grosso. Fawcett i jego ekipa przeszli przez dżunglę Boliwii, a następnie dotarli do brazylijskiej rzeki Guaporé. To właśnie w tej okolicy słyszeli od miejscowych plemion historie o pół-ludziach, pół-zwierzętach.
Później, podczas dalszego marszu przez dżunglę, Fawcett i jego współpracownicy zobaczyli dwie dziwne postacie poruszające się przed nimi i mówiące w niezwykłym języku. Miały one w rękach łuki i strzały. Początkowo Fawcett uznał, że są to miejscowi Indianie, ale potem zdał sobie sprawę, że był w błędzie.
Członkowie ekspedycji nie widzieli ich wyraźnie z powodu półcienia, ale wydawało im się, że są to bardzo wielcy mężczyźni, pokryci włosami i mający bardzo długie ręce. Ich czoła opadały do tyłu, a nad ich oczami widać było masywne brwi. Nie mieli na sobie żadnych ubrań, a po spotkaniu nagle uciekli.
Kolejnego dnia odkrywcy dotarli do małej osady na polanie. Z ich opisów wynika, że znaleźli tam prymitywne domostwa, przed którymi dziwne stworzenia robiły strzały. Były to duże istoty podobne do małp. Gdy członkowie ekspedycji zostali dostrzeżeni, jedna z postaci zerwała się na równe nogi i zaczęła skakać, wymachując łukiem i strzałami.
Jej głośne krzyki brzmiały jak "Ugh! Ugh! Ugh!", a wszystkie krzaki wokół nagle zapełniły się podobnymi stworzeniami, wznoszącymi takie same okrzyki. Zdaniem Fawcetta, wyglądało to bardzo niebezpiecznie. Podróżnicy próbowali porozumieć się z nimi w lokalnym narzeczu Indian, ale było to niemożliwe. Skaczący przed nimi stwór w końcu zatrzymał się, a potem wycelował w Fawcetta z łuku. Ten, niewiele myśląc, wystrzelił ze sztucera prosto pod nogi dziwnej małpy. Wszystkie stworzenia bardzo się przestraszyły odgłosu wystrzału i natychmiast uciekły w zarośla.
Kolejny świadek
O tych samych stworzeniach pisał też kryptozoolog i przyrodnik Ivan Sanderson, który w latach 30. XX wieku podróżował po Ameryce Południowej. On również usłyszał o istotach Maricoxi od miejscowych Indian z plemienia Maxubi. Dzicy uważali ich za ohydnych i prymitywnych oraz twierdzili, że są kanibalami, którzy polowali na ludzi dla ich mięsa. Ich zdaniem, istoty te żyją w dziurach w ziemi, z których wychodzą głównie nocą.
Historia Fawcetta została przyjęta bardzo sceptycznie. Wielu twierdziło, że wszystko zmyślił, inni nawet oskarżyli go o rasizm, mówiąc, że trafił na zwykłych Indian, a potem, dla wrażenia, dodał opisy owłosionych półmałp, półludzi. Z kolei Ivan Sanderson wierzył Fawcettowi, jednak z punktu widzenia nauki, on sam był szarlatanem - kryptozoologiem, który dowodził istnienia mitycznych zwierząt. Dlatego teoria, że prymitywni ludzie, podobni do wymarłych Homo erectus, żyli w południowoamerykańskiej dżungli jeszcze na początku XX wieku, nigdy nie była poważnie rozważana.
Jednak gdy weźmie się pod uwagę fakt, że również afrykańskie goryle do XIX wieku były traktowane jako ciekawostka z dziedziny kryptozoologii, możliwość, że w Ameryce Południowej żyje jakaś forma Wielkiej Stopy czy też Yeti, nie powinna być od razu odrzucona.