Wizja świata po wojnie jądrowej

Wojna jądrowa ograniczona do konkretnego regionu świata może doprowadzić do zjawiska „nuklearnej zimy”. Od wielu lat funkcjonuje ono jako teoria, więc amerykańscy naukowcy postanowili sprawdzić, co dokładnie mogłoby się stać z ziemskim klimatem po wybuchu 100 głowic. O efekcie ich pracy pisze serwis PopSci.

Próba jądrowa
Próba jądrowaAFP

"Nuklearna zima"

Teoria "nuklearnej zimy" narodziła się w 1983 roku i opisuje wiele zmian klimatu wywołanych przez wojnę jądrową prowadzoną na dużym obszarze. Wg tej teorii, jednoczesny wybuch wielu bomb jądrowych może unieść do atmosfery pyły, które przesłonią Słońce, doprowadzając tym samym do obniżenia temperatury na powierzchni naszego globu. W następstwie zapanowałyby zimno i ciemność - ta przyczyniłaby się do wymarcia roślin, których los podzieliłyby z czasem zwierzęta i ludzie.

Zgłębienia tej przerażającej wizji podjęli się specjaliści od klimatu i środowiska. Za punkt wyjścia obrali konflikt zbrojny o ograniczonym zasięgu, w którym obie strony posłużyłyby się głowicami jądrowymi w liczbie 100, przy czym siła każdej z nich odpowiadałaby bombie Little Boy zrzuconej przez Amerykanów na Hiroszimę w 1945 roku.

Hipotetyczną wojnę trochę niesprawiedliwie umiejscowiono w Indiach, a na drugą ze zwaśnionych stron wybrano Pakistan. Dobór nacji można wyjaśnić ich rzekomym ograniczonym arsenałem jądrowym. Zapasy największych światowych mocarstw należy bowiem liczyć w tysiącach, a nie dziesiątkach czy setkach głowic.

Temperatura, opady i warstwa ozonowa

Naukowcy postanowili sprawdzić, czy taki lokalny konflikt faktycznie oznaczałby kres naszej cywilizacji. Symulacje wykazały, że wybuch stu bomb jądrowych uwolniłby do atmosfery 5 mln ton sadzy, która zaczęłaby absorbować promieniowanie docierające do Ziemi. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że jej część mogłaby spaść wraz z deszczem, niemniej jednak już rok po wojnie pył doprowadziłby do obniżenia średniej temperatury o 1,1 stopnia Celsjusza, a po 5 latach o 3 stopnie. Dwie dekady później Ziemia rozgrzałaby się do temperatury z okresu jednego roku po katastrofie.

Chłodniejszy klimat wiąże się z mniejszą liczbą opadów. Po pięciu latach od wybuchów na powierzchnię spadałoby o 9 proc. mniej wody. Wartość ta zmniejszyłaby się dwukrotnie dopiero po upływie 26 lat. Z chłodniejszym klimatem i uboższymi opadami związany byłby krótszy sezon uprawy roślin - po 2 do 6 lat uległby skróceniu od 10 do 40 dni.

B-2 może zabrać na pokład kilkanaście bomb jądrowych     Fot. U.S. Air Force photo/Staff Sgt. Miguel Lara III
B-2 może zabrać na pokład kilkanaście bomb jądrowych Fot. U.S. Air Force photo/Staff Sgt. Miguel Lara IIImateriały prasowe

Przez wojnę jądrową ucierpiałaby także warstwa ozonowa. Już po upływie 5 lat reakcje chemiczne zachodzące w atmosferze przyczyniłyby się do odchudzenia jej o 20 do 25 proc., a słabsza ochrona przez szkodliwym promieniowaniem oznacza większe ryzyko poparzeń i zachorowań na raka skóry. Wyższa dawka UV zaszkodziłaby również niektórym gatunkom roślin oraz mogłaby doprowadzić do uszkodzeń DNA ważnych  gatunków uprawnych, np. kukurydzy.

2 mld ofiar

Naukowcy nie podjęli próby oszacowania, ilu mieszkańców Ziemi straciłoby życie w następstwie tych zmian, ale inne badania, z 2013 roku, wspominają o 2 mld istnień!

Te i podobne badania nie mają nikogo wystraszyć, ale dać do myślenia władzom największych światowych mocarstw, w rękach których możne znajdować się nawet 17 tys. głowic nuklearnych - podkreślają autorzy materiału, jaki ukazał się na stronach serwisu PopSci.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas