Czy deszcz zbombarduje paradę w Moskwie?

Putin nakazał wojsku, aby kosztem kilkuset milionów rubli, zrobiło wszystko, żeby na żołnierzy, maszerujących przez Plac Czerwony w hucznej paradzie z okazji zakończenia II Wojny Światowej, nie spadła kropla deszczu. Czy ingerencja w pogodę się powiedzie?

Putin nakazał wojsku, aby kosztem kilkuset milionów rubli, zrobiło wszystko, żeby na żołnierzy, maszerujących przez Plac Czerwony w hucznej paradzie z okazji zakończenia II Wojny Światowej, nie spadła kropla deszczu. Czy ingerencja w pogodę się powiedzie?

Każdego roku 9 maja Rosjanie hucznie obchodzą rocznicę zakończenia II Wojny Światowej, znaną jako Dzień Zwycięstwa. Aby nic nie przeszkodziło donośnym obchodom, wojsko dba o to, by niebo nad stolicą Rosji było pozbawione chmur, a już na pewno, aby na szacownych gości z całego świata czasem nie spadł zimny deszcz.

Wszystko to w myśl głoszonej zasady, że deszcz może się pojawić "jedynie w postaci łez płynących z oczu dumnych kombatantów". Z każdym rokiem przeznaczane są na te cele coraz większe nakłady finansowe. Tym razem będzie to aż 430 milionów rubli (30 milionów złotych). Dla porównania w ubiegłym roku wydano 180 mln rubli, a w 2012 roku "tylko" 40 mln.

Reklama

Wojskowi przygotowują się do rozpędzania chmur nad Moskwą. Fot. kp.ru

Pytanie brzmi, czy władze Moskwy nie wyrzucają pieniędzy w błoto? W rosyjskich mediach pogodynki zapowiadają na sobotę (9.05) przelotne deszcze. To zaskakujące, ponieważ w żadnym rosyjskim serwisie pogodowym, również należącym do państwowej służby Roshydromet, deszczowej prognozy na ten dzień nie znaleźliśmy.

Za każdym razem pojawiało się wyłącznie "słoneczko". Brak jakichkolwiek opadów wskazują też prognozy globalnego modelu prognostycznego GFS. Ma być słonecznie z temperaturą od 3-5 stopni o poranku do 15-17 stopni w godzinach popołudniowych.


Prognoza pogody na 9 maja na jednym z rosyjskich serwisów pogodowych.

Skąd więc wzięły się rozgłaszane tu i ówdzie informacje o deszczu? Być może jest to element kampanii, która ma udowodnić, że rosyjskie wojsko potrafi sterować pogodą. Deszczu nie będzie, ponieważ nie może go być, z powodu panującego tego dnia nad Moskwą pogodnego wyżu. Nie dopuści on nad rosyjską stolicę deszczowych chmur.

Zgodnie z prognozą, chmur nie powinno być dużo, ale z każdą z nich będzie walczyć kilkanaście samolotów An-12 i Ił-76, które będą startować z podmoskiewskiego lotniska Czkałowskij. Będą one zrzucać z wysokości 8 kilometrów, nad przedmieściami Moskwy, specjalne torebki wypełnione ciekłym azotem, dwutlenkiem węgla i cementem "M-500".

Torebki na odpowiedniej wysokości będą się samoistnie rozpakowywać i w ten sposób "likwidować" chmury. W sieci pojawiły się jednak obawy mieszkańców przedmieść, że dojdzie u nich do podtopień, bo, jak informują media, wojsko będzie "zmuszać" chmury do wypadania się przed dotarciem nad Moskwę. Oczywiście to tylko mit.

Mitem nie jest natomiast fakt, że w 2008 roku zdarzyło się, że torebka z chemikaliami nie rozpłynęła się w powietrzu, lecz spadła na dach jednego z budynków w Moskwie. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Co ciekawe, wojsko natychmiast pojawiło się na miejscu, aby zabezpieczyć pakunek, obawiając się skażenia. To dziwne, bo wszem i wobec mówi się, że jego zawartość nie jest groźna dla środowiska naturalnego. Czyżby mijano się z prawdą?

Poważne wpadki w sterowaniu pogodą

Aby nie powtórzyła się taka wpadka, rosyjscy naukowcy pracują nad nowymi rozwiązaniami. Jednak to z jakim skutkiem te operacje są prowadzone, uświadamia nam, że rosyjskie wojsko w sprawie sterowania pogodą jest jeszcze w powijakach. Dowodem może być choćby ubiegłoroczna parada Dnia Zwycięstwa, która zakończyła się śnieżycą.

Podobnie było miesiąc później, 12 czerwca, czyli w Dzień Rosji, który z kolei skończył się gigantycznymi ulewami w Moskwie oraz w wielu innych miastach. Doszło do podtopień na dużą skalę, w wyniku czego samochody ugrzęzły na ulicach zatopione po same dachy.


Podtopienia po ulewie w Uljanowsku w Rosji, 12 czerwca 2014. Fot. SevereWeatherRu.

Ze sterowania pogodą wyszły nici, mimo, że władze przeznaczyły na ten cel aż 182 milionów rubli, a więc w przeliczeniu 16 milionów złotych. Putin okazał się bezsilny w starciu z chłodnym frontem, który właśnie wtedy przechodził nad rosyjską stolicą. W gorącym i wilgotnym powietrzu powstawały liczne chmury burzowe. Część z nich wytworzyła się bezpośrednio nad metropolią.


George W. Bush pokazał w 2005 roku, że wcale nie zatrzymano deszczu.

Chyba najbardziej głośną kompromitacją była wizyta George'a W. Busha w 2005 roku, który swym parasolem dał wszystkim znać, że nadal pada. Putin wyraźnie nie był tym zachowaniem zachwycony, zwłaszcza, że swój parasol zwinął, próbując wmówić opinii publicznej, że jest odwrotnie. Miał być pokaz władzy nad pogodą, a wyszła wielka wpadka.

Katastrofa podczas projektu "Cirrus"

Na temat rosyjskich eksperymentów ze zjawiskami atmosferycznymi narosło wiele mitów. Być może agenci CIA zapomnieli, że to wcale nie Rosjanie czy Chińczycy, lecz właśnie Amerykanie byli pionierami w badaniach nad sterowaniem pogodą, z resztą zakończonych katastrofą.

Historia tych manipulacji naturą sięga października 1947 roku, gdy doktor Irwin Langmuir, szef amerykańskiego programu naukowego "Cirrus", wzniósł się na pokładzie samolotu wojskowego nad tropikalny huragan nr 8 (wówczas jeszcze nie nadawano im męskich i żeńskich imion), który dotarł znad wód Oceanu Atlantyckiego, po przetoczeniu się nad Bahamami, nad wschodnie wybrzeże amerykańskiego stanu Georgia.


Załoga samolotu wojskowego uczestniczącego w projekcie "Cirrus" w 1947 roku.

W chmurach składających się na huragan pierwszej kategorii, rozpylono duże ilości suchego lodu. Naukowiec chciał w ten sposób osłabić siłę żywiołu, lecz doprowadził do tragedii. Tornado powstałe na chmurze burzowej, składającej się na huragan, w miejscu działalności naukowców, przeszło przez miasto Savannah, dokonując niewyobrażalnych zniszczeń i zabijając jedną osobę. Po tym wypadku zaprzestano eksperymentów z huraganami, tłumacząc się brakiem funduszy.

Rosjanie na dobre zaczęli sterować pogodą po awarii w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Wówczas wojsko starało się za wszelką cenę "przepędzić" radioaktywny obłok z terytorium Rosji. Ich starania jednak spełzły na niczym.

Sterują pogodą za pomocą HAARP?

Armia Stanów Zjednoczonych od dawna analizuje pogodę pod kątem wykorzystania jej w działaniach wojennych. Wiele pogłosek krąży wokół ośrodka HAARP (High Frequency Active Auroral Research Program) w Gakona na Alasce, gdzie od 1993 roku sztab naukowców zawiadywał siecią ponad 180 anten nadawczych olbrzymiej mocy.

Według oficjalnych doniesień HAARP miał prowadzić między innymi badania jonosfery, jednak niektórzy naukowcy zwracają uwagę na fakt, że dysponując mocą nadajników ośrodka można było nie tylko badać pogodę, ale również ją zmieniać i właśnie do takich procederów, oczywiście nieoficjalnie, tam mogło dochodzić.


Anteny należące do ośrodka HAARP w Gakona na Alasce.

Falami elektromagnetycznymi o odpowiedniej częstotliwości wystarczy rozgrzać na przykład chmurę pyłu rozsianego w górnych warstwach atmosfery. Zupełnie jak w gigantycznej mikrofalówce. A stąd już tylko krok do sterowania masami powietrza, chmurami, a nawet cyklonami tropikalnymi.

Ośrodek HAARP, należący do US Air Force, US Navy i DARPA, a wybudowany przez BAE Systems, został jednak zamknięty na wiosnę ubiegłego roku. Czyżby eksperymenty nie powiodły się i trzeba było ostatecznie zwinąć interes?

Więcej szkód niż realnego pożytku

Próby sterowania pogodą, na niedużą skalę, prowadzone były z różnym skutkiem również przez farmerów ze stanu Nevada, którzy zmuszali chmury do dawania opadów nad Górami Sierra. Co ciekawe, był to pierwszy projekt ogólnostanowy, wspierany przez stanowe władze. Skutek był na tyle niesatysfakcjonujący, że badania zakończono w 2009 roku i już do nich nie powrócono.

W ostatnich miesiącach, w obliczu największej suszy w Kalifornii w dziejach pomiarów meteorologicznych, pojawiły się liczne pomysły powołania regionalnego programu sterowania pogodą, aby pobudzić chmury do dawania opadów, jednak pomysły zostały tylko na papierze.


Urządzenia wykorzystywane w programie zasiewania chmur w Górach Sierra.

Podobne doświadczenia mają naukowcy z Uniwersytetu w Tel-Awiwie w Izraelu, którzy swoje najnowsze badania opublikowali na łamach pisma "Atmospheric Research". Analizy oparte były na danych na temat zasiewu chmur z ostatnich 50 lat, głównie z rejonu Morza Galilejskiego.

Naukowcy porównali sumę opadów notowaną na obszarach, gdzie prowadzone były eksperymenty z zasiewem chmur oraz z terenów przyległych, gdzie suma opadów była naturalna. Okazało się, że podczas prowadzenia jednego z zasiewów, który trwał 6 lat, suma opadów zwiększyła się, ale nie było to związane z samym zasiewem. Był to czysty przypadek, ponieważ okres zasiewu pokrył się z czasem nasilania się monsunu mokrego.

Wzrost opadów w tym okresie nastąpił również w Górach Judejskich, gdzie projekt zasiewu nie był prowadzony. W ten sposób po raz pierwszy udowodniono, że to nie zasiewanie chmur, lecz periodyczne cykle klimatyczne miały wpływ na zwiększenie się sumy opadów w jednym z najsuchszych miejsc.

Efekty dotychczasowych prób zmian w pogodzie pozostawiają wiele do życzenia, nie tylko w USA, lecz również w Rosji, gdzie chociażby nie poradzono sobie z dramatyczną suszą, upałami i pożarami lasów w 2010 roku, a także w Chinach, gdzie miliony mieszkańców zmuszone są każdego dnia wdychać trujący smog.


Smog na ulicach Pekinu w Chinach.

Badacze potwierdzają, że próby manipulowania pogodą na niedużą skalę, wielkości miasta, mogą się powieść, ale szanse na osiągnięcie zamierzonego celu wynoszą mniej niż 20 procent. W przypadku sterowania pogodą na dużą skalę powodzenie operacji spada do zera. Systemy atmosferyczne są bowiem zbyt skomplikowane, abyśmy mogli je ze szczegółami przewidzieć, a co dopiero zapanować nad nimi.

Zakaz wszelkich wojen pogodowych, ale...

Jednakże, aby nikomu nie przyszło do głowy porywanie się z motyką na słońce, w 1976 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję zakazującą modyfikowania pogody dla celów militarnych. Naukowcom pozwolono jedynie "bawić się" klimatem w pokojowych celach.

O tym, że ta zabawa nadal trwa, świadczą właśnie takie doniesienia medialne, jak te o dziwnych najściach agentów CIA na naukowców. Naukowcy z Uniwersytetu Rutgersa poinformowali media, że pojawili się u nich agenci słynnej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) i zapytali o możliwość współpracy w tematyce zmian klimatycznych.

Służby mają być ponoć zainteresowane metodami manipulacji zjawiskami atmosferycznymi. Na cele badawcze łatwą ręką wyłożyły ponad pół miliona dolarów. Zaskoczeni naukowcy nie wiedzieli do kogo zgłosić się z tą rewelacją i wybrali media.

W ten sposób uchylony został rąbek tajemnicy, która ma być skrywana przed największym wrogiem USA, a mianowicie Rosją. Dlaczego? Ponieważ chodzą pogłoski, że to właśnie Rosjanie są odpowiedzialni za dwie z rzędu surowe zimy we wschodniej części Stanów Zjednoczonych.

Epoka lodowcowa, jak nazywali tęgie mrozy i gigantyczne śniegi przechodnie, wywołała olbrzymie spustoszenie na rynku energetycznym. Ceny energii gwałtownie wzrosły, przez co wielu mniej zamożnych Amerykanów musiało marznąć, nie mogąc podkręcić ogrzewania.

Pikanterii całej sprawie dodał fakt, że tak ekstremalnie niskie temperatury, na tak dużą skalę, były notowane tylko we wschodnich regionach USA i Kanady. To właśnie ma sprawiać, że agenci CIA są pewni, że Rosja właśnie wypowiedziała im wojnę pogodową. Powinniśmy wywierać większą presję na służby specjalne, aby tego typu podejrzane badania były przejrzyste dla opinii publicznej, bo mogą nam wyrządzić dużą krzywdę.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy