Czy potężna erupcja wulkanu w Chile może zmienić klimat?

W Ameryce Południowej doszło do pierwszej od 43 lat erupcji wulkanu Calbuco. Okazała się ona spektakularna. Czy chmury popiołów i gazów, które wędrują tysiące kilometrów w kierunku południowej Afryki, mogą spowodować zmiany klimatyczne na Ziemi?

W Ameryce Południowej doszło do pierwszej od 43 lat erupcji wulkanu Calbuco. Okazała się ona spektakularna. Czy chmury popiołów i gazów, które wędrują tysiące kilometrów w kierunku południowej Afryki, mogą spowodować zmiany klimatyczne na Ziemi?

W środę (22.04) wieczorem czasu polskiego w Chile w Ameryce Południowej doszło do potężnej erupcji wulkanu Calbuco. Wulkan zbudził się ze snu trwającego od 1972 roku. W powietrze, na wysokość ponad 10 kilometrów, wzbił się pióropusz popiołów i gazów.

Podczas zachodu Słońca erupcja potrafiła zaprzeć dech w piersi. Promienie słoneczne zaczęły się załamywać na drobinach popiołu i zabarwiły je na intensywny czerwono-różowy kolor.

Erupcja wulkanu Calbuco widziana z miasta Puerto Montt.

Na skutek tarcia między drobinami, doszło do wyładowań elektrycznych, które w dłuższej ekspozycji wyglądały niezwykle malowniczo.

Reklama

Jednak to, co piękne, bywa też niebezpieczne. Dlatego też w obawie przed spływającymi potokami lawy, ze swych domów, ewakuowano ponad 70 tysięcy ludzi. Po kilku godzinach erupcja skończyła się, ale to wcale nie był koniec.

Erupcja wulkanu Calbuco. Fot. Twitter.

Na miejscowości położone u stóp wulkanu zaczęły opadać popioły. W niektórych miejscach utworzyły one warstwę o grubości 20-30 centymetrów, przy tym zanieczyszczając ujęcia wody pitnej i doprowadzając do skażenia gleby. Mieszkańcy nie będą mogli wrócić do swych domów jeszcze przez dłuższy czas, a jeszcze dłużej nie będą mogli uprawiać ziemi.

Chmury popiołów oraz dwutlenku siarki i dwutlenku węgla zaczęły przesuwać się na północny wschód. W piątek (24.04) dotarły one nad Buenos Aires, stolicę Argentyny, a także Montevideo, stolicę Urugwaju. To miał być słoneczny dzień, ale z powodu popiołów poważnie się zachmurzyło.

W sobotę (25.04) chmura popiołów i gazów dotarła do południowych krańców Brazylii, m.in. nad Porto Alegre i Curitibę. Wczoraj (26.04) sięgnęła już Rio de Janeiro i Sao Paulo, a to oznacza, że w ciągu zaledwie 3 dni pokonała w sumie ponad 3 tysiące kilometrów. Wędrówkę dwutlenku siarki obrazuje poniższa animacja.

Wędrówka dwutlenku siarki wyemitowanego przez wulkan Calbuco. Fot. Aqua / AIRS / NASA.

W następnych dniach siarka i popioły wulkaniczne będą systematycznie się rozpraszać w atmosferze, wędrując wysoko ponad wodami Atlantyku, w kierunku Republiki Południowej Afryki. Jak wskazuje prognoza z modelu HYSPLIT, chmura popiołów dotrze nad kontynent za kilka dni. Niesiona jest ona przez prąd strumieniowy, okalający południową półkulę Ziemi, z zachodu na wschód. Nie ma więc możliwości, aby przemieściła się ona nad półkulę północną.

Tymczasem najbardziej interesująca nas chmura dwutlenku węgla, powędrowała na wschód nad wody Atlantyku, w międzyczasie rozpraszając się. Jak pokazuje poniższe zdjęcie z piątku (24.04), była ona nieporównywalnie mniejsza (czerwona elipsa) od ilości dwutlenku węgla uwalniających się np. z pożarów lasów tropikalnych w zachodniej i środkowej Afryce (biała elipsa).

Dobowa zawartość dwutlenku węgla 23 kwietnia 2015, pochodząca z wulkanu Calbuco w Chile (czerwona elipsa) i z pożarów lasów w zachodniej Afryce (biała elipsa). Fot. Aqua / AIRS / NASA.

Dowodzi to, że emisje CO2, pochodzące z erupcji wulkanicznych, są niemal nieznaczące dla ziemskiego klimatu. Badania naukowe jasno wskazują, że wulkany produkują rocznie około 0,3 miliarda ton dwutlenku węgla. Stanowi to zaledwie około 1 procenta emisji pochodzących z działalności ludzkiej, które przekraczają znacząco 30 miliardów ton rocznie.

Dla porównania najpotężniejsza erupcja wulkaniczna ostatnich kilkudziesięciu lat, mowa o wulkanie Pinatubo na Filipinach w 1995 roku, wyprodukowała do atmosfery 42 miliony ton dwutlenku węgla, co stanowi zaledwie 0,1 procenta ludzkiej emisji CO2 w ciągu roku.

Poziom dwutlenku węgla w atmosferze mierzony na Mauna Loa na Hawajach (NOAA) oraz grubość optyczna aerozoli w stratosferze dla fali 50 nm (NASA GISS). Wykres: naukaoklimacie.pl

Trzeba też zauważyć, że podwyższone emisje wulkaniczne zdarzają się średnio raz na kilkanaście lat, zaś ludzka emisja jest ciągła, w dodatku systematycznie wzrasta i to w zastraszającym tempie.

Układ emisji mogłaby zmienić jedynie jednoczesna, nagła i potężna erupcja wielu wulkanów na świecie. Prowadziłoby to jednak do globalnej katastrofy, która póki co jest mało prawdopodobna, zwłaszcza, że niczego podobnego nie doświadczono od tysięcy lat, w całej spisanej historii.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy