Drugi oddech Cracovii
Cracovia to chyba naprawdę jeden z najbardziej nieobliczalnych klubów Ekstraklasy. Gdy tylko zaczynają się pierwsze rozgrywki sezonu, nikt nie jest w stanie przewidzieć, w której części tabeli powinien znaleźć się krakowski klub. Podobnie jest na półmetku ligi, kiedy piłkarze wracają do gry na rundę wiosenną. Tu Cracovia znowu gra, jakby wszystkim na przekór...
Cracovia to chyba naprawdę jeden z najbardziej nieobliczalnych klubów Ekstraklasy. Gdy tylko zaczynają się pierwsze rozgrywki sezonu, nikt nie jest w stanie przewidzieć, w której części tabeli powinien znaleźć się krakowski klub. Podobnie jest na półmetku ligi, kiedy piłkarze wracają do gry na rundę wiosenną. Tu Cracovia znowu gra, jakby wszystkim na przekór...
Skazywana na degradację, Cracovia nieoczekiwanie nagle zaczęła grać dobrze. "Pasy" w tej rundzie jeszcze nie przegrały (oczywiście jeśliby nie liczyć sparingu z zespołem z Chorwacji na początku lutego), co jest wyczynem co najmniej zaskakującym, zwłaszcza, że w lidze klub na rozpoczęcie wiosny musiał zmierzyć się z dobrze znanymi markami.
Wystarczy wspomnieć mecz inauguracyjny nowej rundy, gdzie Cracovia niespodziewanie zremisowała 3:3 z Legią Warszawa. Już ten wynik wielu wprawił w małe zakłopotanie. Potem przyszedł kolejny remis, tym razem 0:0 z ambitnym Śląskiem Wrocław. Później było już tylko lepiej. Zwycięstwo 1:0 z Lechem Poznań obiegło chyba całą Polskę. W końcu niecodziennie się zdarza, by ostatnia drużyna Ekstraklasy pokonała klub zaprawiony w bojach Ligi Europejskiej... Wczorajsza przekonująca wygrana 3:0 z Koroną Kielce tylko potwierdziła, że Cracovia nie pogodziła się jeszcze ze spadkiem z ligi i zamierza walczyć do ostatniej kolejki. Być może faktycznie uda się rzutem na taśmę wskoczyć na 14 lokatę i po raz kolejny pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju.
Co jednak sprawiło, że "Pasy" znowu zaczęły grać na miarę swoich możliwości od początku tego roku? Trener, a nawet skład jest praktycznie niemal ten sam co w rundzie jesiennej. Takie transfery jak przy kupnie Saidiego Ntibazonkizy za 700 tysięcy euro z holenderskiego NEC lub Mariana Jarabicy z Budejovic za 400 tysięcy euro zostały poczynione jeszcze przed rozpoczęciem całego sezonu. Co więc się zmieniło w trakcie zimowej przerwy? Zapewne mentalność zawodników, którzy obiecali sobie pokazać wszystkim, że nie są tacy beznadziejni, jak to ich określano w prasie przez całą jesień. Że są zawodnikami potrafiącymi odnosić zwycięstwa w lidze i nawiązywać walkę z najlepszymi graczami na rynku.
Wszystko pięknie, tylko szkoda, że zespół obudził się tak późno. Teraz piłkarze będą musieli grać na 200%, by w przyszłym sezonie znowu móc występować na boiskach Ekstraklasy.
Życzymy powodzenia!