Falcon HTV-2 wystartował i... zaginął

Wczoraj amerykańskiemu wojsku udało się skutecznie wystrzelić bezzałogowy, hiperdźwiękowy samolot Falcon HTV-2 na pokładzie rakiety Minotaur IV. Jednak po zaledwie 9 minutach lotu z prędkością powyżej 20 machów samolot zaginął.

Wczoraj amerykańskiemu wojsku udało się skutecznie wystrzelić bezzałogowy, hiperdźwiękowy samolot Falcon HTV-2 na pokładzie rakiety Minotaur IV. Jednak po zaledwie 9 minutach lotu z prędkością powyżej 20 machów samolot zaginął.

Wczoraj amerykańskiemu wojsku udało się skutecznie wystrzelić na pokładzie rakiety Minotaur IV. Jednak po zaledwie 9 minutach lotu z prędkością powyżej 20 machów samolot zaginął.

Samolot ten ma umożliwiać pokonanie dystansu z Londynu do Sydney w ciągu zaledwie jednej godziny. Podczas lotu jego powłoka osiągać będzie temperaturę dwóch tysięcy stopni Celsjusza – czyli powyżej temperatury topnienia stali.

Falcon (którego pełna nazwa brzmi Falcon Hypersonic Technology Vehicle 2) miał zostać wystrzelony na pokładzie rakiety z kalifornijskiej bazy sił powietrznych Vandenberg wczoraj po południu. Rakieta miała go wynieść na krawędź przestrzeni kosmicznej skąd samolot miał rozpocząć przyspieszanie do prędkości wynoszącej prawie 21 tysięcy kilometrów na godzinę. Ze względu na warunki pogodowe start został przeniesiony na dzień dzisiejszy.

Reklama

Projekt Falcon został zainicjowany w 2003 roku w ramach planu stworzenia bojowego samolotu zdolnego przenieść i zrzucić bomby nad dowolnym miejscem na świecie w ciągu jednej godziny. Na razie jego konstrukcja była testowana wyłącznie w tunelach aerodynamicznych i symulacjach komputerowych – lecz nasza dotychczasowa wiedza pozwala tylko na przetestowanie go w takich warunkach do prędkości około 18 tysięcy kilometrów na godzinę. Jedyną możliwością sprawdzenia pozostało więc wystrzelenie samolotu i zobaczenie na własne oczy czy całość wytrzyma tak ekstremalne prędkości.

Plan wczorajszego lotu był taki, że Falcon miał przelecieć kilka tysięcy mil przy prędkości maksymalnej i po 30 minutach spaść do oceanu. Jednak według przedstawicieli DARPA (Agencja Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych) po 9 minutach kontrolowanego lotu w atmosferze kontakt z samolotem został utracony i nie udało się go przywrócić.

Najbardziej prawdopodobną wersją jest taka, że doszło do perforacji poszycia samolotu i spłonął on podczas lotu, lecz nie wykluczona jest hipoteza mówiąca o tym, że system obronny któregoś z państw wykrył nieznany obiekt i go zestrzelił. Efekt więc jest taki sam jak podczas poprzedniego, kwietniowego przelotu, gdy samolot również po około 9 minutach spadł do oceanu.

Co się dokładnie stało - pewnie nie dowiemy się przez długi czas - jako że na razie prawie wszystko związane z projektem jest ściśle tajne, a wojsko rzuca opinii publicznej jedynie niewielkie fragmenty informacji.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy