Hakerzy armii USA nie muszą być sprawni

Prawdziwi hakerzy, odmiennie niż w wizji serwowanej nam przez Hollywood - nie są najczęściej umięśnionymi i opalonymi przystojniakami, lecz niezbyt zdrowymi nerdami, którzy nie ruszają się sprzed monitora przez kilkanaście godzin dziennie. Dostrzegła to także armia USA.

Prawdziwi hakerzy, odmiennie niż w wizji serwowanej nam przez Hollywood - nie są najczęściej umięśnionymi i opalonymi przystojniakami, lecz niezbyt zdrowymi nerdami, którzy nie ruszają się sprzed monitora przez kilkanaście godzin dziennie. Dostrzegła to także armia USA.

Prawdziwi hakerzy, odmiennie niż w wizji serwowanej nam przez Hollywood - nie są najczęściej umięśnionymi i opalonymi przystojniakami, lecz niezbyt zdrowymi nerdami, którzy nie ruszają się sprzed monitora przez kilkanaście godzin dziennie. Dostrzegła to także armia USA.

Dowództwo zwróciło wreszcie uwagę na fakt, że nie każdy musi być dobry we wszystkim i zatrudniani przez nią cyber-wojownicy niekoniecznie muszą być zdolni do przechodzenia takich samych testów sprawnościowych jak żołnierze wysyłani na front.

Dlatego też generał porucznik Robert Brown - szef Combined Arms Center w Fort Leavenworth obiecał obniżenie standardów sprawności fizycznej dla hakerów. Według jego słów hakerzy nie są naturalnymi kandydatami do służby w wojsku, a większość z nich to "wychowane przez Google kuce".

Reklama

Wygląda więc na to, że wojskowa biurokracja  dogoni niedługo wymagania rzeczywistości. Przynajmniej w tej jednej kwestii.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy