Jesteśmy przygotowani na kolejną powódź?

Mijają 4 lata po jednej z największych powodzi w polskiej historii. Czy wyciągnęliśmy wnioski i poczyniliśmy przez ten czas solidne przygotowania, które uchronią nas przed skutkami kolejnego kataklizmu?

Mijają 4 lata po jednej z największych powodzi w polskiej historii. Czy wyciągnęliśmy wnioski i poczyniliśmy przez ten czas solidne przygotowania, które uchronią nas przed skutkami kolejnego kataklizmu?

Mijają 4 lata po jednej z największych powodzi w polskiej historii. Czy wyciągnęliśmy wnioski i poczyniliśmy przez ten czas solidne przygotowania, które uchronią nas przed skutkami kolejnego kataklizmu?

 

Powodzie, które dotknęły Polskę w maju i czerwcu 2010 roku, biorąc pod uwagę ich zasięg i stan wód, na niektórych odcinkach rzek można uznać za największe w ostatnim stuleciu.

 

Fale powodziowe jednocześnie dotknęły mieszkańców brzegów trzech największych polskich rzek, Wisły, Odry i Warty. 13 lat po powodzi w dorzeczu Odry, przypomniały nam, że nie możemy się czuć bezpiecznie, jeśli nie poczynimy inwestycji, które jeśli nie zapobiegną, to przynajmniej złagodzą skutki kolejnych kataklizmów.

Reklama

 

Na początku tego roku udostępniono w internecie mapy zagrożenia powodziowego w ramach Informatycznego Systemu Osłony Kraju przed Nadzwyczajnymi Zagrożeniami (ISOK). Jest to jeden z najważniejszych w ostatnich latach projektów dotyczących bezpieczeństwa kraju w odniesieniu do zagrożeń naturalnych.

 

Mapy pozwalają nie tylko określić, których budynków sięgnie woda, z dokładnością do ulicy, lecz również poznać prognozowaną prędkość i kierunek przepływu wody oraz jej głębokość.

 

Na mapie znajdują się też m.in. informacje o szacunkowej liczbie mieszkańców, którzy mogą być dotknięci powodzią na danym obszarze, ujęciach wody oraz obiektach, które w razie wystąpienia powodzi mogą spowodować zanieczyszczenie środowiska.

 

Mapy trafiły już do niektórych gmin, gdzie ich analizę rozpoczęły lokalne władze. Proces przekazywania map ma potrwać do końca 2014 roku. Niestety żadnych kroków w kierunku zabezpieczania się na wypadek powodzi, przy użyciu tych map, nie poczyniono, bo jak tłumaczą władze, jest na to zbyt wcześnie, a analiza materiału musi potrwać.

 

Gminy od początku 2015 roku będą miały 30 miesięcy na zmianę planów zagospodarowania przestrzennego, aby nigdy więcej nie budowano na terenach zalewowych. Jednak wtedy może być już za późno.

 

Mapa ryzyka powodziowego z naniesionym kierunkiem i prędkością przepływu wody. Dane: ISOK.

 

Niestety przez te kilka lat niewiele inwestycji w pełni ukończono. Kilka dużych projektów hydrotechnicznych nadal jest w trakcie prowadzenia, a to nie wystarczy, abyśmy mogli w nadchodzących dniach spać spokojnie.

 

Jedna z największych inwestycji hydrotechnicznych, zbiornik retencyjny Racibórz Dolny w woj. śląskim, który ma w założeniu złagodzić falę powodziową na Odrze na odcinku od Raciborza aż po Wrocław, jeszcze się nie zakończyła.

 

Zbiornik będzie mógł być napełniony najwcześniej pod koniec 2016 roku. Tymczasem niektórzy mieszkańcy wsi Nieboczowy i Ligota Tworkowska w gminie Lubomia koło Raciborza, które są notorycznie zalewane przez Odrę i według planów mają stanowić samo dno zbiornika retencyjnego, nadal nie chcą przeprowadzić się do nowej wsi.

 

Są nią Nowe Nieboczowy w okolicach miejscowości Syrynia, gdzie wielka woda nigdy już nikomu nie zagrozi. Gdyby w najbliższych dniach doszło do powodzi, to istnieje ryzyko, że wznoszone ściany zbiornika mogłyby ulec uszkodzeniu, a sama inwestycja ponownie mogłaby się opóźnić...

 

Prace przy budowie zbiornika retencyjnego Racibórz Dolny. Fot. Google.

 

Nieukończona jest również przebudowa węzła wodnego we Wrocławiu, który ma uchronić stolicę Dolnego Śląska przed powtórką z 1997 roku. Nad Odrą nadal toczą się prace, a końca ich nie widać, również z powodu problemów z chińskim wykonawcą.

 

Nikt nie potrafi powiedzieć jak skończyłoby się wpłynięcie fali powodziowej do Wrocławia i czy dotychczasowe prace nie poszłyby na marne, gdyby rwący nurt rzeki uszkodził to, co udało się już przebudować.

 

Śluza miejska na kanale Miejskim we Wrocławiu. Fot. programodra.pl

 

W dorzeczu Wisły najbardziej zagrożone są te same miejsca, które woda dosięgła 4 lata temu. Kraków jest w miarę bezpieczny, pomimo miejscowych podtopień, Wisła nie powinna się przelać przez obwałowanie w rejonie Wawelu.

 

Gorzej sytuacja wygląda w Sandomierzu, który w 2010 roku stał się ikoną zniszczeń poczynionych przez powódź. W ubiegłym roku rozpoczął się remont prawego wału Wisły, na odcinku od portu do granicy z województwem podkarpackim.

 

Powstają także umocnienia na brzegach Atramentówki, przy nowej pompowni oraz przy śluzie grawitacyjnej w Koćmierzowie. Według władz, po zakończeniu inwestycji, rejon Sandomierza ma być zabezpieczony kompleksowo.

 

Za około 30 milionów złotych powstaje wyższy o ponad metr wał, który ma być mocniejszy dzięki 10-metrowej przesłonie przeciwfiltracyjnej. Niestety do tej chwili udało się zakończyć tylko część zaplanowanych inwestycji, a to oznacza, że mieszkańcy Sandomierza i okolic nadal nie mogą się czuć w pełni bezpieczni.

 

W powijakach jest również gigantyczny projekt dotyczący odcinka Wisły od Nagnajowa do Zawichostu. Całość ma kosztować około 2,7 miliarda złotych, czyli aż 25 procent wartości całego programu Górnej Wisły. Niestety prace zakończą się dopiero w okolicach 2020 roku.

 

Powódź w Sandomierzu. Fot. Kacper Kowalski / National Geographic.

 

Kolejnym newralgicznym miejscem jest lubelska gmina Wilków, gdzie w 2010 roku pod wodą znalazło się kilka miejscowości, łącznie 90 procent powierzchni gminy. Jak pamiętamy obrazki z telewizji, to właśnie tam domy były zalane po same dachy i to dwukrotnie.

 

Naprawa zniszczonych dróg i szkół pochłonęła już ponad 20 milionów złotych. Obecnie trwają przygotowania do realizacji unijnego programu pomocowego sięgającego 22 milionów zł, który przeznaczony jest m.in. na modernizację sieci mostów i obiektów sportowych.

 

Odbudowano i wzmocniono wały, jednak jak twierdzą specjaliści, to może nie pomóc uchronić ludność przed kolejną powodzią, ponieważ z powodu przeszło 20-letnich zaniedbań w pracach regulacyjnych na korycie rzeki spowodowało wypiętrzenie dna Wisły, co w efekcie doprowadziło do powodzi.

 

Tymczasem władze skarżą się na bałagan kompetencyjny, ponieważ kto inny odpowiada za wały, kto inny za tzw. międzywale. Przepisy są kuriozalne, a przez to mieszkańcy nadal są zagrożeni powtórką sprzed 4 lat.

Powódź w gminie Wilków w woj. lubelskim.

 

Nie lepsza sytuacja panuje na odcinku Wisły za Płockiem. W gminach Słubice i Gąbin w woj. mazowieckim oraz w poszkodowanej w 2010 roku miejscowości Świniary, wały odbudowano, ale mieszkańcy żalą się, że nie ma żadnej gwarancji, że tym razem wytrzymają.

 

Trauma po tamtych wydarzeniach sprawia, że mieszkańcy dotkniętych żywiołem obszarów z niepokojem śledzą prognozy, patrzą w niebo i na poziom rzeki, obawiając się powtórki. Czy jesteśmy gotowi na kolejną powódź w zaledwie 4 lata po poprzedniej?

 

Ostateczną odpowiedź na to pytanie poznamy już niebawem, bo nie specjalne komisje, lecz sama przyroda zrewiduje czy inwestycje były coś warte, czy też nie.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy