Mecz Wisły wykładnikiem ligi

Duża stawka, niezbyt silny rywal i przeciętny mecz - tak w skrócie można by opisać mecz Skonto Ryga - Wisła Kraków, rozgrywanego w ramach II rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. I choć sam mecz raczej rozczarował, to pokazał w jakim miejscu jest obecnie polska piłka.

Duża stawka, niezbyt silny rywal i przeciętny mecz - tak w skrócie można by opisać mecz Skonto Ryga - Wisła Kraków, rozgrywanego w ramach II rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. I choć sam mecz raczej rozczarował, to pokazał w jakim miejscu jest obecnie polska piłka.

Duża stawka, niezbyt silny rywal i przeciętny mecz - tak w skrócie można by opisać mecz Skonto Ryga - Wisła Kraków, rozgrywanego w ramach II rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. I choć sam mecz raczej rozczarował, to pokazał w jakim miejscu jest obecnie polska piłka.

Choć krakowianie mogą się cieszyć ze zwycięstwa na wyjeździe, to zdecydowanie nie powinni zapominać okoliczności, w jakich ten mecz wygrali. Różnica tylko jednej bramki, w dodatku samobójczej wcale nie powinna kopaczom Wisły chluby przynosić. Goli po stronie mistrza Polski mogło paść oczywiście więcej, ale jak to zwykle bywa w bojach naszych klubów po Europie - nie padły.

Reklama

Najlepsza drużyna naszego kraju dość niemiłosiernie męczyła się z mistrzem Łotwy. Wydawało się wręcz, że za chwilę powtórzy się widmo innych "potęg" z Macedonii, Gruzji, czy Estonii, które zdążyły w ostatnich latach zaleźć polskim klubom za skórę. Tylko problem w tym, że to w tej chwili jest już nasza półka.

Gdy przychodzi do losowań w ramach Ligi Mistrzów tudzież Ligi Europejskiej, to cieszymy się, że trafiamy na ekipy z Kazachstanu, czy Azerbejdżanu. Tylko łatwo wówczas zapominamy, że to już nie są chłopcy do bicia jak jeszcze choćby 10 lat temu. Wszystkie te kraje - łącznie z Łotwą - osiągnęły jakiś progres. Mniejszy lub większy, ale jednak poszły do przodu. My się cofnęliśmy i coraz łatwiej przydarzają nam się wpadki z drużynami z zaścianków piłkarskiej Europy. Tylko, że słowo "wpadka" coraz częściej powinna tu być zastąpiona "normą".

Co roku musimy się wstydzić za jakiś polski klub, który kompromituje się na międzynarodowej arenie. W tym roku już musieliśmy się wstydzić za Jagiellonię, która także pierwszy mecz wygrała w stosunku 1:0. Wystarczyła jednak wycieczka do Kazachstanu, by pokazać nam gdzie jest nasze miejsce.

Pozostaje nam tylko jak zwykle wierzyć, że Wisła nie powtórzy ich błędu i uniknie katastrofy podobnej do tych, jakie musieliśmy oglądać w przeszłości.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy