Nowe obserwacje umacniają Wielki Wybuch

Naukowcom z Uniwersytetu Cambridge przy użyciu najpotężniejszych teleskopów na świecie udało się umocnić jedną z ważniejszych teorii w całej kosmologii - teorię Wielkiego Wybuchu.

Naukowcom z Uniwersytetu Cambridge przy użyciu najpotężniejszych teleskopów na świecie udało się umocnić jedną z ważniejszych teorii w całej kosmologii - teorię Wielkiego Wybuchu.

Naukowcom z Uniwersytetu Cambridge przy użyciu najpotężniejszych teleskopów na świecie udało się umocnić jedną z ważniejszych teorii w całej kosmologii - teorię Wielkiego Wybuchu.

Od kilkudziesięciu lat astrofizyków męczył problem z ilością izotopów litu w najstarszych gwiazdach w naszej galaktyce. Wyglądało po prostu na to, że znajduje się tam kilkaset razy więcej 6Li oraz 7Li niż zakłada tzw. pierwotna nukleosynteza - czyli teoretyczne przewidywania dotyczące pierwszych momentów po Wielkim Wybuchu. Z tego powodu niektórzy z badaczy poświęcili długie lata na szukanie alternatywnych możliwych źródeł tych izotopów - bez powodzenia.

Reklama

Obserwacje przeprowadzone ostatnio przez badaczy z Cambridge z pomocą 10-metrowego Teleskopu Kecka na Mauna Kea, na Hawajach, połączone z najnowszymi modelami gwiezdnej atmosfery rozwiązują ten problem - wskazują, że w najstarszych widocznych gwiazdach istnieje tyle izotopów litu, ile zakłada teoria Wielkiego Wybuchu.

Tym samym udało im się przywrócić porządek do teorii powstania Wszechświata.

Przed powstaniem teorii Wielkiego Wybuchu sądzono powszechnie (nawet Einstein tak uważał), że Wszechświat jest stały i nie porusza się. Inaczej sądził jednak rosyjski astrofizyk Aleksandr Friedman, który jako jeden z pierwszych przedstawił równania wskazujące na rozszerzanie się Wszechświata. Niezależnie do podobnych wniosków doszedł nieco później Georges Lemaitre, a teorie te zostały potwierdzone w 1929 roku przez Edwina Hubble'a, który dostrzegł wyraźne przesunięcie ku czerwieni galaktyk oddalonych od Ziemi - proporcjonalne do ich odległości od Ziemi (dziś znamy to jako prawo Hubble'a).

Próbowano to wyjaśnić dwojako. Jeden z zespołów - pod kierownictwem brytyjskiego astronoma Freda Hoyle'a - uważał, że gęstość Wszechświata nie maleje mimo, że rozszerza się on - co związane miało być z nieustannym powstawaniem nowej materii (była to teoria stanu stacjonarnego). Druga - rozwijana najpierw przez Lemaitre'a, a później przez George'a Gamowa - została przez Hoyle'a (a więc głównego jej przeciwnika) nazwana w celu jej dyskredytacji Big Bang Theory.

Postęp technologiczny  i odkrycie w latach 60 mikrofalowego promieniowania tła przechyliło jednak szalę na korzyść Wielkiego Wybuchu - a dalej potwierdziły ją obserwacje czynione w czasach nam współczesnych dodatkowo rozszerzając teorię tę o fakt, że Wszechświat nie tylko się rozszerza, ale że proces ten nieustannie przyspiesza.

Źródła: ,

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy