Czysta woda czy ciepła woda? Kąpiel może skończyć się u lekarza
Polskie wybrzeże to nie tylko zimna woda i parawany. Tam, gdzie Bałtyk jest najcieplejszy, kąpiel może być przyjemniejsza, ale... też groźniejsza. Ciepło sprzyja zakwitom sinic, a te mogą skutecznie zepsuć wakacje.

Polskie morze uchodzi za chłodne. Woda w Bałtyku nie rozpieszcza temperaturą jak w krajach południowych, ale i tu są miejsca, gdzie można liczyć na cieplejszą kąpiel. Problem w tym, że właśnie te cieplejsze wody są bardziej podatne na rozwój sinic - bakterii, które potrafią nie tylko zepsuć urlop, ale i zagrozić zdrowiu. Co więc lepsze - ciepła woda czy czysta woda?
Bałtyk ma za sobą krótką, choć burzliwą przeszłość
Bałtyk jest geologicznie młodym morzem. Jego historia sięga końca ostatniego zlodowacenia. Około 15,5 tys. lat temu lądolód zaczął się wycofywać z północnej części Polski, a po kolejnym tysiącu lat, znalazł się około 100 kilometrów na północ od współczesnego wybrzeża naszego kraju. W zagłębieniu zaczęły się gromadzić wody z topniejącego lodowca, tworząc liczne jeziora, które w pewnym momencie się połączyły. Tak powstał pierwszy większy akwen o nazwie Bałtyckie Jezioro Lodowe - wąski i długi zbiornik rozciągający się od współczesnej Danii po Litwę, który przetrwał 3 tysiące lat. Od północy wciąż ograniczony był lodem.

W miarę wycofywania się lodu jezioro zyskało połączenie z oceanem. W związku z tym, że poziom lustra wody jeziora położony był wyżej niż oceanu, woda zaczęła gwałtownie odpływać. Wyrównanie poziomu wody umożliwiło jej wymianę i napływ słonych wód do Bałtyku. Wówczas pojawił się tam małż Yoldia arctica, od którego akwen nazwano Morzem Yoldiowym.

Duża masa lodu obecna w północnej części Europy podczas zlodowacenia doprowadziła do ugięcia się skorupy ziemskiej. Po ustąpieniu lodowca zaczęła dźwigać się, odcinając ostatecznie dostęp do oceanu około 10,7 tysiąca lat temu. Odizolowane Morze Yoldiowe zamieniło się w słodkowodne Jezioro Ancylusowe. Nazwę zyskało od żyjącego tam ślimaka Ancylus fluviatilis.

Ostatecznie około 9,8 tys. - 9,5 tys. lat temu w wyniku podnoszenia się poziomu wód oceanicznych doszło do ostatecznego połączenia Morza Bałtyckiego. Woda zaczęła się mieszać przez Cieśniny Duńskie i przekształcać słodkowodne jezioro w słonawe morze. Po tysiącletniej wymianie wody śródlądowego zbiornika stały się na tyle słone, że zadomowił się w nich ślimak Littorina litorea, od którego morze otrzymało nazwę - Morze Litorynowe.

Wygląd jego wybrzeża różnił się od obecnie obserwowanego. Dopiero ruchy pionowe Półwyspu Skandynawskiego doprowadziły do cofnięcia się wody i poszerzenia lądu. Jednocześnie na południu woda wkraczała na ląd. Około tysiąc lat temu wraz z łodziami wikingów, przywleczony z Ameryki Północnej został małż Mya arenaria, od którego akwen otrzymał nazwę Morze Mya. Morze Mya to obecne stadium Morza Bałtyckiego.
Obecnie Bałtyk połączony jest z Morzem Północnym tylko przez wąskie i płytkie Cieśniny Duńskie (Cieśniny Bałtyckie). I to właśnie ten wąski "korek" sprawia, że Bałtyk wymienia wodę z oceanem w ślimaczym tempie. Według oceanografów pełna wymiana wód trwa tu nawet 30 lat. Oznacza to, że wszelkie zanieczyszczenia, od nawozów po mikroplastik, mogą utrzymywać się w Bałtyku przez dekady. A to z kolei ma bezpośredni wpływ na ekosystem i jakość wody, także w kontekście rozwoju sinic.

Od czego zależy temperatura wody w Bałtyku?
Bałtyk to morze śródlądowe (śródziemne) wewnątrzkontynentalne. Jest otoczone lądem, choć w przeciwieństwie do Morza Śródziemnego położone dużo bardziej na północ. To już samo w sobie wpływa na warunki termiczne. Ale nie tylko szerokość geograficzna ma tu znaczenie. Morze Bałtyckie jest rozciągnięte południkowo na długości ponad 1,3 tys. kilometrów - od cieplejszych wybrzeży Niemiec i Polski, po chłodne rejony Finlandii i Szwecji, leżące niedaleko koła podbiegunowego. Nic dziwnego, że różnice w temperaturze potrafią być znaczne.
Średnia głębokość Bałtyku to tylko około 50 metrów, ale lokalnie występują zarówno głębie (jak Basen Bornholmski czy Gdański), jak i płycizny (np. Płycizna Czołpińska). Woda w płytszych miejscach nagrzewa się szybciej, szczególnie jeśli jest osłonięta od otwartego morza, co ogranicza mieszanie się mas wodnych. Z kolei w rejonach głębokich może dochodzić do upwellingu, czyli wypływania chłodniejszej wody z głębszych warstw ku powierzchni. To właśnie tam kąpiel bywa mniej komfortowa.
Ważną rolę odgrywa też pogoda. Więcej słońca oznacza cieplejszą wodę. A klimat się ociepla, więc i temperatura powierzchni morza rośnie. Wydaje się, że to dobra wiadomość, ale niestety ma drugą stronę medalu.
Gdzie nad Bałtykiem woda jest najcieplejsza?
Choć Bałtyk to jedno morze, to różnice lokalne są bardzo wyraźne. Najcieplejszych kąpieli można się spodziewać przede wszystkim:
- W Zatoce Pomorskiej - od Świnoujścia do Kołobrzegu;
- Na wschód od Ustki, w rejonie Łeby - na Płyciźnie Czołpińskiej i Ławicy Stilo;
- W Zatoce Gdańskiej - od Trójmiasta po Puck, gdzie płytkie wody są osłonięte Półwyspem Helskim.
W tych rejonach woda jest zazwyczaj o 2-4 st. C cieplejsza niż np. między Kołobrzegiem a Darłowem. Wpływa na to zarówno ukształtowanie dna, jak i obecność płycizn oraz zatok. Dla rodzin z dziećmi, które chcą spędzić więcej czasu w morzu - to dobry wybór.
Z kolei chłodniejsze wody występują często tam, gdzie dochodzi do wspomnianego wcześniej upwellingu. Szczególnie podatne są na to dwa odcinki wybrzeża:
- Między Kołobrzegiem a Darłowem, gdzie niedaleko znajduje się głęboki Basen Bornholmski;
- Od Łeby do Władysławowa, gdzie chłodniejsza woda może napływać z Basenu Gdańskiego.
W tych miejscach kąpiel może nie być tak przyjemna, ale... może okazać się bezpieczniejsza.
Sinice w Bałtyku. Kiedy się pojawiają i dlaczego są groźne?
Wysoka temperatura wody i bezwietrzna pogoda to wymarzone warunki nie tylko dla turystów. To również idealne środowisko dla sinic, czyli samożywnych bakterii (cyjanobakterii), które mogą tworzyć zakwity i skutecznie pokrzyżować plany wypoczynku nad morzem. Sinice występują naturalnie w większości zbiorników wodnych, ale to właśnie ciepła, stojąca woda z dużą ilością fosforanów i małym falowaniem sprzyja ich gwałtownemu namnażaniu. Gdy zakwit się rozwinie, woda zaczyna wyglądać nieprzyjemnie: pojawiają się zielonkawe, niebieskie, a czasem brunatne kożuchy, o zatęchłym lub ziemistym zapachu.
Zakwity sinic są nie tylko brzydkie i odpychające. Są również niebezpieczne dla zdrowia. Połknięcie wody z sinicami może prowadzić do zatruć pokarmowych z bólem brzucha, wymiotami i biegunką. Ale na tym nie koniec. Objawy mogą obejmować gorączkę, dreszcze, duszności, wysypki, a nawet rumień i owrzodzenia w jamie ustnej. Niektóre gatunki sinic wydzielają neurotoksyny, które w skrajnych przypadkach mogą uszkadzać układ nerwowy. Dlatego przy aktywnym zakwicie sanepid zakazuje nie tylko kąpieli, ale wręcz zaleca unikanie przebywania na plaży. Sinice mogą bowiem unosić się w powietrzu jako aerozol.

Problem narasta wraz z ociepleniem klimatu. - W ostatnich dekadach woda w Bałtyku wyraźnie się ociepliła. Średnia temperatura naszego morza w ciągu 30 lat podniosła się o około 1,8 st. C. Wykracza to poza jej normalne wahania - wyjaśnia dr Wiktor Piech z Katedry Geografii Fizycznej Uniwersytetu Łódzkiego. - Z jednej strony może to cieszyć plażowiczów, jednakże z drugiej powoduje szybszy i intensywniejszy zakwit glonów, a także cyjanobakterii. Wraz z dostawą związków azotu i fosforu z lądu oraz wzrostem wspomnianej temperatury może to skutkować nagłym pojawieniem się sinic i uniemożliwieniem kąpieli - dodaje geograf.
To jednak nie koniec konsekwencji. Po obumarciu sinic i rozpoczęciu ich rozkładu zużywany jest tlen rozpuszczony w wodzie. - Powoduje to spadek jej natlenienia, co z kolei prowadzi do duszenia się organizmów wodnych, a przy dnie zaczynają tworzyć się strefy beztlenowe. W nich rozwijają się bakterie beztlenowe, produkujące metan lub siarkowodór. Związki te negatywnie wpływają na cały ekosystem - ostrzega ekspert. W cieplejszych wodach pojawiają się też nowe, ciepłolubne gatunki, wypierając te, które do tej pory były charakterystyczne dla chłodniejszego Bałtyku.
Chłodniejsza woda? Czasem lepiej
Wybierając miejsce na wakacje nad Morzem Bałtyckim, wielu turystów kieruje się prognozami temperatury wody. Ale wyższa temperatura to większe ryzyko zakwitu sinic, szczególnie w lipcu i na początku sierpnia. To właśnie w tym czasie występują najczęściej zakazy kąpieli. Ciepła, osłonięta Zatoka Gdańska, choć zachęcająca, bywa zamykana dla turystów z powodu bakterii.
Tymczasem chłodniejsza woda w rejonach bardziej przewiewnych, z większym falowaniem i wpływem głębokich mas wody (jak np. okolice Kołobrzegu czy Władysławowa) może okazać się mniej podatna na zakwity. Woda może nie będzie miała 22 st. C, ale przynajmniej będzie czysta, a kąpielisko otwarte.
W praktyce to oznacza, że warto śledzić nie tylko prognozy pogody i temperatury, ale również komunikaty sanepidu dotyczące jakości wody. Ostateczny wybór lokalizacji nad morzem zależy oczywiście od wielu czynników i osobistych preferencji. Nie tylko temperatury, ale też liczby turystów, infrastruktury, atrakcji czy dostępności i szerokości plaż. Ale jeśli komuś zależy na codziennej kąpieli, bez zakazu i bez ryzyka dla zdrowia, warto wziąć pod uwagę także te miejsca, które z pozoru wydają się mniej atrakcyjne termicznie.