Oszustwo drogą do finału?

Symulowanie faulu na piłkarskich boiskach to dziś niemal codzienność. Sprawy jednak robią się znacznie bardziej kontrowersyjne, kiedy mamy do czynienia ze spotkaniem obserwowanym przez całą Europę, a gra toczy się o bardzo dużą stawkę.

Symulowanie faulu na piłkarskich boiskach to dziś niemal codzienność. Sprawy jednak robią się znacznie bardziej kontrowersyjne, kiedy mamy do czynienia ze spotkaniem obserwowanym przez całą Europę, a gra toczy się o bardzo dużą stawkę.

Symulowanie faulu na piłkarskich boiskach to dziś niemal codzienność. Sprawy jednak robią się znacznie bardziej kontrowersyjne, kiedy mamy do czynienia ze spotkaniem obserwowanym przez całą Europę, a gra toczy się o bardzo dużą stawkę.

Gran Derbi w Lidze Mistrzów zdarza się ekstremalnie rzadko. Można by nawet powiedzieć, że równie często jak podium na Mistrzostwach Świata dla reprezentacji Polski. Nic więc dziwnego, że spotkanie na Santiago Bernabeu śledziły całe miliony widzów. Każdy spodziewał się bardzo zaciętego meczu, gdzie o wyniku zapewne przesądziłaby jedna decydująca akcja. Bramki jednak padły dwie, tyle że w ścisłej końcówce, kiedy różnica w liczbie zawodników na boisku robiła się coraz wyraźniejsza.

Reklama

Real wskutek kontrowersyjnej czerwonej kartki stracił jednego z piłkarzy odpowiedzialnych za grę właśnie w defensywie. Ta decyzja przeważyła. Messi zyskał dzięki temu znacznie więcej miejsca na boisku, co w końcu zaowocowało dwoma trafieniami w jego wykonaniu.

Jednak chociaż sam mecz nie stał na najwyższym poziomie, media wciąż do niego wracają. Dlaczego? Bo był przepełniony kontrowersją. I nie mówię tu tylko o wspomnianej wcześniej "czerwieni" Pepe, czy też o innych dziwnych decyzjach sędziego. Chodzi przede wszystkim o brzydką postawę Barcelony, która pomimo uzyskania niemałej przewagi przed rewanżem nie powinna zasługiwać na grę w wielkim finale Ligi Mistrzów.

Skąd taka opinia? Bo symulantów powinno się karać, a nie promować! Właśnie dlatego zamiast nazywać ich "Dumą Katalonii" powinniśmy raczej używać określeń typu "Wstyd Katalonii". Piłkarze "Blaugrany" tamtego wieczoru nie myśleli o pięknej grze do jakiej nas przyzwyczaili. Myśleli tylko i wyłącznie o osłabieniu Realu przed rewanżem. W jaki sposób? Poprzez kartki. Każde wykluczenie z rewanżu podstawowego zawodnika "Królewskich" do dodatkowa szansa dla Barcelony na postawienie na swoim na Camp Nou. Dlatego też oglądaliśmy nie popisy finezji z piłką, a parady aktorskie. Katalończycy przewracali się przy każdym najmniejszym kontakcie z rywalami z Madrytu natychmiast chwytając się przy tym za twarz, co miałoby sugerować jakieś brutalne uderzenie.

Jeśli nie wierzycie, to obejrzyjcie sobie poniższe nagrania i sami zadajcie sobie pytanie, czy tacy piłkarze zasługują na grę w finale Champions League...

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy