Polska gorsza od Liechtensteinu?

25 marca tego roku reprezentacja Polski przegrała towarzyskie spotkanie z Litwą 2:0 na jej terenie. Porażka nie była jakimś szczególnym zaskoczeniem dla tych, którzy wiedzą, że kadra pod wodzą Franciszka Smudy już od dawna nie radzi sobie najlepiej.Problem jednak w tym, że z naszą drużyną narodową jest chyba jednak jeszcze gorzej, niż nam się to wydaje...

25 marca tego roku reprezentacja Polski przegrała towarzyskie spotkanie z Litwą 2:0 na jej terenie. Porażka nie była jakimś szczególnym zaskoczeniem dla tych, którzy wiedzą, że kadra pod wodzą Franciszka Smudy już od dawna nie radzi sobie najlepiej.Problem jednak w tym, że z naszą drużyną narodową jest chyba jednak jeszcze gorzej, niż nam się to wydaje...

Spotkanie w Kownie upłynęło pod znakiem "dziczy z Polski", która zdewastowała miejscowy stadion i po raz kolejny pokazała, że PZPN ma problem z naszymi kibolami. Burdy w wykonaniu Polaków urosły wtedy do tak dużej rangi, że mało kto wówczas zwrócił uwagę na fakt, jak łatwo "rozklepała" nas kadra Litwy, która grając "dla jaj" wpakowała nam dwa gole, samemu nie tracąc przy tym ani jednej.

Polski kibic już zdążył się przyzwyczaić do takich wyników przez ostatnie półtorej roku. Warto jednak odnotować fakt, że nasi niedawni "pogromcy", którzy nawet nie traktowali meczu z Polską na poważnie, stracili ostatnio punkty w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy. I to wcale nie w rywalizacji z jakimś gigantem. Wprost przeciwnie! Litwa uległa nikomu innemu, jak Liechtesteinowi, dla którego były to pierwsze punkty w walce o polsko-ukraińskie EURO.

Co ciekawe, Litwa grając "na poważnie" z Liechtensteinem dostała dokładnie w takim samym stosunku, jak wygrała "na luzie" z Polską. Jeśli ktoś by się pokusił o porównanie obu tych meczów, to szybko doszedłby do wniosku, że Liechtenstein zlałby obecną ekipę Polski w stosunku przynajmniej 0:4! Oczywiście takie porównania zbyt wielkiego sensu nie mają. Niemniej to tylko kolejny mały przykład tego, że nasza kadra to obecnie ścisła końcówka w Europie.

Co jednak dziwne, nie przeszkadza to całym tłumom kibiców w wybraniu się na najbliższą potyczkę Polski z rezerwami Argentyny. No chyba że ludzie idą tam po to, by ponabijać się z polskich obrońców, którzy będą robili za pachołki treningowe dla zawodników Albicelestes.

A tak już zupełnie poważnie, to wystarczy przypomnieć sobie stare porzekadło, że ryba psuje się od głowy. Tyle że rybą w tym wypadku jest polski futbol, a głową - PZPN. A nasz związek nie ma ostatnio najlepszych notowań. Najbardziej wymowny będzie chyba ostatni zapis pani rzecznik, która postanowiła poinformować kibiców o ich potencjalnej liczbie na meczu z Argentyną:

"Po aktualizacji danych wiemy, że na Argentynę przyjdzie już ok.14 tysięcy biletów."

Geekweek
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas