Unia Europejska zajmie się sprawą spożywczego rasizmu w krajach UE
Latem 2016 roku w Polce i u naszych sąsiadów wybuchła wielka afera po tym, jak wykryto, że sprzedawane w sklepach popularne herbatniki Leibnitz reklamowane jako "maślane" w rzeczywistości zawierają bardzo niezdrowy utwardzony olej palmowy...
Latem 2016 roku w Polce i u naszych sąsiadów wybuchła wielka afera po tym, jak wykryto, że sprzedawane w sklepach popularne herbatniki Leibnitz reklamowane jako "maślane" w rzeczywistości zawierają bardzo niezdrowy utwardzony olej palmowy. Dla porównania w kraju, z którego pochodzą, a więc w Niemczech, oleju palmowego nie ma, w zamian jest zdrowe masełko.
Firma tłumaczyła się wówczas, że wynikało to ze specyfikacji polskiego rynku. Aby cena była niska i atrakcyjna dla przeciętnego klienta, konieczna okazała się modyfikacja składu produktu. Niestety, okazuje się, że nie był to wcale odosobniony przypadek.
Węgierskie i słowackie urzędy bezpieczeństwa żywności przeprowadziły w ostatnim czasie szczegółowe kontrole produktów żywnościowych, zwłaszcza w niemieckich sklepach Lidl i Aldi. Wyniki były porażające. Ponad połowa produktów miała inny skład niż ich odpowiedniki w Niemczech czy Austrii. Produkty miały nie tylko inną zawartość, ale również wagę, rozmiary, smak i konsystencję. Jedne były mniej chrupkie, a inne słodsze. Jedynie czekolady Milka były identyczne we wszystkich krajach Unii.
Mimo, że bardzo dokładnie prześledzono wszystkie parametry jakościowe produktów, w tym zawartość mięsa, tłuszczy czy białka, Komisja Europejska uznała wyniki badań za bezpodstawne, co więcej, wskazała, że międzynarodowe koncerny mają prawo do modyfikacji swoich produktów w danych krajach.
To, że w Polsce, Czechach czy na Węgrzech skazani jesteśmy na "podróbki" oryginalnych produktów, każdy z nas wiedział od dawna, choć nie sposób było to potwierdzić. Mity o tym, że w Polsce proszki do prania czy płyny do płukania są gorszej jakości niż Niemczech, stały się już faktem.
Polacy coraz chętniej sięgają po polskie produkty. Fot. PxHere.
Do Środkowo-Wschodniej Europy trafiają produkty drugiej kategorii. Dowodem są na to chociażby owoce, takie jak banany czy pomarańcze, których wygląd i smak pozostawia wiele do życzenia w porównaniu z tym, co możemy dostać w Niemczech czy Austrii.
Rząd Polski, w porozumieniu z krajami Grupy Wyszehradzkiej (V4), jakiś czas temu rozważał wstrzymanie importu produktów spożywczych o jakości gorszej niż ich odpowiedniki sprzedawane w takich samych opakowaniach w innych państwach, jeśli Komisja Europejska nie podejmie bardziej zdecydowanych działań w tej sprawie w całej Unii Europejskiej.
Teraz dowiadujemy się, że Parlament Europejski przeznaczy 800 tysięcy euro, a Komisja Europejska milion euro na zbadanie, czy rzeczywiście w nowych krajach UE występuje taki proceder. Całą sprawą zajmie się ośrodek badawczy Joint Research Center w Geel pod Brukselą.
Szybka reakcja polskiego rządu w tej niepokojącej sprawie już przynosi pierwsze, pozytywne efekty, bo Zachodnie koncerny oświadczyły, że we wszystkich krajach Europy (również w Polsce) będą sprzedawały produkty takiej samej jakości. Co ważne, Polacy coraz częściej sięgają po rodzimy produkty. Można nawet śmiało rzec, że w naszym kraju rośnie patriotyzm gospodarczy ()
Źródło: GeekWeek.pl/ / Fot. PxHere