Wielkie śnieżyce wieszczą globalne ochłodzenie?
Wschodnie wybrzeże USA, kraje Bliskiego Wschodu czy Japonia tej zimy przeżyły śnieżyce, które biły historyczne rekordy. Jak to możliwe, że w ocieplającym się świecie wciąż zdarzają się takie zjawiska i czy są one oznaką końca globalnego ocieplenia?
Wschodnie wybrzeże USA, kraje Bliskiego Wschodu czy Japonia tej zimy przeżyły śnieżyce, które biły historyczne rekordy. Jak to możliwe, że w ocieplającym się świecie wciąż zdarzają się takie zjawiska i czy są one oznaką końca globalnego ocieplenia?
Na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych ta zima jest jedną z najbardziej śnieżnych w ponad 100-letniej historii pomiarów. Fale śnieżyc, niespotykanych od lat, nawiedziły w ostatnich tygodniach wiele regionów świata. Zdarzyły się nawet tam, gdzie śnieg jest fenomenem.
Pojawiły się głosy, że to koronny dowód iż ocieplenie klimatu zatrzymało się i teraz będzie już tylko coraz zimniej. Jednak naukowcy uspokajają, że globalna zima nam w żadnym razie nie grozi. Śnieżyce są jednym ze skutków postępujących zmian klimatycznych, których źródłem jest właśnie globalne ocieplenie.
Góry w Turcji. Fot. NTV Turkey.
Jednak jak to możliwe, że im jest cieplej, tym prawdopodobieństwo gigantycznych śnieżyc się zwiększa, a nie odwrotnie? Otóż winna temu jest temperatura. Jeszcze sto lat temu, gdy zimy były bardzo surowe, temperatury były na tyle niskie, że śnieg sypał rzadziej niż obecnie.
Znamy to z autopsji, ponieważ w najzimniejsze zimowe dni śnieg nie pada, a niebo jest pogodne. Opady śniegu zazwyczaj są zapowiedzią wzrostu temperatury. Największe śnieżyce przechodzą jedynie wówczas, gdy temperatura balansuje w pobliżu zera. Im mróz jest większy tym kryształki budujące śnieg są suchsze i sypkie, wobec czego spada dużo mniej śniegu niż, gdy temperatura jest odwilżowa.
Pietropawłowsk Kamczacki w Rosji. Fot. Severe Weather Ru.
To właśnie dlatego w regionach, gdzie zimy ociepliły się, ale średnie temperatury nadal oscylują nawet nieznacznie poniżej zera, sumy opadów wzrosły. Jako że sypie tam przeważnie śnieg, to bywa, że pokrywa śnieżna jest znacznie wyższa niż wskazuje na to norma wieloletnia. Oczywiście nie jest tak każdej zimy, ale z biegiem czasu obserwuje się właśnie taką tendencję.
Pietropawłowsk Kamczacki w Rosji. Fot. Severe Weather Ru.
Dobrym przykładem są poprzednie zimy w Polsce, które okazały się bardzo wilgotne, bo przyniosły znaczne ilości śniegu, przekraczające normy wieloletnie. Zmieniło się to ubiegłej zimy, a bieżąca jest jej powtórką.
W ujęciu globalnym śnieżność zim na północnej półkuli Ziemi zwiększyła się na tle ostatnich 15 lat, na co wskazuje poniższy wykres. Dane z kilkunastu sezonów świadczą o tym, że średni zasięg pokrywy śnieżnej zwiększył się o około 2 miliony kilometrów kwadratowych. Spada więc nie tylko więcej śniegu, lecz również pokrywa ona większy obszar wobec normy z lat 1967-2014.
Anomalie zasięgu pokrywy śnieżnej na półkuli północnej w latach 1967-2014. Dane: NOAA.
Modele klimatyczne wskazują na systematyczne zwiększanie się wilgotności sezonów zimowych w strefie klimatu umiarkowanego, a więc również w Polsce. Do czasu aż średnie sezonowe temperatury nie wzrosną znacznie powyżej zera, to musimy się liczyć z tym, że śnieg może sypać częściej, a grubość pokrywy śnieżnej może być znaczna, czasem paraliżująca codzienne życie w dużych miastach.
Nowa Anglia w USA. Fot. Jim Cantore / Twitter.
Nie można wykluczyć, że podobne śnieżne kataklizmy, co choćby w USA będą się zdarzać także u nas. Może nie spadnie od razu metr śniegu, ale 25-50 cm może jak najbardziej.
Dzisiaj jesteśmy znacznie lepiej niż niegdyś przygotowani na śnieżyce z prawdziwego zdarzenia, więc nie powinno być to dla nas paraliżujące. Kłopoty mogą potrwać następne 10-20 lat, po czym zimy ocieplą się na tyle, aby dominowały podczas nich opady deszczu i deszczu ze śniegiem.