Zasilana słońcem mechaniczna harfa
7 lat temu brytyjskie stowarzyszenie tańca i śpiewu folkowego (serio, jest coś takiego) poprosiło rzeźbiarza Henry'ego Dagga o stworzenie kilku interaktywnych instalacji, które można by postawić jako eksponaty pod gołym niebem. Dostał on budżet wynoszący 90 tysięcy dolarów i pół roku czasu, jednak wszystko szło nie tak. W efekcie stworzenie dzieła zajęło mu 5 lat i pochłonęło 150 tysięcy dolarów. A oto efekt - mechaniczna, zasilana słońcem harfa nazwana Sharpischord.
7 lat temu brytyjskie stowarzyszenie tańca i śpiewu folkowego (serio, jest coś takiego) poprosiło rzeźbiarza Henry'ego Dagga o stworzenie kilku interaktywnych instalacji, które można by postawić jako eksponaty pod gołym niebem. Dostał on budżet wynoszący 90 tysięcy dolarów i pół roku czasu, jednak wszystko szło nie tak. W efekcie stworzenie dzieła zajęło mu 5 lat i pochłonęło 150 tysięcy dolarów. A oto efekt - mechaniczna, zasilana słońcem harfa nazwana Sharpischord.
Okazało się, że ze względu na stopień mechanicznego skomplikowania rzeźby nie da się trzymać w ogrodzie i artysta musiał swoje dzieło od zleceniodawców odkupić.
Harfa działa w ten sposób, że w jej wnętrzu obraca się duży, metalowy cylinder, w którym znajduje się 11520 otworków. W te otwory kompozytor musi wkręcić śrubki, które odpowiadają konkretnym nutom. I w ten skomplikowany sposób powstaje muzyka. Warto zwrócić uwagę na to, że całość jest zasilana elektrycznym silnikiem, którego bateria ładowana jest przez panel słoneczny przymocowany do urządzenia.
Jest jednak pewien poważny minus. Na cylindrze da się zapisać jednorazowo tylko 40 do 90 sekund muzyki. Nie przeszkodziło to jednak znanej islandzkiej wokalistce Bjork w zabraniu tego instrumentu na swoją trasę koncertową 2 lata temu.