21 w karcerze: Okrutna kara Barbary Ubryk
Pobladła zakonnica drżącą dłonią wcisnęła klucz do zardzewiałego zamka. Ciężkie drzwi otworzyły się ze zgrzytem, a zgromadzeni na korytarzu ludzie odruchowo cofnęli się przed odorem, który buchnął z celi. Gdy panujące w niej ciemności rozproszyła lampa trzymana przez pisarza sądowego, wstrząśnięci goście ujrzeli nagie, wynędzniałe, brudne i posiniaczone stworzenie, które na ich widok skuliło się w rogu pomieszczenia...
Przybysze, powstrzymując odrazę, przyglądali się mrocznej izbie. Jedyne okno celi zamurowano, pozostawiając wąską szparę, wpuszczającą smugę dziennego światła. W grubych drzwiach wycięto zasuwany otwór, przez który siostry podawały więźniarce posiłki.
Prowizoryczny ustęp bez żadnego przykrycia łączył się bezpośrednio z dołem kloacznym, wydzielając straszliwy smród. Zarówno ściany celi, jak i ciało kobiety wysmarowane były odchodami.
- Jak się nazywasz? - zapytał przewodniczący rządowej komisji, sędzia Gebhardt.
- Barbara Ubryk - padła natychmiastowa odpowiedź.
- Co ty tu robisz?
- Dobrodzieju, już będę posłuszną - załkała kobieta.
- Dlaczego tu siedzisz? - dociekał sędzia.
- Bo mnie zamknęli.
- Za co tu siedzisz?
- Bo ja jestem grzesznicą, popełniłam grzech nieczystości. Ale one to są anioły - zaśmiała się szyderczo Barbara - one to czyste, ja wiem, one mówią, że ja wariatka...
Głęboko poruszeni członkowie komisji, do której należeli również wysłannik krakowskiego biskupa ksiądz prałat Spital oraz winiarz Gralewski i zegarmistrz Parvi, nakazali siostrom natychmiast przenieść nieszczęśnicę do czystego pomieszczenia.
Sprawy nie dało się dłużej utrzymać w tajemnicy. Wszczęto oficjalne śledztwo, aresztowano przełożoną zakonu, jej zastępczynię oraz służącą, a Barbarę przewieziono do szpitala. Wieść o zbrodni w klasztorze Karmelitanek bosych rozniosła się po Krakowie lotem błyskawicy. Oburzeni mieszczanie gromadzili się na ulicach i placach, rzucano hasła ataku na siedzibę zakonu.
Wreszcie rozjuszony tłum ruszył nie tylko na klasztor przy Wesołej, gdzie rozegrała się tragedia Ubrykówny, ale i na budynek należący do męskiego zgromadzenia jezuitów. Musiała interweniować policja, a gdy ona nie mogła poradzić sobie z napierającymi gromadami ludzi, wezwano na pomoc wojsko.
Nazajutrz władze Krakowa poprzez rozklejone w całym mieście afisze wzywały publiczność do uspokojenia i zapewniały o surowym potraktowaniu winnych przestępstwa. Dopiero to przyhamowało społeczny gniew.
Pięćdziesięciojednoletnia Barbara Ubryk - po wykąpaniu i ubraniu - została poddana szczegółowym oględzinom. Okazało się, że - poza ogólnym wychudzeniem i przykurczem nóg (spowodowanym długotrwałym siedzeniem w kucki) - jej fizyczna kondycja była niezła.
Otoczona opieką, dobrze karmiona, szybko odzyskała dobrą formę. Natomiast stan jej psychiki był opłakany. Jak pisał badający kobietę doktor Leon Blumenstok, "umysł jej przedstawia próżnię i ciemnię, w której tu i ówdzie migocze się światełko mdłe i błędne".
W końcu Gąsiorowski wysłał anonimowy list do prezesa wyższego sądu karnego w Krakowie, a dla pewności - tym razem podpisane - zawiadomienie do ministra sprawiedliwości w Wiedniu. Takie doniesienia nie mogły zostać zignorowane. Jednak na wszelki wypadek prezes sądu, spowinowacony z przeoryszą karmelitanek, udał się na dłuższy urlop, powierzając sprawę sędziemu Gebhardtowi. Tymczasem wieść gminna niosła, że Barbarę uwięziono za złamanie ślubów czystości lub próbę ucieczki z klasztoru z mężczyzną.
Śledztwo wykazało, że nie było to prawdą, choć legenda zaczęła już żyć własnym życiem. W Europie, a nawet w Stanach Zjednoczonych, na kanwie tej historii powstawały książki i sztuki teatralne. Rzeczywistość była inna, choć nie mniej tragiczna.
Opętana przez diabła?
Anna Ubryk urodziła się w 1817 roku w domu niezamożnego właściciela fabryczki stolarskiej, gdzie dorastała w towarzystwie trzech sióstr. Osierocona w wieku 16 lat, postanowiła poświęcić życie Chrystusowi i w 1836 roku udała się do warszawskiego klasztoru Wizytek.
Niestety, dwa lata później, po 3 miesiącach od wstąpienia do nowicjatu, pojawiły się u niej na tyle niepokojące objawy (bezsenność, halucynacje), że wydalono ją z zakonu, oddając pod opiekę hrabinie Dziewanowskiej. Dziewczyna jednak tak żarliwie pragnęła służyć Bogu, że w roku 1840 przyjęto ją do zgromadzenia karmelitanek.
Siostra Barbara - bo tak brzmiało jej zakonne imię - nie wyróżniała się ani inteligencją, ani pobożnością. Po dwóch latach od przywdziania habitu powróciły jednak jej dziwaczne zachowania, które brano za niesubordynację i psoty. Mniszki jakoś sobie z tym radziły - do czasu, gdy młoda zakonnica, uciekłszy z chóru, zamknęła się w celi, gdzie rozebrała się do naga i tańczyła, wykonując nieprzyzwoite gesty.
Za tak oburzające zachowanie Barbara trafiła do karceru - celi, w której miała spędzić kolejnych 21 lat... Ponieważ zdzierała z siebie ubranie, przestano jej dawać odzież. Jako że niszczyła sprzęty, rozebrano piec i wyniesiono łóżko. Gdy zaczęła nago stawać w oknie, wykrzykiwać nieobyczajne słowa i wyrzucać różne przedmioty, zamurowano otwór okienny. Chorą zajmował się medyk, który stosował okłady z lodu i gorczycy, pijawki i środki wymiotne.
Po jego śmierci w 1854 roku nie podejmowano już żadnych prób leczenia Barbary, choć... modlił się za nią sam generał zakonu. Badania, jakim poddano kobietę w szpitalu psychiatrycznym, wykazały "zupełne pomieszanie umysłu przechodzące w niedołęstwo umysłowe" oraz "przeważną zmysłowość pod względem płciowym".
Barbarę zajmowały jedynie sprawy cielesne: nasycenie głodu, wypróżnienia oraz marzenia o zaspokojeniu popędu seksualnego. Ten ostatni aspekt był dla niej najistotniejszy, co musiało wprawiać w zakłopotanie środowisko mniszek, tym bardziej że Ubrykówna używała nader wulgarnego języka. Gdzie nasłuchała się takich sprośności, było kolejną zagadką dla lekarzy. Przeorysza i pozostałe zakonnice zostały ostatecznie uniewinnione, gdyż uznano, że działały w dobrej wierze.
Zamykanie chorych psychicznie było w tamtych czasach normą. Poza tym konkordat, nadrzędny nad prawem krajowym, nie zezwalał osobie po ślubach zakonnych opuścić murów klasztoru. Barbara Ubryk spędziła resztę życia w zakładzie dla obłąkanych, gdzie zmarła w 1898 roku, w wieku 81 lat.
***Zobacz także***