Artur Buol - węgierski bohater Wojska Polskiego

Polacy i Węgrzy od wieków walczyli ramię w ramię w obronie wspólnej sprawy. Często oddając życie w imię braterstwa. Jednym z takich zapomnianych bohaterów jest węgierski baron - podpułkownik Artur Buol.

w
wINTERIA.PL/materiały prasowe
Polscy artylerzyści w lecie 1920 roku
Polscy artylerzyści w lecie 1920 rokuWikimedia CommonsINTERIA.PL/materiały prasowe

Historia współpracy wojskowej pomiędzy Polską a Węgrami sięga XIV wieku, kiedy wspólnie zorganizowano wyprawę na Ruś Halicką. Następnie oba narody wspólnie walczyły przeciwko Turkom pod Warną i pod Mohaczem. Po klęsce w tej ostatniej bitwie węgierscy możnowładcy schronili się przed Turkami w Tarnowie i Krakowie.

Najbardziej oba narody zbliżyła Rewolucja Węgierska z 1848 roku. W walkach przeciwko Austriakom po stronie węgierskiej uczestniczył 3-tysięczny legion polski pod dowództwem Józefa Wysockiego. Generał Józef Bem dowodził z kolei ośmiotysięcznym korpusem. Oba korpusy walczyły u boku Węgrów w czasie całej kampanii, a generał Bem ostatecznie został nawet mianowany naczelnym dowódcą armii węgierskiej.

Przyjaźń ta nie osłabła po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Wręcz przeciwnie. Kiedy Polacy walczyli z bagnetem na karabinie o ustanowienie granic młodego państwa, Węgrzy często stawali w jednym szeregu z polskimi żołnierzami.

W czasie wojny polsko-bolszewickiej, mimo że sami zmagali się z hordami komunistów, nie zapomnieli o pomocy dla Polski. W periodyku "Uj Nemzedék" można było przeczytać: "Nie wiemy, co uczyni Koalicja, my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem".

Węgrzy proponowali wysłanie 30-tysięcznego korpusu kawalerii, co jednak nie doszło do skutku, ponieważ Czesi odmówili zgody na przemarsz wojska. Jednak dzięki zgodzie Rumunii dostarczono do Polski blisko 100 mln pocisków karabinowych, ogromne ilości amunicji artyleryjskiej, sprzętu i materiałów wojennych. Prócz sprzętu na linii frontu pojawiali się również węgierscy żołnierze. Jednym z nich był hrabia Artur Buol.

Zagmatwane losy

Przodkowie hrabiego Boula pochodzili z Czech. Jednak na przełomie XIII i XIV wieku osiedli na terenie Starej Konfederacji Szwajcarskiej. Mimo to swoje kariery polityczne i wojskowe związali z austriackimi Habsburgami i ostatecznie zamieszkali na Węgrzech, uważają się zresztą za Węgrów z dziada-pradziada. Stąd też przyszły bohater Wojska Polskiego służył najpierw w armii cesarsko-królewskich Austro-Węgier.

Podczas służby poznał wielu Polaków, którzy podzielili się z nim historią polskiego oręża i polskimi tradycjami rycerskimi. Stał się gorącym orędownikiem niepodległości Polski. Kiedy tylko Polska odzyskała niepodległość postanowił pomóc swoją wiedzą i doświadczeniem budować Wojsko Polskie.

Odsłonięcie pomnika poświęconego podpułkownikowi Arturowi Buolowi. Z lewej ppłk Laszlo Magashazy, z prawej ówczesny dowódca 9 Dywizjonu Artylerii Konnej ppłk Wacław Szalewicz
Odsłonięcie pomnika poświęconego podpułkownikowi Arturowi Buolowi. Z lewej ppłk Laszlo Magashazy, z prawej ówczesny dowódca 9 Dywizjonu Artylerii Konnej ppłk Wacław SzalewiczWikimedia CommonsINTERIA.PL/materiały prasowe

Ochotniczy zaciąg

Tuż po rozpadzie Austro-Węgier ppłk Boul zgłosił się na ochotnika do nowo tworzącego się Wojska Polskiego. Niestety ta próba nie powiodła się. Nie znane są przyczyny odrzucenia prośby węgierskiego hrabiego. Jednak hipotez jest całkiem sporo: przyczyną mógł być brak polskich korzeni, lub też nieznajomość języka. Równie dobrze mogło chodzić o brak zapotrzebowania na oficerów artylerii.

Mimo początkowego niepowodzenia węgierski oficer nie poddał się i półtora roku później spróbował ponownie. Tym razem z pozytywnym skutkiem. Z dniem 4 czerwca 1920 roku dekretem Naczelnego Dowództwa (Dz. Pers. Nr 22/1920) został przyjęty w skład Wojska Polskiego jako oficer byłej armii austro-węgierskiej zweryfikowany w stopniu podpułkownika. Jako pierwszy przydział otrzymał stanowisko w 10. Kaniowskim Pułku Artylerii Polowej, gdzie prawdopodobnie uczestniczył w organizowaniu 7 i 8 baterii trzeciego dywizjonu tego pułku.

Wojna z bolszewikami

W 10. Kaniowskim Pułku Artylerii Polowej nie zagrzał długo miejsca. W czerwcu 1920 roku otrzymał rozkaz przejęcia dowództwa nad formowanym 8. Dywizjonem Artylerii Konnej. Już w lipcu zabrał się za organizowanie poszczególnych baterii. Niestety nie zdążył ukończyć organizacji jednostki przed bitwą warszawską. Formowanie trójbateryjnego dywizjonu zakończono 23 sierpnia w majątku Łomni pod Mławą.

Od końca sierpnia aż do połowy października 8. Dywizjon Artylerii Konnej cały czas uczestniczył w walce posuwając się w kierunku na Łuck-Sarny-Korosteń. Pod tą ostatnią miejscowością doszło do starcia pomiędzy polską 1. Dywizją Jazdy pułkownika Juliusza Rómmla, a 7. Dywizją Strzelców. Bitwa ta okryła chwałą zarówno dywizjon, jak i jego dowódcę.

Oficerowie 1. Dywizji Jazdy w 1920 roku
Oficerowie 1. Dywizji Jazdy w 1920 rokuINTERIA.PL/materiały prasowe

Bohaterska śmierć

Tam też wojenne szczęście odwróciło się od podpułkownika Buola. 11 lub 12 października został poważnie raniony pod Krasnogórką. Natychmiast położono go na chłopski wóz i zaczęto odwozić na tyły, do szpitala. Nie było mu jednak dane szybko do niego dojechać. Jak można przeczytać w jednej z relacji:

"W drodze usłyszał odgłos nieodległej bitwy. To pod Rudnią Baranowską, uciekające po bitwie niemeńskiej oddziały sowieckiej 7 dywizji strzelców w akcie desperacji natarły na jazdę płk. Rómmla. Buol nakazał zawrócić wóz i natychmiast udał się do swojego 8. dywizjonu artylerii konnej. Brocząc krwią kierował osobiście ogniem dział, walnie przyczyniając się do zwycięstwa. Węgierski podpułkownik nie przeżył bitwy. Zmarł z upływu krwi. Przed śmiercią miał powiedzieć, że spłaca Polsce dług Węgier zaciągnięty w 1848 roku."

Legenda

Czy rzeczywiście bohaterski podpułkownik oddal życie na polu chwały? Prawdą jest, że walnie przyczynił się do uratowania sytuacji 1. Dywizji Jazdy, a przede wszystkim ogień jego dział pozwolił na przegrupowanie i uderzenie brygadzie jazdy podpułkownika Stanisława Grzmot-Skotnickiego. Dzięki temu udało się rozbić bolszewicką dywizję.

Podpułkownik Artur Buol jednak przeżył bitwę. Być może opowieścią o jego śmierci na polu walki chciano wzmocnić legendę węgierskiego żołnierza umierającego za polską sprawę. Przez lata właśnie taka wersja jego śmierci żyła w świadomości międzywojennego polskiego społeczeństwa. Prawda jest jednak zgoła inna.

Po zwycięskiej bitwie pod Rudnią Baranowską odwieziono Buola do Szpitala Polowego nr 7010, gdzie starano się uratować mu życie. Mimo ciężkich ran i znacznego upływu krwi oficer żył jeszcze przez niemal trzy tygodnie. Zmarł 4 lub 5 listopada 1920 roku w Korcu. Według publikacji "Zarys historii wojennej 9-go Dywizjonu Artylerii Konnej (byłego 8-go Dywizjonu Artylerii Konnej)" jego ostatnie słowa miały brzmieć: "Żołnierz polski, kochany przez swego dowódcę, stanie się najlepszym żołnierzem na świecie."

Pamięć

W październiku 1930 roku w Baranowiczach, gdzie stacjonował dywizjon, na dziesięciolecie istnienia 8. (9.) dak i w rocznicę bitwy pod Rudnią Baranowską, odsłonięto, w obecności adiutanta regenta Węgier, ppłk. Laszlo Magashazy’ego pomnik upamiętniający Artura Buola, pierwszego dowódcy dywizjonu i bohatera wojny z bolszewikami.

Ppłk. Laszlo Magashazy w czasie wizyty w Baranowiczach. Z tyłu z papierosem gen. B. Wieniawa-Długoszowski
Ppłk. Laszlo Magashazy w czasie wizyty w Baranowiczach. Z tyłu z papierosem gen. B. Wieniawa-DługoszowskiINTERIA.PL/materiały prasowe

Źródła:

Mirosław Giętkowski;"Artyleria konna Wojska Polskiego 1918-1939"; Toruń 2001

Roman Łoś; "Artyleria polska 1914-1939"; Warszawa 1991

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas