Atylla: Barbarzyńca, uchodźca, wysłannik piekieł
Był niski, nawet jak na Huna. Miał nieproporcjonalnie dużą głowę i dziobatą twarz o malutkich oczach i spłaszczonym nosie. Jego imię - Attyla - w języku gockim brzmi dobrodusznie, oznacza "ojczulka". Kim był człowiek, który przyczynił się do upadku Imperium Rzymskiego oraz powstania nowego porządku na kontynencie?
Attyla przyszedł na świat ok. 400 roku, kiedy Hunowie na stałe zagościli w środkowej oraz wschodniej Europie (zob. mapę na stronie obok). Rzymianie usłyszeli o nich po raz pierwszy mniej więcej trzydzieści lat wcześniej. To wtedy, gdzieś na północ od Morza Kaspijskiego, pojawiły się hordy okrutnych koczowników. Nikt nie wiedział, kim są i skąd przybyli. Jasne było tylko to, że wraz z nimi nadchodzi prawdziwy kataklizm...
Wysłannicy piekieł
Już samym wyglądem wzbudzali przerażenie - niscy, krępi, odziani w zwierzęce skóry, z których nie usuwali nawet włosia. Część z nich przejęła od azjatyckich plemion makabryczny zwyczaj wydłużania czaszek (metody deformacji były różne, lecz zawsze polegały na zniekształceniu głowy przez zewnętrzny ucisk, np. obwiązywanie bandażami). Twarze mieli smagłe, poznaczone bliznami. Jeśli dodać odgłosy, jakie wydawali z siebie podczas walki, trudno się dziwić, że mieszkańcom ówczesnej Europy bardziej niż ludzi przypominali stepowe demony.
Hunowie z łatwością podbijali i zastraszali wszystkie barbarzyńskie ludy, jakie napotykali na swojej drodze. Byli prawdziwymi maszynami do zabijania. Walczyli przede wszystkim na koniach, z którymi zdawali się od dzieciństwa zrośnięci, a ich taktyka opierała się na manewrach przypominających wojnę błyskawiczną. Było to możliwe dzięki niezwykłej szybkości i zaskakującej zwinności "demonów". Nikt w owym czasie nie dorównywał im w technice strzelania z łuku podczas jazdy. Potrafili znakomicie zmieniać pozycje na grzbiecie galopującego, najczęściej nieosiodłanego konia - np. odwracać się, kładąc na wznak i naciągając jednocześnie cięciwę łuku - przez co mogli posyłać strzały błyskawicznie i w dowolnym kierunku.
Technik tych uczyli się już we wczesnej młodości, a potem szlifowali je podczas polowań na azjatyckich stepach. Do tego potrafili używać włóczni, mieczów oraz arkanów - często niespodziewanie zarzucali sznur na przeciwnika podczas walki wręcz. Ponadto wiedzieli, jak wzbudzać strach wśród wrogów. Wieści o ich skuteczności i okrucieństwie rozchodziły się z szybkością błyskawicy, dlatego kolejne osady często poddawały się bez oporu, licząc na litość najeźdźców. Wobec takiej armii wszystkie plemiona pomiędzy Morzem Czarnym a Karpatami były bezradne.
Uchodźcy napływają do serca Europy
Początkowo Rzymianie lekceważyli doniesienia o inwazji ze wschodu. Wojny pomiędzy barbarzyńcami nie były niczym nowym. Kiedy jednak pewnego dnia pojawili się u nich posłowie wizygoccy, aby rozpaczliwie błagać o azyl, mieszkańcy imperium zorientowali się, że to nie przelewki. Cesarz Walens przychylił się do prośby Wizygotów. Dniami i nocami ludność z terenów sterroryzowanych przez Hunów przepływała Dunaj, aby znaleźć schronienie w państwie rzymskim. Uchodźcy tłoczyli się na okrętach i tratwach, a nawet dłubankach. Wielu z nich utonęło.
Obecnie szacuje się, że na drugi brzeg mogło przedostać się ok. 100 tysięcy uciekinierów. Rzecz jasna, wraz z nimi przenikali do cesarstwa także i ci, którzy nie byli tu mile widziani - przede wszystkim Ostrogoci. Jak się miało okazać w niedalekiej przyszłości, spowodowana przez Hunów wędrówka ludów stała się jedną z najpoważniejszych przyczyn końca Imperium Romanum.
Tymczasem Hunowie osiągali same sukcesy. Wciąż jednak czegoś im brakowało. Zwycięskie wyprawy prowadzili zwykle wysocy rangą dowódcy, których imion nikt już dzisiaj nie pamięta. Mimo oszałamiających triumfów Hunowie nie posiadali jeszcze wodza na miarę swej militarnej potęgi.
Ambitny bratobójca
Zmienia się to wraz z przejęciem władzy przez Attylę - choć nie od razu, bo z początku młody przywódca musi dzielić się panowaniem z bratem Bledą (rządzą wspólnie od roku 434). Jest jednak zbyt ambitny, aby taki układ mógł trwać wiecznie. Pragnie władać samodzielnie, przekonany, iż ma do spełnienia wielką dziejową misję. Chce zorganizować państwo na wzór cesarstwa rzymskiego. W 445 roku Bleda "przypadkiem" ginie podczas polowania. Według legendy zabija go sam Attyla, myląc brata z... niedźwiedziem. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że tylko zleca morderstwo.
Od teraz jest jedynym władcą państwa sięgającego od środkowej Europy aż po ziemie nad Wołgą. Ale potęga nie uderza mu do głowy, Attyla się kontroluje. Jak na dzikiego barbarzyńcę, prowadzi nader skromny tryb życia. Ubiera się z prostotą, je i pije z drewnianych naczyń. Chce uchodzić za wytrawnego polityka i żąda szacunku, jakim cieszą się rzymscy cesarze.
Ze stepu na salony
Hunowie nie są już bowiem dzikusami jedzącymi na wpół surowe końskie mięso - jak wciąż przedstawia ich rzymska i kościelna propaganda. Znają się zarówno na strategii (posiedli na przykład sztukę oblegania miast), jak i dyplomacji. Tworzą coś na kształt państwa, rozpościerającego się nad Cisą i środkowym Dunajem. Ich życie codzienne zmienia się pod wpływem bogactw, jakie czerpią z podbojów i danin (samo cesarstwo wschodnie rocznie dostarcza Hunom ponad pół tony złota!). Mimo że w głębi duszy wciąż pozostają nomadami, prowadzą bardziej osiadły tryb życia. Ich "miasta" to wprawdzie skupiska wozów, namiotów, kuźni oraz boksów dla koni, ale sam wódz i jego dwór zamieszkują już w drewnianym pałacu, gdzie mówi się nie tylko po huńsku lub gocku, lecz także po łacinie.
Attyla organizuje prawdopodobnie nawet zalążek aparatu administracyjnego na wzór rzymski, tworząc między innymi pałacową kancelarię. Jednak krew okrutnych azjatyckich koczowników wciąż płynie w żyłach władcy. Dąży on do nowych podbojów. Pozostaje kwestią czasu, kiedy zaatakuje najpotężniejszego rywala..
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu
Cesarstwo jest podzielone i stanowi cień swej dawnej wielkości. Od lat wobec barbarzyńców - w tym i Hunów - stosuje politykę dyplomatycznej uległości. Zamiast prowadzenia wojen Rzymianie wolą płacić trybut i zawierać z koczownikami militarne sojusze, często wykorzystując ich do własnych potrzeb. Attyla postrzega to jako dowód słabości i już dwa lata po objęciu samodzielnych rządów, w roku 447, pustoszy Bałkany i podchodzi pod Konstantynopol. Jednak głównym celem jest Zachód. Bicz Boży, jak nazywa go teraz przerażony kler, odgraża się, iż w niedługim czasie wszyscy mieszkańcy Rzymu będą kosili trawę dla jego koni.
Antyczne źródła sugerują, że pretekstem do wojny była intryga, w której główną rolę odegrała kobieta. Chodzi o Honorię, niemłodą już siostrę cesarza Walentyniana III. Według historyka Jordanesa złożyła ona Attyli propozycję małżeństwa! Cesarz do prowadził do wygnania Honorii, a wódz Hunów miał wykorzystać sytuację jako pretekst do ataku na zachodnie prowincje oraz uderzenia na północną Italię w 452 roku. Rzeczywiste przyczyny leżą jednak prawdopodobnie w kurczących się zasobach złupionych prowincji bałkańskich, oporze Konstantynopola w kwestii płacenia trybutu oraz zbyt dużej odległości względem bogatych prowincji wschodnich cesarstwa ("z daleka" trudno jest bowiem regularnie je najeżdżać).
Wojna narodów
Attyla zwraca uwagę na żyzne prowincje Zachodu, takie jak Galia. Wie, że jeśli uda mu się ją opanować, droga do Rzymu stanie przed nim otworem. Wiosną 451 roku wielka armia przekracza Ren i niczym powódź rozlewa się po ziemiach Franków. Trzon wojska stanowią Hunowie, ale maszerują z nimi również liczne barbarzyńskie ludy: uzbrojeni w długie włócznie Alanowie, wytatuowani Gelonowie, okrutni Gepidzi, Ostrogoci, Turyngowie i inni. Wszyscy oni wiozą ze sobą żądnych krwi bożków, kamienne i złote posągi, drewniane totemy.
Pod naporem tej zgiełkliwej masy padają jedno po drugim miasta Galii. Załogi rzymskie pośpiesznie opuszczają posterunki, a ludność cywilna kryje się po lasach. Wiele grodów poddaje się bez walki, tak ogromny jest strach przed Biczem Bożym i prowadzoną przez niego armią demonów. Panika ogarnia również mieścinę Lutetia Parisiorum. Na szczęście Hunowie omijają ją, chcąc jak najszybciej dotrzeć ku dolinie Loary. Kto wie, czy gdyby najeźdźcy mieli wtedy nieco więcej czasu, w przyszłości zaistniałby Paryż?
Ostatni Rzymianin
Zachodnia Europa zostaje rzucona na kolana, najstraszniejszy przeciwnik Rzymu od czasów Hannibala podchodzi coraz bliżej. Samo jego imię odbiera Rzymianom ochotę do walki. Ale nie wszystkim. Jest ktoś, kto może powstrzymać ten diabelski pochód. To Aecjusz Flawiusz. Ów rzymski wódz jak nikt inny wydaje się stworzony do roli obrońcy cesarstwa, nie tylko z powodu swych zdolności, energii oraz charyzmy, lecz również dlatego, że jako chłopiec był u Hunów zakładnikiem. Zna ich język, obyczaje oraz sposoby walki. Na wieść o inwazji niezwłocznie rusza Attyli na spotkanie.
Europa nie wpada w ręce Attyli, jego konie nie piją wody z Tybru. Bicz Boży traci swoją największą szansę na stworzenie trwałego imperium. Umiera dwa lata później we własnym łóżku, po zbyt hucznie obchodzonych uroczystościach weselnych (miał kilka żon). Jego śmierć powoduje nieodwracalny rozpad potęgi Hunów. Niedługo potem przestaje istnieć także zachodnie cesarstwo - przede wszystkim pod wpływem wielkiej wędrówki ludów zapoczątkowanej huńską agresją.
Dopiero kolejne plemiona barbarzyńców, zwłaszcza Germanie, zmienią oblicze kontynentu. Z jednej strony staną się grabarzami Imperium Romanum, z drugiej zaś - na jego fundamentach zaczną budować nową Europę. Attyla, tak jak tego pragnął, przejdzie do legendy. Zostanie też "ojczulkiem" przemian, które ukształtują Stary Kontynent - choć już inni wezmą w nich udział.
Jewgienij T. Olejniczak