Co amerykański ambasador myślał o Józefie Piłsudskim?
Mąż stanu, a może mściwy egocentryk, który mylił własny interes z dobrem ojczyzny? Oto co na temat Józefa Piłsudskiego miał do powiedzenia pierwszy przedstawiciel amerykańskich władz w Warszawie.
Hugh Gibson, przyjechał do Polski pod koniec kwietnia 1919 roku. Miał wtedy 35 lat i spory bagaż doświadczeń. Od ponad dekady był członkiem amerykańskiego korpusu dyplomatycznego. Przed wybuchem I wojny światowej pracował na placówkach w Hondurasie, Londynie, na Kubie i w Belgii. To właśnie tam zastała go niemiecka inwazja.
W czasie Wielkiej Wojny ponownie zawitał nad Tamizę. Potem była posada w Departamencie Stanu, a w marcu 1918 roku stanowisko sekretarza amerykańskiej ambasady w Paryżu. Dyplomata zaangażował się ponadto w niesienie pomocy humanitarnej dla Belgii. Po zakończeniu globalnego konfliktu należał do komisji, która badała sytuację mieszkańców krajów wchodzących wcześniej w skład habsburskiego imperium.
Imponujące CV. Nic zatem dziwnego, że wiosną 1919 roku to właśnie jemu zaproponowano funkcję ministra pełnomocnego Stanów Zjednoczonych w Polsce. Nad Wisłą Gibson spędził długich pięć lat, pozostawiając po sobie bogatą korespondencję z matką oraz obszerne raporty, które to właśnie zostały wydane w opasłym tomie zatytułowanym "Amerykanin w Warszawie. Niepodległa Rzeczpospolita oczami pierwszego ambasadora Stanów Zjednoczonych".
Zbiór ten stanowi unikatowe wręcz źródło informacji na temat zakulisowych gier politycznych, jakie toczyły się w dopiero co odrodzonej Polsce. Wyjątkowo interesujące są oceny przywódców poszczególnych stronnictw. Wśród nich nie mogło zabraknąć opinii na temat Józefa Piłsudskiego.
Miłe złego początki
Pierwsze spotkanie Gibsona z Piłsudskim miało miejsce 2 maja 1919 roku i przebiegło w miłej oraz przyjacielskiej atmosferze. W liście do matki napisanym tego samego dnia amerykański dyplomata scharakteryzował Naczelnika Państwa w następujący sposób:
"Generał to starszy pan, czarująco ludzki, z długimi wąsami i krzaczastymi brwiami. Czułem się swobodnie w jego towarzystwie i nie trzeba było przełamywać żadnych lodów. Opowiadał o swojej wizycie w Wilnie, właśnie odbitym z rąk bolszewików. Było to jego rodzinne miasto. Oczywiście był bardzo zainteresowany spotkaniem ze swoją rodziną, którą zobaczył po raz pierwszy od lat, a która tam przybyła akurat na czas, bo pozostawała w ukryciu, aby bolszewicy jej nie zabrali jako zakładników.
W ogólny sposób opowiedział o swoich czternastu miesiącach spędzonych w niemieckim więzieniu, o pracy nad konstrukcjami, o tym, co zrobiono i co pozostało do zrobienia. Nie usiłował przedstawiać siebie jako dyplomaty lub polityka, ale z pewnością wywiera niezwykły wpływ na ludzi i mówi w sposób świadczący o zdrowym rozsądku, co podobałoby się każdemu."
Mściwy egotyk
Jak widzimy Piłsudski zrobił na Gibsonie bardzo pozytywne wrażenie. Jednak z czasem jego opinia na temat Marszałka uległa diametralnej zmianie. W raporcie wysłanym do Waszyngtonu 5 października 1920 roku - a więc już po bolszewickiej ofensywie na Polskę i po bitwie warszawskiej - nie brakuje gorzkich słów pod adresem Marszałka:
"Główną cechą osobowości Piłsudskiego niewątpliwie jest egotyzm, zwłaszcza w odniesieniu do spraw wojskowych. Należy pamiętać, że nigdy nie został przeszkolony w dowodzeniu dużymi zgrupowaniami wojsk i nigdy nie uczył się gruntownie wojskowości. Niemniej najmniejsza nawet krytyka jego działań militarnych wystarczy, żeby stał się do końca życia wrogiem krytykującego. Z drugiej strony nie wydaje się, żeby zachowywał wrogie uczucia w stosunku do swoich czysto politycznych przeciwników [...].
Ma niewielu zaufanych ludzi (o ile nie jest tak, że nie ma żadnych) i rzadko kiedy informuje ministrów o swoich planach. Pomocnikiem, do którego ma największe zaufanie, wydaje się gen. Sosnkowski, minister wojny, bardzo ambitny, ale pozbawiony skrupułów najemnik, w opinii wielu ludzi będący ciemną siłą wywierającą wpływ na Piłsudskiego. Wiele decyzji o żywotnym znaczeniu, zwłaszcza dotyczących wojny i pokoju, o których nie informowano gabinetu, jest przypisywanych Piłsudskiemu i Sosnkowskiemu. Naczelnik Państwa nie kieruje się raczej wskazówkami swoich odpowiedzialnych ministrów, jego otoczenie składa się niemal wyłącznie z kliki wojskowych."
Bystry obserwator, jakim był bez wątpienia Gibson, nie skupiał się tylko na negatywnych aspektach osobowości Naczelnika Państwa. W dalszej części raportu zaznaczał:
"Nie należy jednak sądzić, że Piłsudskiemu brakuje jakichkolwiek zalet. Jest bardzo pracowity i wytrwały, ma wielką zdolność pobudzania wyobraźni publicznej i umiejętność radzenia sobie z niesfornymi elementami lewicy. Gdyby można było go skłonić do wyzwolenia się spod wpływu swojego otoczenia i wprowadzić pewną liczbę ludzi, którzy chętnie pracowaliby z nim dla dobra Polski, niezależnie od swoich osobistych poglądów, mógłby ujawnić niektóre ze swoich ukrytych cech i stać się bezcennym czynnikiem wywierającym wpływ na Wschodzie.
Nie ma niestety obecnie żadnych oznak, że planuje czegokolwiek takiego dokonać, i jeżeli nie nastąpi jakaś radykalna zmiana, to należy się obawiać, że nadal pozostanie godną pewnego współczucia postacią, która niewątpliwze oddała ważne usługi swojemu krajowi, mającą wielkie możliwości, nigdy nieprzynoszące jednak pełnych owoców ze względu na jego własne ograniczenia i metody stosowane przez grupkę otaczających go intrygantów."
Nieomylny Marszałek
Minister nie miał również najmniejszych wątpliwości co do patriotyzmu Piłsudskiego, o czym świadczy fragment raportu z 15 czerwca 1922 roku. Czytamy tam między innymi, że:
"Przy jasnym dostrzeganiu jego wad należy także uznać jego wspaniałe wartości i znakomite zasługi dla Polski. Przede wszystkim jestem przekonany, że to patriota, i to patriota bezinteresowny - w tym znaczeniu, że nigdy nie podporządkowałby interesów kraju jakimś korzyściom osobistym."
Dyplomata bolał jednocześnie, że Marszałek nie rozróżnia własnych pragnień od potrzeb dopiero co odrodzonej Polski:
"Wyraźnie w coraz większym stopniu uważa, że jeżeli czegoś pragnie, to jest to z konieczności rzeczą pożądaną z narodowego punktu widzenia. Konsekwencje takiego stanu umysłu są oczywiste. Sądzę, że trudności, z którymi ten kraj musi się mierzyć, wynikają nie tyle z chęci podporządkowania interesów kraju swoim własnym ambicjom, ile z głębokiego przekonania marszałka, że jego instynkt jest bezbłędny i że jeżeli zdecyduje się na jakiś kierunek działania, to z pewnością będzie to dobry kierunek dla Polski. Jestem przekonany, że w świetle swoich zasad pozostaje czysty i nienaganny; jedyny kłopot polega na tym, że niekiedy to zdaje się nieco przyćmione."
Amerykanin doceniał za to fakt, że polski przywódca nie dba o dobra materialne, ale punktował, że Naczelnik Państwa stosuje metody wyniesione z czasów konspiracji. Ponadto raziły go wąskie horyzonty Komendanta:
"Nieszczęście polega na tym, że marszałek Piłsudski ma skrajnie wąski pogląd na sprawy rządowe, zarówno wewnętrzne, jak i zagraniczne, a jego dawne wyszkolenie ograniczało się do zamierzeń i metod postępowania konspiratora politycznego. Przy najlepszych zamiarach najprawdopodobniej uwikła Polskę we wszelkiego rodzaju komplikacje, po prostu dlatego, że istnieje ogromna różnica między tym, co rzeczywiście powinno być zrobione, a tym, co jego zdaniem powinno być zrobione. To jednak absolutnie nie zaprzecza jego abstrakcyjnej uczciwości osobistej."
Niebezpieczny emeryt
Kończąc swój raport Gibson rozważał różne warianty przyszłości. Doszedł do wniosku, że:
"dopóki marszałek Piłsudski pozostaje u władzy, będzie on elementem stale budzącym niepokoje i niepewność, szczególnie niepożądane w okresie, gdy tej części świata potrzebne są przede wszystkim pokój i wiara w niego.
Z drugiej strony jeżeli marszałek Piłsudski utraci stanowisko, jest mało prawdopodobne, żeby zadowolił się spokojną emeryturą. Jego potrzeba działania, intryg i podniet jest silna, a sądząc po jego przeszłości, zapewne można założyć, że byłby gotowy wywołać konflikt wewnętrzny, aby realizować własne zamierzenia. Pozostaje pytanie, czy jest dla kraju mniej niebezpieczny jako jego oficjalny przywódca, czy jako emeryt."
Niespełna cztery lata później okazało się, że Gibson miał całkowitą rację. Wydarzenia z maja 1926 roku jasno pokazały, że Piłsudski nie pogodził się z rolą spokojnego emeryta.
Fascynujący obraz pierwszych lat II RP w książce "Amerykanin w Warszawie. Niepodległa Rzeczpospolita oczami pierwszego ambasadora Stanów Zjednoczonych". Kliknij i dowiedz się więcej w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten tekst? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz o tym, jak Tak Niemcy mścili się na Polakach za to, że ci nie chcieli potulnie siedzieć pod ich butem.
Rafał Kuzak - historyk, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, fan muzyki rockowej i dobrej książki. Współautor "Wielkiej Księgi Armii Krajowej".