Czy przed śmiercią Józef Piłsudski postradał zmysły?
Rydz-Śmigły już w 1932 roku mówił o Piłsudskim, że to „człek nienormalny”. Wiosną 1935 roku prawdy nie dało się dłużej bagatelizować. Postępowała zatrważająca degrengolada umysłowa Komendanta.
11 listopada 1934 roku, gdy marszałek Józef Piłsudski przyjmował defiladę, stracił równowagę i pozostałą część defilady przyjmował, siedząc na krześle. Była to jedna z pierwszych, publicznie wiadomych oznak słabnącego zdrowia przywódcy.
Źródło dolegliwości nie było znane, a samą chorobę skrzętnie ukrywano. O tym wszystkim pisze Andrzej Garlicki - nieżyjący już, najwybitniejszy biograf marszałka, autor książki "Józef Piłsudski 1867-1935".
Niedyspozycja żołądkowa
Coraz częściej miał stany podgorączkowe. Pojawiła się opuchlizna nóg. Coraz gorzej też sypiał. Od dawna cierpiał na bezsenność, ale na ogół nad ranem udawało mu się zasnąć na kilka godzin. Teraz coraz częściej zdarzały się całe bezsenne noce. W styczniu 1935 roku przyszły ataki bólów, które [zaufany lekarz i współpracownik Marszałka dr Marcin] Woyczyński określał jako bóle mięśniowe i leczył gorącymi kompresami, co przynosiło ulgę.
"Później - pisze [adiutant Piłsudskiego i autor poświęconych mu pamiętników, Mieczysław] Lepecki - zaczęły zjawiać się wymioty. Wszystkie te objawy Marszałek przypisywał niedyspozycjom przewodu pokarmowego i począł stosować dietę. A więc najpierw zrezygnował z potraw ciężkostrawnych, potem zaczął ograniczać porcje, aż wreszcie rozpoczął głodówkę leczniczą". Mimo nalegań dr. Woyczyńskiego, by przerwał tę kurację, konsekwentnie się głodził.
"Metoda ta - pisze Lepecki - odnosiła początkowo pewne sukcesy. Mdłości pokazywały się rzadko, bóle również. Wciąż tylko rosło osłabienie. Marszałek począł stopniowo redukować wszelkie wysiłki fizyczne. Ograniczył, a potem zupełnie zniósł spacery po swoim gabinecie, coraz rzadziej zaglądał do mego pokoju, pasjanse nawet wolał, aby mu układać, nie chcąc męczyć się samemu".
Podstawą opisu tych ostatnich miesięcy życia Piłsudskiego są wspomnienia Lepeckiego oraz znajdujący się od niedawna w zbiorach nowojorskiego Instytutu Piłsudskiego diariusz rotmistrza Aleksandra Hrynkiewicza. Od połowy stycznia 1935 roku został on adiutantem Piłsudskiego w Belwederze (Lepecki pełnił tę funkcję w Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych). Diariusz Hrynkiewicza nie był przeznaczony do publikacji, powstawał z wewnętrznej potrzeby autora i ma bez porównania większą wartość niż wspomnienia Lepeckiego przygotowane do druku w 1939 roku.
Propaganda i rzeczywistość
Lepecki, by utrwalić legendę Piłsudskiego, świadomie pomijał wszystko to, co do legendy tej nie pasowało. Nie cofał się też przed pisaniem nieprawdy.
"Marszałek - pisał o ostatnich tygodniach życia Piłsudskiego - wiedział o swoim ciężkim stanie, wiedział, że stan ten pogarsza się z dnia na dzień, że siły opuszczają Go, uchodząc zeń jakby w popłochu, a tymczasem ani razu nie załamał się, ani razu nawet na wpół przytomny, w majaczeniach - nie zawołał o ratunek, nie pokazał śladu niepokoju ani słabości ducha. Szedł ku Swemu przeznaczeniu, jak podczas całego życia, z dumnie podniesioną głową, zamknięty w sobie i spokojny. Co innych napełniałoby trwogą i złamało, w Nim nie wypaczyło najdrobniejszego rysu charakteru. Z niezwykłym uporem trwał przy wszystkich Swych przyzwyczajeniach i zwyczajach. Rano i wieczorem czytywał gazety, jadał, a właściwie prawie nic nie jadał w tych samych, co zawsze, godzinach. Kładł lub przyglądał się kładzeniu pasjansów, o wszystkim i wszystkich wyrażał się pogodnie, jak za czasów zdrowia. Choroba nie zmieniła w niczym Jego ustosunkowania się do spraw i ludzi".
W diariuszu Hrynkiewicza pod datą 23 kwietnia 1935 roku pojawia się opis wybuchu złości Piłsudskiego.
"W tym momencie (...) Pani Marszałkowa ukazała się w drzwiach wiodących na taras i była świadkiem tych bezlitosnych, okropnych w swej niesprawiedliwości słów, ciskanych pod adresem wszystkich tych, którzy Komendantem się opiekują. Tych, którzy bez wahania oddaliby życie i ostatnią kroplę krwi, by ulżyć w cierpieniach Komendanta. Stałem przez cały czas nieposkromionego wybuchu złości na tarasie z Panią Marszałkową w drzwiach, z uczuciem tym, że grot jakiejś zatrutej strzały przeszył mi serce, z którego cieknąca krew z jakimś palącym jadem zalewa mi pierś... Na zakończenie tej sceny, jak gdyby obudzony z oszołomienia do rzeczywistości, patrząc na Komendantową badawczo, jakie to czyni na Nią wrażenie, usłyszałem: - »Chcecie mnie zamęczyć tą ciągłą swoją opieką!!! Chcecie mnie zabić!!... parszywcy!!...« - Jak pchnięta Komendantowa cofnęła się do wnętrza pokoju narożnego, blada i z ceglastego koloru wypiekami na twarzy, świadczącymi o silnym nerwowym przeżyciu."
Nie był Piłsudski łatwy dla otoczenia, ale ta prawda nie pasowała do legendy, którą współtworzył Lepecki. Kuracja głodowa, którą zaaplikował sobie Piłsudski, mogła być symptomem kolejnego stadium choroby. Po prostu utraty apetytu w rezultacie odrzucania przez organizm pokarmów. Ale w owym czasie bardzo modne było oczyszczanie organizmu przez odpowiednią dietę, a właściwie głodówkę.
W dobrym tonie np. było wyjeżdżać do zakładu przyrodoleczniczego dr. Apolinarego Tarnawskiego w Kosowie Huculskim, gdzie, za bardzo wysokimi opłatami, kuracjuszy głodzono, zmuszając ich przy tym do fizycznego wysiłku. Czasem, jak w wypadku męża Marii Dąbrowskiej, kończyło się to tragicznie. Pamiętajmy też, że [zmarła niedawno przyjaciółka Piłsudskiego] dr Eugenia Lewicka była również gorącą zwolenniczką przyrodolecznictwa.
Gwałtowna utrata wagi, o której wspominają wszyscy, którzy stykali się z Piłsudskim w tych ostatnich miesiącach, była zapewne rezultatem nie owej głodówki, a rozwijającej się już szybko choroby nowotworowej. Nie sposób ustalić, jak długo choroba ta trwała.
Odmienności indywidualne procesu chorobowego są bowiem w chorobach nowotworowych bardzo duże. Uniemożliwia to odpowiedź na pytanie, czy i na ile zmiany psychiczne spowodowane były rozwijającym się nowotworem, czy też były rezultatem procesów sklerotycznych. (...)
Nowotwór, skleroza, paranoja
Piłsudski stawał się nieobliczalny. Otoczenie musiało znosić wybuchy niekontrolowanej wściekłości, której przyczyny były całkowicie niezrozumiałe. Ze wspomnień Lepeckiego i diariusza Hrynkiewicza wyłania się przerażający obraz powolnego rozpadu osobowości. Była to jedna z najściślej strzeżonych tajemnic obozu rządzącego. Tego, że Piłsudski gwałtownie się starzał, nie można było oczywiście ukryć. Zmiany fizyczne były po prostu widoczne. Opinia publiczna nie mogła się jednak dowiedzieć o zmianach zachodzących w psychice.
Owe okresy psychicznej niedyspozycji przeplatały się z okresami pełnej jasności umysłu. To może właśnie było dla otoczenia najtragiczniejsze - bezradne obserwowanie walki, którą toczył sam ze sobą i w której nie mógł zwyciężyć. Ale nie zawsze była to tylko bierna obserwacja. Czasami właśnie najbliższe otoczenie stawało się zagrożone.
11 kwietnia 1935 roku stawili się w Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych wezwani przez Piłsudskiego generałowie Składkowski i Wieniawa-Długoszowski oraz pułkownik Witold Wartha, odpowiedzialny za ochronę Inspektoratu. Piłsudski oświadczył im m.in.:
"Ostatnio otrzymuję meldunki, że u pani Woyczyńskiej bywają nowi, dziwni ludzie, wyglądający na obcych, tak że ja przestałem czuć się tutaj u siebie, a co ważniejsze - bezpieczeństwo Inspektoratu jest w niepewności, a więc narażone. Ci ludzie - to przeważnie mający powiązanie ze Wschodem i uporczywe ich przebywanie na terenie Inspektoratu daje dużo do zastanowienia się ze względu na dochowanie tajemnic wojskowych. Macie więc panowie sprawę zbadać, biorąc pod uwagę jedynie bezpieczeństwo Inspektoratu oraz zachowanie tajemnicy wojskowej. Inne względy tu nie mogą istnieć."
Piłsudski stwierdził też na piśmie, że "mają prawo przesłuchiwać, a o ile zajdzie potrzeba, aresztować każdego przebywającego na terenie Inspektoratu".
Sławoj pisze, że wyszli od Piłsudskiego oszołomieni. Mieli powody. O Woyczyńskim Piłsudski mawiał bowiem, że jest jego najbliższym towarzyszem z żyjących. Woyczyńscy (...) zajmowali w GISZ-u mieszkanie na parterze, pod mieszkaniem Piłsudskiego. Tam też udali się Sławoj, Wieniawa i Wartha. Doktorowa Woyczyńska była chora, co nie przeszkodziło jednak w jej przesłuchiwaniu, a następnie, po przybyciu ministra sprawiedliwości Czesława Michałowskiego i płk. Stefana Mayera z "dwójki" - aresztowaniu.
W mieszkaniu Woyczyńskich wezwani żandarmi przeprowadzili szczegółową rewizję, ale nic obciążającego nie znaleziono. Mimo to Woyczyńską jeszcze przez kilka tygodni trzymano na Pawiaku. Jej mąż wyprowadził się oczywiście z Inspektoratu i nigdy już z Piłsudskim się nie widział.
W czasie przesłuchiwania i rewizji u Woyczyńskich Piłsudski kazał zawieźć się do Sulejówka. "Przez cały dzień - zanotował Lepecki - Marszałek był w złym nastroju. W samochodzie wciąż mówił do siebie, z czego nic na razie zrozumieć nie mogłem. Przez cały wieczór był zamyślony, prawie mnie nie dostrzegał. Kilka razy bił mocno pięścią w stół".
Ostatnia audiencja
We wspomnieniach [brytyjskiego Lorda Tajnej Pieczęci Anthony’ego] Edena znajduje się opis wizyty, którą złożył Piłsudskiemu 2 kwietnia 1935 roku:
"Wszedłem do jego gabinetu wraz z Beckiem, któremu zależało prawie tyle na sprawieniu Piłsudskiemu przyjemności, co na sukcesie spotkania. Umysł marszałka już zawodził, lecz jego autorytet pozostawał nienaruszony. Nikt mnie nie ostrzegł, jak beznadziejny jest stan jego zdrowia, zapewne dlatego, że nikt nie wiedział, kto miałby mnie o tym poinformować. Choroba marszałka była ściśle strzeżoną tajemnicą.
Marszałek miał za sobą jeden, jeśli nie więcej, atak apoplektyczny. Z trudnością usiłowałem nawiązać kontakt z tą uświęconą i zaledwie wymawiającą słowa postacią. Rozmawialiśmy po francusku. W pewnej chwili, gdy była mowa o Europie, Piłsudski zaczął powtarzać coś, co brzmiało jak »Jamaique«, po czym parokrotnie padło nazwisko Lloyd George. Zarówno Beck, jak i ja nie mogliśmy absolutnie zrozumieć, co marszałek ma na myśli."
Eden był ostatnim zagranicznym gościem, który widział się z Piłsudskim. Spotkanie z szefem dyplomacji francuskiej Lavalem zostało odwołane. Ogłoszony w tej sprawie 10 maja komunikat podawał jako przyczynę chorobę Piłsudskiego. Była to pierwsza na ten temat informacja podana do publicznej wiadomości. Wąska grupa kierownicza obozu rządzącego już od dwóch tygodni wiedziała, że dni Komendanta są policzone.
Święta Wielkanocne (21-22 kwietnia) spędził w Belwederze. Wówczas to zgodził się na sprowadzenie lekarza z Wiednia. W poniedziałek wieczorem przeniósł się do Inspektoratu. Dwa dni później przyjechał z Wiednia wybitny kardiolog prof. Karel Frederick Wenckebach. Piłsudski odmówił jednak zgody na badanie. Zgodził się dopiero po długich naleganiach, by odbyło się następnego dnia.
Prof. Wenckebachowi towarzyszyli przy badaniu doktorzy Cianciara, Rouppert i Mozołowski. Konsylium stwierdziło nienadający się do operowania nowotwór złośliwy wątroby. Diagnozę przekazano gen. Składkowskiemu, by powiadomił szefa rządu i prezydenta. Marszałkowej Piłsudskiej prawdy nie ujawniono, informując ją jedynie, że stan jest bardzo poważny.
Tekst stanowi fragment książki Andrzeja Garlickiego "Józef Piłsudski 1867-1935". Kliknij i sprawdź w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię artykuł? Na łamach portalu TwojajHistoria.pl przeczytasz również o tym ilu zabitych ma na sumieniu Józef Piłsudski?
Andrzej Garlicki - Historyk, publicysta profesor doktor habilitowany, wieloletni wykładowca Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Związany z paryską "Kulturą", a następnie z miesięcznikiem "Polityka". Autor monumentalnej pracy "Józef Piłsudski 1867-1935". Zmarł w 2013 roku.