Czy odnajdziemy Złoty Pociąg i jego skarb? Nowe odkrycie przy Zamku Książ
Złoty pociąg znów wyjechał... w wyobraźni poszukiwaczy. Po niemal dekadzie od głośnych, ale bezowocnych poszukiwań, nowa grupa badawcza uzyskała zgodę na prace w rejonie Książa. Czy tym razem historia zyska zakończenie? Ekspert studzi emocje, jednak ruszamy w pogoń za cieniem legendy.

Po niemal dekadzie od głośnych i zakończonych fiaskiem poszukiwań "Złotego pociągu" pod Wałbrzychem, temat znów wraca do medialnego obiegu. Grupa "Złoty Pociąg 2025" ogłosiła, że uzyskała oficjalną zgodę Lasów Państwowych na prowadzenie prac badawczych w rejonie otuliny Książańskiego Parku Krajobrazowego. Chociaż na razie to tylko plan działań, emocje wśród entuzjastów historii i sensacji zdają się sięgać zenitu.
Zespół poszukiwawczy przedstawił precyzyjny plan badań terenu, który ich zdaniem może kryć legendarny skład pociągu. Plan zakłada cztery etapy. Najpierw wykrywanie i usunięcie obiektów metalowych z powierzchni, następnie wycinka około 60 młodych buków i przeprowadzenie badań geofizycznych. Etap trzeci to odwierty geotechniczne oraz próba zajrzenia do wnętrza domniemanego tunelu za pomocą kamery. Dopiero ostatni etap przewiduje fizyczne rozkopanie nasypu i ewentualne odkrycie wejścia do tunelu.
Grupa otrzymała zielone światło na rozpoczęcie badań. Z pewnym "ale". Prace mogą się odbywać wyłącznie bez ingerencji w system korzeniowy i bez naruszania przepisów o ochronie środowiska. Czyli z czterech etapów można zacząć ten... pierwszy.
Złoty pociąg. Historia legendy, która nie rdzewieje
Historia "Złotego pociągu" w dużej mierze opiera się na ustnych przekazach niemieckich świadków z końca wojny. Kluczową rolę odegrał tu Tadeusz Słowikowski, który miał usłyszeć o pociągu od górnika Schulza, który z kolei poznał niemieckiego zawiadowcę stacji, mieszkającego przy 65. kilometrze trasy kolejowej Wrocław-Wałbrzych. To właśnie ten odcinek (okolice Szczawienka, dzielnicy Wałbrzycha, niedaleko Zamku Książ i Lubiechowa) stał się głównym punktem zainteresowania poszukiwaczy.
- Rzekomo istniał świadek, który o tym mówił. O tym świadku wiemy z drugiej ręki. To głównie pan Słowikowski, wielki orędownik legendy o złotym pociągu o nim wspominał. Nikt tak naprawdę nie miał kontaktu z tym świadkiem, nawet nie wiemy jak się nazywał. Tak więc to źródło jest bardzo niepewne - mówi w rozmowie z Geekweekiem Andrzej Daczkowski, redaktor naczelny miesięcznik "Odkrywca", który niemal codziennie styka się z tą legendą.
Mimo niepewnych źródeł historia przetrwała. Prawdziwa gorączka zaczęła się w 2015 roku, gdy dwaj poszukiwacze ogłosili, że zlokalizowali "obiekt przypominający pociąg" przy pomocy georadaru. Sprawa trafiła do ogólnopolskich mediów, a potem, za sprawą światowych agencji, rozniosła się dalej. Do Wałbrzycha zaczęły przyjeżdżać ekipy telewizyjne z Japonii, Stanów Zjednoczonych i Australii. Pojawiła się nadzieja, że być może wreszcie uda się odkryć tajemnicę z czasów II wojny światowej.
Szybko jednak pojawiło się... rozczarowanie. Choć w 2016 roku dokonano odwiertów i badań geologicznych, nie potwierdzono istnienia żadnego tunelu, nie mówiąc już o pociągu. W mediach zawrzało, a "złoty pociąg" po oficjalnej konferencji na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie wrócił do szuflady z napisem miejska legenda. Tak się przynajmniej wszystkim wydawało.
Ostatnie doniesienia jednak sugerują, że jest zupełnie odwrotnie. Złoty pociąg w sercach poszukiwaczy wciąż żyje i rozgrzewa je do czerwoności. Zwłaszcza wtedy, gdy pojawią się rewelacje, że "teraz to już na pewno go znaleźliśmy".
Ekspert studzi emocje: dopóki nie ma pociągu, nie ma odkrycia
Problem w tym, że poza wspomnianą jedną, niezweryfikowaną relacją, nie ma żadnego dokumentu, który potwierdzałby istnienie takiego transportu. - W dokumentach niemieckich nie ma żadnego śladu o takim transporcie kolejowym, którym moglibyśmy nazwać złotym pociągiem - tłumaczy Andrzej Daczkowski. - W dokumentacji Wrocławia, dawnego Breslau, też nie ma o tym śladu, żeby taka akcja się działa.
Co ciekawe, inne operacje wywozu i ukrywania dzieł sztuki w czasie wojny są dobrze udokumentowane. - Były organizowane przez Grundmana, ówczesnego konserwatora. Wiemy, co, gdzie (mniej więcej przynajmniej) pojechało, oraz jak było zabezpieczane - mówi redaktor naczelny "Odkrywcy". Te działania miały miejsce znacznie wcześniej niż w 1945 roku. W lutym tego roku, w czasie ewakuacji Breslau i ofensywy Armii Czerwonej, dokumenty milczą na temat jakiegokolwiek "złotego pociągu".
Gdzie miałby się zmieścić? Problemy techniczne i georadarowe rozczarowania
Eksploratorzy najczęściej kierują się w okolice Zamku Książ i kompleksu Riese - zespołu podziemnych tuneli budowanych przez Niemców w czasie wojny. Tam pociąg miałby szansę się zmieścić. Teoretycznie.
- Tam dochodziła tylko kolej wąskotorowa. Pociąg o normalnym rozstawie osi ma zupełnie inne wymagania techniczne… on by do tych tuneli zwyczajnie nie wjechał - mówi Daczkowski. Do tego dochodzi logistyka. - Wykonanie takiego tunelu to są ciężarówki, które musiałyby wykonać tysiące kursów, aby wywieźć urobek. To potężna praca ziemna, którą trudno byłoby ukryć.

Skoro nie ma dokumentów, nie ma wiarygodnych relacji i są poważne wątpliwości techniczne, to na czym opierają się kolejne próby odnalezienia pociągu? Zazwyczaj na analizie ukształtowania terenu, historii linii kolejowych i georadarze. - To bardzo ważne: jeśli ktoś znalazł cokolwiek, czy to monetę, czy złoty pociąg, to musi to widzieć, dotknąć, zaprezentować. Wszyscy, którzy dzisiaj deklarują, że są znalazcami złotego pociągu, tego pociągu nie widzieli. To wszystko jest tylko domniemanie - podkreśla Daczkowski.
Złoty pociąg jako mit? Ale może właśnie to ma sens
Niektórzy uważają, że nawet jeśli pociągu nie ma, to sama legenda przynosi wartość - napędza eksploracje, badania, zainteresowanie historią. - W XIX wieku szukano Troi i wydawało się, że to jest jeden wielki mit. A okazuje się, że właśnie takie miasto odnaleziono - przypomina Daczkowski. - Serce by chciało, żeby koledzy eksploratorzy odkryli coś takiego, natomiast rozum jest tutaj nieubłagany.
- Szanse na odkrycie są niewielkie, natomiast legendy jakiś sens mają, bo zachęcają do działania. Może nie złoty pociąg, ale coś innego, co jest równie intrygujące i ciekawe - dodaje redaktor naczelny "Odkrywcy".
Na razie nie ma żadnych fizycznych dowodów. A dopóki ich nie będzie - nie można mówić o odkryciu. - Na tym znalezisko nie polega - kwituje Andrzej Daczkowski. I trudno się z tym nie zgodzić.