Gdzie się podziały skarby z katedry?
Zanim po biskupa Kallera przyjechali gestapowcy, we Fromborku miało dojść do tajemniczego zdarzenia, które nigdy nie zostało wyjaśnione do końca...
"Element klasowo obcy"
Cecylia Vetulani miała pisemne skierowanie z Warszawy, więc jeszcze tego samego dnia trafiła do olsztyńskiego Zamku. Tam, przez następne lata pracowała początkowo jako szeregowy pracownik, zastępca kustosza, a później jako kustosz Muzeum Mazurskiego. Na początku 1953 roku przeniosła się do monumentalnego gmaszyska Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, gdzie objęła eksponowane stanowisko Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Olsztynie, by w końcu 1955 roku zostać wyrzuconą z pracy jako "element klasowo obcy" i "ambasadorka Watykanu", a to z racji szkół, które w przedwojennej Polsce ukończyła. A jeszcze dwa i pół roku wcześniej Cecylia Vetulani oprowadzała premiera Bolesława Bieruta i wicepremiera Józefa Cyrankiewicza po Fromborku, podczas zorganizowanej 24 V 1953 roku wielkiej gali inauguracji Roku Kopernikowskiego. Tego bowiem dnia przypadła 410. rocznica śmierci Mikołaja Kopernika i z tej okazji kierownictwo PRL postanowiło zainteresować się miejscem, gdzie zmarł i został pochowany wielki astronom.
Ucieczka przez zamarznięty zalew
Pięć miesięcy później na fromborskie wzgórze katedralne wjechała pomalowana na biało limuzyna na policyjnych numerach rejestracyjnych. Dwóch gestapowców udało się do rezydencji biskupów warmińskich, by poinformować biskupa Maximiliana Kallera, że na podstawie decyzji Nadprezydenta Gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha ma on opuścić Frauenburg, o który lada dzień rozpoczną się walki. - Wasza ekscelencja nie może wpaść w łapy bolszewików - powiedział jeden z gestapowców. Według historyków, biskupa Kallera gestapo wywiozło na dwa dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Fromborka, a więc na początku lutego 1945 roku. W tym czasie drogi na zachód były już przecięte przez Rosjan.
Droga śmierci
Skarby wywiezione w cysternie
Splądrowana katedra
Z nieznanych do dzisiaj powodów Niemcy nie zaryzykowali jej ewakuacji z przygotowującego się do obrony Królewca, mimo podjętych w tym kierunku przygotowań. Na skrzynie z Komnatą czekały już bowiem pomieszczenia w poddrezdeńskiej wiosce Grossgrabe, które w końcu zapełniono skarbami ewakuowanymi z Poznania. Bursztynowa Komnata mogła więc w ostatniej chwili zostać zastąpiona innymi skarbami kultury wywiezionymi z Królewca. I Keiluweit wcale nie musiał być o tym poinformowany. Na korzyść hipotezy Keiluweita pośrednio świadczy wypowiedź Marii Lubeckiej-Hoffmann, która przed reformą administracyjną z końca XX wieku pełniła urząd Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Elblągu. Opisując zniszczenia wojenne Fromborka wspomniała, że kościół katedralny został splądrowany przez Niemców. Wynikałoby z tego, że ludzie ewakuujący skarby kultury z Frauenburga, przede wszystkim archiwum miejscowej Kapituły, bo ono właśnie znalazło się w centralnych Niemczech, spieszyli się zostawiając w katedrze spory bałagan.
Wyszczerbiony fronton
A teraz, podczas ofensywy zimowej, nacierali czerwonoarmiści z 5. Armii Pancernej 3. Frontu Białoruskiego, którzy 9 lutego wyparli Niemców z Fromborka, ale przez następne dni miasteczko było pod ostrzałem artyleryjskim oddziałów niemieckich broniących się w pobliskim Braniewie. Aż dziw, że ocalała katedra, której fronton został tylko wyszczerbiony eksplodującym pociskiem artyleryjskim. Większość pozostałych obiektów wzgórza katedralnego nie miało tyle szczęścia.
Fortel wojewody olsztyńskiego
W raporcie do ministra Ziem Odzyskanych Władysława Gomułki płk Jakub Prawin pisał, że z Fromborka "(...) naczynia kościelne, paramenty, gobeliny, obrazy, archiwum, biblioteka (rękopisy Kopernika!) - wszystko zostało wywiezione". Na szczęście, nie wszystko. Poczynania Rosjan w tej części Prus Wschodnich, które przypadły Polsce, uważnie obserwował inżynier Jan Grabowski. W ekipie płk. Prawina zajmował się sprawami kultury i robił wszystko, by jak najwięcej szeroko pojętych dóbr kultury zostało w Polsce.
Chociaż w lutym 1946 roku Rosjanie opuścili fromborskie wzgórze katedralne, następca Prawina na urzędzie wojewody olsztyńskiego doktor Zygmunt Robel obawiał się, że w każdej chwili mogą tam wrócić. I dlatego postawił na politykę faktów dokonanych. W piśmie z 26 IV 1946 roku Robel pisał do Gomułki (pisownia oryginalna): "Uważam za celowe nie tylko ze względów propagandy wewnętrznej, lecz również ze względu na znaczenie dla całego świata naukowego zagranicą urządzić w dniu 24 maja b.r. we Fromborku pierwszą od czasu powrotu ziemi Warmijskiej do Polski uroczystość ku czci Kopernika".
Wojewoda przewidział uroczystą żałobną mszę świętą, udział kompanii honorowej Wojska Polskiego, zjazd młodzieży szkolnej, no i stosowne przemówienia. "W tym celu - pisał dalej - wydałem zarządzenie zmierzające do doprowadzenia do ładu katedry we Fromborku, zniszczonej zewnętrznie i wewnętrznie na skutek wypadków wojennych, zabezpieczenia ocalałych od grabieży dzieł sztuki, uporządkowania sprofanowanych grobowców i przyległego do katedry terenu, usunięcie (śladów po) kwaterujących do niedawna tam oddziałach Armii Sowieckiej, ustanowienia tuż obok katedry placówki Wojsk Ochrony Pogranicza, która by pośrednio zabezpieczyła zabytki sztuki od dalszej grabieży".
Życzenie Bolesława Bieruta
Straszyły wypalone ściany pałacu Szembeka, Wieży Radziejowskiego oraz zachodnia baszta bramna. Narożna Wieża Kopernika pokaleczona była przez pociski. "W marcu 1953 roku - wspominała Vetulani, która w tym czasie była już Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków w Olsztynie - przybyła jeszcze jedna, zakrojona na wielką skalę, konserwacja - przygotowanie katedralnego zespołu we Fromborku na uroczystość 410. rocznicy śmierci Mikołaja Kopernika". I z tą rocznicą najprawdopodobniej bezpośrednio związana jest ta informacja, którą znalazłem w starym egzemplarzu "Głosu Wielkopolskiego". Otóż w numerze z 12/13/14 IV 1952 roku "Głos" pisał w tytule krótkiej notatki: "Ponad 300 pamiątek po Koperniku przekazał rząd ZSRR delegacji polskiej". Wszystko wskazuje, że Bierutowi, jeszcze jako prezydentowi RP, udało się wyciągnąć od Rosjan zabytki kopernikowskie zagrabione w 1945 roku, o których zresztą Polacy wiedzieli, że wywieziono je do zajętego przez Armię Czerwoną Królewca, skąd później trafiły do Moskwy. Najprawdopodobniej Bierut powołał się na decyzję Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR, które chce godnie uczcić przypadająca w 1953 roku "okrągłą" rocznicę śmierci Mikołaja Kopernika, a Józef Stalin łaskawie zgodził się oddać to, co dla władz ZSRR nie miało większej wartości materialnej.
"Pieczołowicie przechowywane dokumenty"
Trzynaście miesięcy później, już po śmierci Stalina, do częściowo odrestaurowanego Fromborka przyjechali przedstawiciele najwyższych władz PRL z I sekretarzem KC PZPR, premierem Bolesławem Bierutem na czele, którego ówczesna Wojewódzka Konserwator Zabytków w swych wspomnieniach konsekwentnie tytułuje prezydentem (urząd prezydenta zlikwidowano 22 VII 1952 roku). "W oznaczonym dniu, dwudziestego trzeciego maja - pisała Vetulani, myląc się o dzień, bo uroczystości odbyły się 24 V 1953 roku - wszystko czekało zapięte na przysłowiowy ostatni guzik. W wyremontowanej Wieży Kopernika urządzono wystawę plansz - projektów rekonstrukcji wzgórza. Obok plansz nieśmiało prześwitywały fragmenty siedemnasto- i osiemnastowiecznych malowideł, odnalezione i częściowo odsłonięte spod tynku przez inżyniera Sierzputowskiego. (...) Podczas gali prezydent Bierut wyraził życzenie, ażeby zapoczątkowane roboty prowadzono aż do zakończenia odbudowy zespołu i to bez względu na czas ich trwania. Obiecał również przeznaczyć na te cel wysokie sumy".
Druga połowa lat 80. XX wieku upływała w rządzonym przez Michaiła Gorbaczowa Związku Radzieckim pod znakami pierestrojki i głasnosti, a zamknięte dotychczas państwo powoli otwierało się na świat. Stąd też wcześniej zapewne nie doszłoby do wspólnej, polsko-radzieckiej akcji poszukiwawczej, którą wówczas, przez kilka kolejnych lat, organizowano w Polsce. Uczestniczyli w niej polscy harcerze i radzieccy płetwonurkowie z woroneskiego klubu Rif, w najtrudniejszych momentach wspierani przez żołnierzy obu armii, a do ich dyspozycji postawiono sprzęt, o którym jeszcze dzisiaj marzyć mogą poszukiwacze skarbów nawet z najlepiej wyposażonych zespołów.
Polsko-radziecka ekspedycja szukała - jakby inaczej - Bursztynowej Komnaty, zrazu interesując się niemieckim samolotem zatopionym w wodach jeziora Resko Przymorskie koło Kołobrzegu, a latem 1988 roku poszukiwacze przenieśli się w okolice Fromborka i Tolkmicka, by sprawdzić ślad wskazany przez pewnego majora Armii Czerwonej. Ślad zatopionego w wodach Zalewu Wiślanego przez jego czołgi niemieckiego konwoju. Przez czternaście dni prawie stuosobowa ekipa (63 Polaków i 30 Rosjan) penetrowała dno płytkiego w tym miejscu zalewu. Strona radziecka zapewniła udział w penetracji dna kilku jednostek floty bałtyckiej marynarki wojennej. Przebadano przybrzeżne wody w promieniu czterech kilometrów, korzystając z pomocy czułych urządzeń dwóch okrętów hydrograficznych. Rosjanie sprowadzili nawet specjalne kutry do sondowania w mule, a strona polska podstawiła śmigłowiec. Nadaremno. Dwa tygodnie zakrojonych na dużą skalę poszukiwań nie przyniosły bowiem żadnego rezultatu. Nie znaleziono dosłownie niczego.
Fromborski skarb katedralny
Po latach na Zalew Wiślany zwróciła uwagę Aleksandra Bojowicz, którą Włodzimierz Antkowiak zacytował w książce "Skarby, poszukiwania i poszukiwacze" z 2004 roku: "Skarbów w potocznym znaczeniu tego słowa raczej nie należy tam szukać. Chociaż - kto wie. Nie mam na myśli dorobku mazurskich rodzin, który poszedł na dno wraz z ludźmi, końmi, wozami. Chodzi mi o fromborski skarb katedralny. Podobno pod koniec wojny dziesiątki wartościowych przedmiotów zostało tak skutecznie ukrytych, że do tej pory nie zostały znalezione. Czy należy szukać w wodach Zalewu Wiślanego? Prawdopodobnie nie, ale niczego przecież nie można wykluczyć. Malutki Frombork jest przeorany systemem podziemnych przejść łączących wzgórze katedralne z miasteczkiem. Może tam?".
A może warto byłoby pojechać do Fromborka i zwiedzić zabytki zespołu na wzgórzu katedralnym? W samej tylko katedrze zobaczymy dawny ołtarz główny z 1504 roku, ufundowany przez wuja Kopernika, biskupa Watzenrode'go i obecny ołtarz główny z połowy XVIII wieku, liczne, bogato polichromowane i złocone ołtarze boczne, barokowe stalle kanonickie, ambonę, obrazy, rzeźby, chrzcielnice, naczynia liturgiczne, szafy, skrzynie, zegary, lichtarze i krucyfiksy, które czynią ze świątyni fromborskiej prawdziwą skarbnicę dzieł sztuki. Wprawdzie nie można wykluczyć, że jakieś pojedyncze przedmioty zabytkowe mogą znajdować się w ukryciu, to jednak opowieści o ukrytym skarbcu katedralnym są przesadą. Odkryto tu już chyba wszystko, a niedawno nawet szczątki człowieka, które po wszechstronnych badaniach, w tym DNA, okazały się - z bardzo dużym prawdopodobieństwem - szkieletem Mikołaja Kopernika. Ale to już inna historia.
Leszek Adamczewski