Jedyny bunt za życia Stalina. Spośród milionów tylko oni chwycili za broń
Przez obozy sowieckiego Gułagu przewinęło się 18 milionów więźniów, z których nawet ponad 2 miliony straciły życie. Skala zbrodni było olbrzymia. Mimo to za życia Józefa Stalina tylko jeden, jedyny raz zdarzyło się, że łagiernicy podjęli zorganizowaną próbę buntu.
Był październik 1941 roku i już od czterech miesięcy trwała krwawa wojna Związku Radziecki z Trzecią Rzeszą. Właśnie wtedy w łagpunkcie "Lesoried", wchodzącym w skład kompleksu nowych łagrów Workuty w Republice Komi, pojawiła się brzemienna w skutki pogłoska.
Z ust do ust podawano sobie wieść, że w związku z ciągłymi postępami Niemców, władze obozu są zdecydowane w razie konieczności rozstrzelać wszystkich więźniów politycznych.
Miało to dotyczyć nawet tych, którzy już odsiedzieli swoje wyroki, a teraz byli wolnonajemnymi pracownikami łagru. I chociaż informacja była wyssana z palca, to jednak część łagierników - znając łatwość, z jaką enkawudzistom przychodziło mordowanie ludzi - postanowiła wzniecić bunt.
Niespodziewany prowodyr
Kto stanął na ich czele? Czyżby jeden z więźniów, na co wskazywałby zdrowy rozsądek? W żadnym razie! Prowodyrem był... komendant łagpunktu, "Lesoried" Mark Andriejewicz Rietiunin. On również swego czasu został skazany za działalność "kontrrewolucyjną" i teraz - wierząc plotce - wolał zginąć z bronią w ręku niż dać się potulnie zarżnąć jak owca.
Niestety niewiele wiadomo na temat przygotowań do rebelii poczynionych przez Rietiunina i jego towarzyszy. Możemy tylko zacytować Anne Applebaum, która w klasycznej pracy Gułag stwierdziła: "Z późniejszych wypadków wynika [...], że było to wystąpienie starannie przygotowane".
Pewne jest natomiast to, że na początku grudnia 1941 roku w "punkcie obozowym" przebywało 202 mężczyzn, z czego 108 stanowili więźniowie polityczni i właśnie wśród nich rekrutowali się przyszli buntownicy.
Od pogłosek do buntu
Do akcji przystąpiono w sobotę 24 stycznia 1942 roku. Data nie została wybrana przypadkowo.
Właśnie na ten dzień przypadała kąpiel obozowych strażników. W intrygę został wtajemniczony Chińczyk Liu Fa, który zajmował się łaźnią. Zakomunikował on swoim "klientom", że bania będzie czynna tylko do siedemnastej, a co za tym idzie powinni się pospieszyć. W efekcie większość strażników udała się tam jednocześnie.
Na to właśnie czekał Liu Fa. Gdy niczego nieświadomi enkawudziści rozkoszowali się gorącą kąpielą, Chińczyk zabarykadował drzwi, a pozostali buntownicy zajęli się rozbrajaniem garstki wartowników, którzy trwali na swych posterunkach.
Trzech spośród nich stawiło opór, jednak na niewiele się to zdało. Łagiernicy jednego zabili, drugi został ranny, trzeciemu odebrano broń. W sumie więźniowie zdobyli dwanaście karabinów oraz cztery rewolwery.
_______________________
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu WielkaHistoria.pl przeczytasz również o pseudonaukowych eksperymentach na dzieciach w Auschwitz.
Chwila decyzji
Strażnicy zostali zamknięci w szopie do przechowywania warzyw, zaś buntownicy włamali się do obozowego magazynu, gdzie Rietiunin zawczasu zgromadził spory zapas zimowej odzieży (płaszcze, buty, kurtki, kufajki, spodnie, czapki i rękawiczki).
Nadeszła pora, by podjąć trudną decyzję: co dalej? Część właśnie oswobodzonych więźniów - około 60 - którzy nie chcieli brać udziału w buncie po prostu uciekła w leśne ostępy. Reszta pod wodzą Marka Andriejewicza ruszyła do oddalonego o kilkanaście kilometrów miasteczka Ust-Usa.
Dotarłszy na miejsce łagiernicy podzielili się na dwie grupy. Pierwsza zaatakowała więzienie, druga w tym samym czasie uderzyła na urząd pocztowy. Przeprowadzona z zaskoczenia operacja zakończyła się pełnym sukcesem. Atakujący zdobyli areszt i uwolnili 38 osadzonych, z których 12 zasiliło ich szeregi. Również budynek poczty wpadł w ręce łagierników.
To na pewno Niemcy
Dalej nie poszło już równie łatwo. Po początkowym szoku ludność Ust-Usy stawiła twardy opór.
Kilka osób zabarykadowało się w miejscowym komisariacie milicji i wykorzystując znajdującą się tam broń przystąpiło do wymiany ognia z napastnikami. Inni zorganizowali obronę miejscowego lotniska, na którym stacjonowały dwa samoloty.
Ponadto jednemu z milicjantów udało się dotrzeć konno do sąsiedniego łagpunktu Pola-Koria, gdzie złożył meldunek o tym, co dzieje się w Ust’-Usie. Niemniej jednak złożone przez niego wyjaśnienia były na tyle mgliste, że komendant obozu doszedł do wniosku, iż miejscowość została zaatakowana przez... Niemców. Mimo wszystko wysłał na odsiecz 15 swoich ludzi.
W międzyczasie w Ust-Usie trwała zacięta walka pomiędzy rebeliantami i mieszkańcami broniącymi posterunku milicji. Atakującym udało się co prawda pojmać i rozbroić kilku obrońców, jednak nie potrafili zdobyć samego budynku.
Po całonocnych bojach, które kosztowały ich dziewięciu zabitych, jednego rannego i aż 40 wziętych do niewoli, Rietiunin zdecydował o zmianie taktyki.
Ostatnie sukcesy "kontrrewolucji"
Powstańcy zaniechali dalszych prób szturmu i ruszyli na "podbój" sąsiedniego miasteczka - Kożwy. Nie wiedzieli jednak o kluczowej kwestii. Zapobiegliwi włodarze Ust-Usy, obawiając się ataku niemieckich spadochroniarzy, ukryli w pobliskim lesie radiostację, za pomocą której teraz rozpaczliwie wzywali pomocy.
Marek Andriejewicz i jego ludzie niemal bez walki zajęli duży kołchoz usytuowany nieopodal miasta. Co prawda nie przekonali oni kołchoźników do przyłączenia się do rebelii, ale w miejscowym urzędzie pocztowym udało im się odebrać nadany otwartym tekstem komunikat o nadciągających posiłkach milicyjnych, mających zakończyć "kontrrewolucyjne" zaburzenia.
Beznadziejna walka
W tej sytuacji nie pozostawało im nic innego, jak opuścić główny trakt i szukać schronienia w tundrze. Znaleźli je niedaleko - na farmie reniferów. Pogoń nie zamierzała jednak dawać za wygraną.
O świcie 28 stycznia 1942 roku teren został otoczony i wywiązała się trwająca cały dzień, regularna bitwa. Z okrążenia udało się ujść z życiem ledwie nieco ponad trzydziestu rebeliantom.
Przystanęli w myśliwskim szałasie w nieodległych górach. Część zdecydowała się walczyć do ostatniego naboju, inni postanowili szukać szczęścia w lasach. Tak dla pierwszych, jak i drugich los okazał się mało łaskawy.
Tych, którzy zostali na miejscu wybito do nogi, zaś uciekinierów bezlitośnie tropiła i wyłapywała milicja. Rietiunin oraz kilku innych więźniów 31 stycznia popełnili samobójstwo, po tym jak zostali otoczeni przez pościg.
Schwytanych łagierników - w sumie 49 - poddano torturom i stracono dopiero w sierpniu 1942 roku. Z kolei samego Rietiunina - jak pisze w swej książce pt. Zatruty pokój Gregor Dallas - uznano "za faszystę pragnącego się sprzymierzyć z nazistowskimi Niemcami".
Samospełniająca się przepowiednia
Zaniepokojeni komunistyczni przywódcy pragnęli za wszelką cenę zapobiec podobnym "incydentom". Dlatego też podjęli drastyczne kroki prewencyjne. W drugiej połowie sierpnia 1942 roku do komendantów wszystkich łagrów trafiło memorandum "o nasileniu się działalności kontrrewolucyjnej w obozach pracy poprawczej NKWD".
Adresaci zostali zobowiązani do pozbycia się w ciągu dwóch tygodni "elementów kontrrewolucyjnych i antysowieckich". Pokłosiem rozkazu było istne polowanie na czarownice. Zaowocowało ono - jak pisze Anne Applebaum:
"(...) 'ujawnieniem' wielkiej liczby rzekomych organizacji spiskowych: od irkuckiego 'Komitetu Wyzwolenia Ludu', po 'Rosyjskie Stowarzyszenie Odwetu na Bolszewikach', zdemaskowane w Omsku.
W podsumowującym całą akcję raporcie stwierdzono, że "w latach 1941-1944 w obozach wykryto 603 ugrupowania antypaństwowe i terrorystyczno-dywersyjne, zrzeszające łącznie 4640 uczestników".
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że znakomita większość z tych 4640 nieszczęśników nie miała z zarzucaną im działalnością żadnej styczności. Wielu skazano na śmierć i tym samym wyssana z palca plotka zamieniła się w prawdę...
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu WielkaHistoria.pl przeczytasz również o pseudonaukowych eksperymentach na dzieciach w Auschwitz.
Rafał Kuzak - historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współautor książki "Wielka Księga Armii Krajowej". Zastępca redaktora naczelnego WielkiejHISTORII. Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.