Jego gazetę czytała cała Polska. Władca prasy II RP zmarł w zapomnieniu
Był jedynym magnatem prasowym międzywojennej Polski. Rasowym biznesmenem i chłodno kalkulującym oportunistą, grającym na nosie autorytarnej władzy. Człowiekiem, który nad Wisłą zrealizował swoisty „American dream”, budując najpotężniejszy koncern medialny w tej części Europy. Historia Mariana Dąbrowskiego i jego gazety IKC to jeden z najciekawszych elementów polskiego międzywojnia, o którym nie uczyli cię w szkole.
Poranek w II RP dla wielu zaczynał się od przeglądu gazet. Pomimo wysokiego analfabetyzmu informacja prasowa rozchodziła się pocztą pantoflową po całym kraju, docierając do urzędników ministerstw w Warszawie, górników śląskich kopalń, żołnierzy w garnizonach czy rolników na Kresach Wschodnich. Wielu informacje czerpało z jedynej prawdziwie ogólnopolskiej gazety tamtych czasów, Ilustrowanego Kuriera Codziennego.
"Ikac", jak przyjęło się go potocznie określać, był gazetą niezwykłą. Nie brzydził się skandalu i był luźniejszy w formie na tle propagandowych gazet partyjnych. Budził podziw oraz zazdrość konkurencji. Ta szczególnie zazdrościła naczelnemu redaktorowi "Ikaca", Marianowi Dąbrowskiemu.
Spis treści:
- Od gimnastyka do redaktora pierwszej ogólnopolskiej gazety
- Jedna z największych tajemnic Mariana Dąbrowskiego i IKC
- Gazeta, jakiej na terenie Polski nie było
- Po pierwsze: Gazeta ma się wyróżniać i nie może być nudna
- Po drugie: Gazeta ma być "bezpartyjna" dla odbiorcy i miła dla władzy
- Po trzecie: Gazeta ma być innowacyjna i dostępna na każdym rogu
- Czołowy filantrop II RP
- Tragiczny upadek wielkiego magnata
- Marian Dąbrowski. "Pan zagadka" II Rzeczpospolitej
Od gimnastyka do redaktora pierwszej ogólnopolskiej gazety
Gdyby chcieć opisać Mariana Dąbrowskiego jednym zdaniem, brzmiałoby ono "Człowiek o zapale Elona Muska oraz miłości do pieniędzy Wilka z Wall Street w realiach II Rzeczpospolitej".
Marian Dąbrowski urodził się 27 września 1878 roku w Mielcu. Niewiele wiadomo o jego rodzinie. Na pewno nie była bogata, bo gdy Marian wyjechał w 1898 do Krakowa na studia, musiał sam pracować, aby przeżyć. Ironią jest, że miał sprzedawać gazety.
Prócz nauki i pracy miał jedną pasję - sport. Był członkiem Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" i uczył gimnastyki jako nauczyciel w szkole. To właśnie gimnastyka otworzyła mu drzwi do świata dziennikarstwa.
Jak wskazuje historyk Wiesław Władyka, Dąbrowski od 1900 roku prowadził dział sportowy w krakowskim "Przeglądzie Gimnastycznym". W tekstach łączył kulturę sprawności fizycznej z patriotyzmem. Ujawnił się w nim dryg do publicystyki. Dąbrowski zaczął współpracować z różnymi gazetami krakowskimi, poznając świat lokalnych mediów. Zdobywał cenne znajomości oraz wiedzę nt. dziennikarstwa, które wykorzystał w przyszłości.
Można powiedzieć, że początek swojej wielkiej kariery Marian Dąbrowski zawdzięczał poznanym ludziom. W tym udział miała także jego żona, Michalina Dobijówna, która towarzyszyła Marianowi przez wszystkie lata jego wielkiej kariery.
Jedna z największych tajemnic Mariana Dąbrowskiego i IKC
W głowie Dąbrowskiego zrodził się plan zdominowania rynku krakowskiej prasy. Z początku dzięki posagowi żony wykupił udziały w konserwatywno-katolickiej spółce wydawniczej "Postęp". Jej plan zakładał wykupienie od ówczesnego właściciela gazety "Głos Narodu". Pomysł jednak okazał się klapą.
Dąbrowski postanowił więc pójść o krok dalej. Zamiast przejmować istniejące pisma, chciał tworzyć własne. Zauważył, że na rynku dzienników nie było typowej gazety sensacyjnej, przeznaczonej dla masowego odbiorcy i tworzonej na wzór zachodniej prasy np. we Francji. Postanowił wykorzystać tę lukę, tworząc Ilustrowany Kurier Codzienny. No i tu pojawia się pytanie. Skąd Dąbrowski miał pieniądze na rozwój biznesu? Jest kilka teorii.
Jak podaje historyk Adam Bańdo, jedna z nich pochodzi z relacji redaktora IKC, Antoniego Wasilewskiego. Mówił, że Dąbrowski zdobył fundusze, sprzedając trybuny, rozstawione na zlot "Sokoła" na krakowskich Błoniach z okazji 500-lecia Bitwy pod Grunwaldem.
Według innej teorii w powstanie "Ikaca" zamieszana była wielka polityka. Dąbrowski miał być współpracownikiem kręgów politycznych któregoś z europejskich mocarstw, najprawdopodobniej Austro-Węgier, które miało mu przekazywać pieniądze.
Najbardziej prawdopodobna wersja mówi o skumulowaniu funduszy Dąbrowskiego i pieniędzy od żydowskiego konsorcjum. Tym ruchem miał rozzłościć wcześniejszych prawicowych współpracowników ze spółki "Postęp", którzy krytykowali bratanie się z Żydami.
Teorii jest kilka, ale ich zweryfikowanie — w związku z brakiem źródeł — nie jest możliwe. Moim zdaniem najbardziej prawdopodobną jest ta, według której na kapitał założycielski IKC złożyły się własne środki Dąbrowskiego (głównie udziały wycofane ze Spółki Wydawniczej "Postęp"), środki jego brata Tadeusza, a także wkład grupy Żydów, z którymi współpracował, wynajmując obiekty pozostałe na krakowskich Błoniach po zlocie Sokoła
Sprawa tego, skąd Dąbrowski wziął pieniądze na rozkręcenie swojego prasowego imperium to mieszanina legend, półlegend i przeplatania się ze sobą różnych teorii. Jednak nawet one pokazują charakter "króla polskiej prasy": rekina biznesu, będącego zajadłym oportunistą.
Gazeta, jakiej na terenie Polski nie było
Podbój polskiej prasy Dąbrowski zaczął w małym pokoiku Pałacu Spiskiego z niewielkim zespołem dziennikarzy oraz maszyną rotacyjną do drukowania. Z takim zapleczem 18 grudnia 1910 roku wydano pierwszy numer Ilustrowanego Kuriera Codziennego.
Zapowiadał on prawdziwą rewolucję. W programie IKC Dąbrowski zareklamował swoje pismo jako "popularno-informacyjne", mające odpowiadać potrzebom każdego czytelnika, zrywając z nudnymi i skostniałymi treściami dotychczasowych gazet. Bezpartyjność, niezależność i nastawienie na czytelnika były sztandarowymi hasłami "Ikaca". I to sprawiło, że z miejsca gazeta zaczęła podbijać rynek.
Już w pierwszych numerach Dąbrowski chwalił się, że IKC sprzedawał się nakładzie 20 tysięcy sztuk. Trudno ocenić, czy był to fakt, czy zwykłe przechwałki. Historycy są jednak zgodni, że już po dwóch latach nakład gazety osiągał rekordowe 40 tysięcy egzemplarzy. Dla porównania uznane gazety krakowskie, wydawane przez dziesięciolecia jak "Czas", "Nowiny" czy "Nowa Reforma" mogły liczyć na średni nakład kilku tysięcy egzemplarzy.
Co ciekawe do rozwoju pisma przyczyniła się I wojna światowa, po której IKC był już nie tylko dominującą gazetą w regionie, ale i w odrodzonej Polsce. W latach 20. stał się pierwszym i do wybuchu II wojny światowej jedynym w Polsce ogólnopolskim dziennikiem, trafiając do kiosków całego kraju. Wtedy też Dąbrowski zaczął tworzyć koncern prasowy, który nazwał "Pałacem Prasy". Jego gazety królowały na rynku, skutecznie zwalczając konkurencję. U szczytu sam IKC generował dziennie nakład aż 200 tysięcy gazet.
Przyjąć należy, że o sukcesie IKC zadecydowały głównie trzy czynniki: atrakcyjna z punktu widzenia odbiorcy, bulwarowa forma, niska cena oraz punktualność i sprawna dystrybucja. Do tego należałoby także dodać nachalną autoreklamę
Architektem tego sukcesu był jeden człowiek, Marian Dąbrowski, który cały czas kierował się rozwojem przedsiębiorstwa i zyskiem. Aby tego dokonać, tworzył pismo w ramach specjalnych zasad.
Po pierwsze: Gazeta ma się wyróżniać i nie może być nudna
Marian Dąbrowski wiedział, że robiąc prasę tak jak konkurencja, daleko nie zajdzie. Przed "Ikacem" polskie gazety służyły głównie do propagowania idei niepodległościowych pod sztandarem konkretnej partii i ideologii. Czasami zdarzały się pisma bardziej edukacyjne czy tematyczne. Wtedy gazety informacyjne miały jedną cechę: pisane były śmiertelnie poważnie, nawet jeśli nie było to wymagane.
IKC był tego kompletnym przeciwieństwem. Pisany był językiem prostym, luźnym, zahaczającym o wulgarność. Treść miała być zrozumiała i interesująca dla jak najszerszej grupy ludzi, nawet tych, którzy zwykle nie czytali. Dotykało to też poruszanej tematyki. Gdy normalnie w gazetach dominowała polityka, problemy społeczne czy edukacja, IKC eksploatował tragedie, wypadki i lokalne plotki.
Pismo Dąbrowskiego miało jednak charakter informacyjny i także poruszało standardowe tematy jak polityka. Opisując je, ciągle jednak utrzymywało lekki styl. Przy tym nie schodziło poniżej pewnego poziomu, nie przekraczając granicy dobrego smaku. Nie był to więc tabloid.
Dąbrowski wiedział też, że aby naprawdę wyróżnić gazetę, nie wystarczy tylko pisać w inny sposób. Trzeba do niej zaprosić czytelnika. Jako pierwszy w Polsce wprowadził szeroką interakcję z odbiorcą.
Wcześniej w prasie istniały głównie listy do redakcji, gdzie dziennikarze łaskawie wybierali, które z nich trafią na ostatnie strony. W "Ikacu" od razu wprowadzano np. konkursy i co ważniejsze, ujawniano życie redakcji. Czytelnik mógł łatwo zżyć się z pismem, faktycznie czując, że jest to gazeta dla niego.
Po drugie: Gazeta ma być "bezpartyjna" dla odbiorcy i miła dla władzy
Marian Dąbrowski wiedział, że większość nie lubi gazet obnoszących się ze swoimi zamiłowaniami politycznymi. Dlatego od samego początku "Ikaca" głosił, że jest to gazeta bezpartyjna. Był to strzał w dziesiątkę, gdy dookoła praktycznie każdy periodyk oficjalnie opowiadał się za kimś lub za czymś.
Tak naprawdę jednak IKC zawsze wspierał którąś ze stron politycznych. Jednak w przeciwieństwie do większości gazet nigdy nie stał twardo przy jakichś poglądach i "uprawiał politykę" na tyle mocno, aby wybrzmiała na jego łamach, ale też na tyle słabo, aby nie być posądzonym o związanie z konkretną stroną.
Pomagał fakt, że była to gazeta stworzona nie przez partię tylko biznesmena, który uważał, że ideologia jest szkodliwa dla zysków.
IKC bardzo często zmieniał front polityczny, jeśli miał z tego korzyść. Na samym początku romansował z PSL-em, aby zacząć wspierać sanację, po zamachu majowym 1926 roku. Dąbrowski wiedział, że gdy w państwie zaczęła dominować sanacja, warto było mieć z nią pozytywne stosunki. Sama władza widziała w najpopularniejszym dzienniku kraju ważnego sojusznika.
Jednak Dąbrowski nigdy nie zrobił z IKC tuby propagandowej. W końcu czytelnicy chcieli pisma bezpartyjnego. Na łamach dziennika specjalnie dopuszczał treści krytykujące władzę. Nawet takie, przy których Dąbrowski wiedział, że numer zostanie zakazany. Tymi zabiegami grał na nosie władzy i utrzymywał przeświadczenie bezpartyjności gazety.
Marian Dąbrowski był postacią o zmiennych poglądach politycznych. Kandydował do Sejmu RP początkowo z listy PSL "Piast", następnie z listy BBWR. Po przewrocie majowym przyjął w pismach kurs prorządowy. Zdarzały się jednak zamierzone przypadki "kontrolowanej" krytyki sanacji, które miały przypodobać się czytelnikom krytycznie nastawionym do Józefa Piłsudskiego. Przykładem takiej "kontrolowanej" niesubordynacji było satyryczne pismo Wróble na Dachu. Po 1935 roku IKC sporadycznie wybijał się na niezależność, kiedy popierał program polityczny prezydenta Eugeniusza Kwiatkowskiego i krytykował autorytarne zapędy Edwarda Rydza-Śmigłego
To, że IKC zazwyczaj pozostawiał "otwartą furtkę" w kwestiach politycznych i światopoglądowych, sprawiało, że mógł tworzyć takie treści, które zaspokoją potrzeby czytelnika. Już w II RP publicyści jak Stanisław Cat-Mackiewicz komentowali, że IKC gra np. na emocjach, wykorzystując megalomanię narodową, a Bernard Singer nazywał gazetę "panną dla wszystkich i do wszystkiego".
Po trzecie: Gazeta ma być innowacyjna i dostępna na każdym rogu
Marian Dąbrowski wiedział, że nie można szczędzić pieniędzy na rozwój pisma. IKC zawsze szedł z duchem czasu, sięgając po najnowsze rozwiązania w tworzeniu i produkcji gazet, wyprzedzając konkurencję o mile.
Już na samym początku wyróżniał się elementem, który zaznaczał w tytule - ilustracjami. W pierwszych numerach były to tylko odręczne rysunki. Już od lat 20. masowo wykorzystywał fotografię prasową, co wtedy było rzadkością wśród polskich gazet.
Aby móc tworzyć prasę w tak dużych nakładach z rozwiniętą szatą poligraficzną, Dąbrowski stawiał na rozbudowę parku maszynowego. Tworzenie gazety w międzywojniu było trudne i czasochłonne. Wymagało ręcznego "łamania", czyli ustawienia linii wersów i fotografii, a same maszyny często potrzebowały przerw.
Nakład 200 tysięcy egzemplarzy świadczył o ogromnej sieci produkcyjnej. Wraz ze zwiększaniem obszerności pisma, pojawianiem się dodatków i tworzenia całego koncernu, Dąbrowski sprowadzał nowe maszyny oraz specjalistów z zagranicy. Ostatecznie stworzył własną drukarnię, posiadającą najlepsze zaplecze technologiczne w kraju.
Marian Dąbrowski zdawał sobie sprawę z tego, że nawet chwytliwe teksty i największe nakłady nie zbudują imperium, jeśli ludzie nie będą mogli czytać jego gazet. Dlatego mocno inwestował w kolportaż.
Na samym początku IKC rozwożony był po Krakowie za pomocą pożyczonego wozu, potem na prowincję i w dalsze części Polski paczki z gazetą przewoziły wagony pocztowe. W różnych miejscach rozprowadzali je uprawnieni sprzedawcy. Ostatecznie zmysł biznesowy Dąbrowskiego pozwolił mu na stworzenie całej sieci dystrybucji jego gazety z własnymi punktami sprzedaży.
Kolportaż prasy w okresie największej świetności IKC stwarzał ogromne problemy. Wydawcy korzystali głownie z usług przedsiębiorstw kolportażowych, z których największym było Polskie Towarzystwo Księgarń Kolejowych "Ruch" [...] Znaczną część nakładów rozprowadzano w dużych miastach przy pomocy nastoletnich "gazeciarzy". Gazetę można było również kupić w recepcjach hoteli, kawiarniach, restauracjach, księgarniach
Dąbrowski był pionierem, kładąc tak duży nacisk na dystrybucję swoich gazet. Wielu naśladowało jego działania, jednak tytuł "króla prasy" należał się tylko jemu. I jak król prowadził prawdziwie wystawne życie.
Czołowy filantrop II RP
Nie ma co się dziwić, że właściciel tak potężnego koncernu należał do czołowej śmietanki towarzyskiej II RP, zwłaszcza na południu kraju. W tych czasach tworzył własną legendę, która nieodłącznie związana była z jego Pałacem Prasy.
Już sama nazwa "Pałac Prasy" sugerowała dominację i nie inaczej było z siedzibą koncernu na zbiegu ulic Wielopole i Starowiślnej w Krakowie. Dąbrowski wybrał ją w 1927 roku nie tylko ze względu na metraż. Chciał się wyróżniać, pokazywać wszystkim ogrom jego biznesu. Nowoczesny, majestatyczny i wypełniony przepychem budynek był do tego idealny.
Do Pałacu Prasy Dąbrowski zapraszał wielu sławnych i wpływowych ludzi. Polityków, artystów, sportowców, działaczy społecznych zarówno z kraju jak i za granicy. Wszyscy odwiedzali prestiżowy "Pałac" i spotykali się z "królem prasy". Podczas wizyt często robiono wspólne zdjęcia, którym Dąbrowski później reklamował swoje gazety.
Słynął on z zamiłowania do bogactwa, chociażby w postaci luksusowych samochodów. Jak wskazuje historyk Adam Bańdo, posiadał flotę aż 10 ekskluzywnych pojazdów m.in. potężnego Hispano-Souzę.
Przy tym Marian Dąbrowski nie stracił swojej pasji do sportu, pojawiając się na wielu imprezach zwłaszcza wyścigów konnych i zawodów narciarskich. Tam często wręczał medale, jako ważny gość. W przypadku narciarstwa słynął także z uwielbienia Tatr i Zakopanego, gdzie często podróżował. Przy swoich wypadach miał nie stronić od hazardu.
Jednak wbrew temu co możemy sobie wyobrazić, Dąbrowskiemu daleko było do współczesnego wyobrażenia celebryty. Zawsze na pierwszym miejscu stawiał dobro koncernu, dlatego wszelkie swoje publiczne działania prowadził tak, aby tworzyć wizerunek społecznika, mecenasa i filantropa, stawiając się obok wielkich ludzi mediów II RP.
Marian Dąbrowski był postacią ekscentryczną, osobą lubującą się w luksusie, ale zapewne nie nazwałabym go celebrytą. Przez prasoznawców zaliczany jest do grona wybitnych publicystów okresu międzywojnia obok takich nazwisk jak: Ksawery Pruszyński, Stanisław Cat-Mackiewicz, Stanisław Stroński.
Zamiast z ekscesów, Dąbrowski znany był z finansowania wielu ważnych przedsięwzięć m.in. zorganizowania koncertu Jana Kiepury, z którego środki przeznaczono na budowę nowego gmachu Muzeum Narodowego. Oczywiście będąc wyrazistą postacią, miał wielu przeciwników, zwłaszcza w kręgach krakowskiej inteligencji. Zarzucali mu filantropię na pokaz i krytykowali polityczny oportunizm. "Król prasy" nic sobie z tego nie robił.
Dąbrowski starał się więc stworzyć swoją legendę jako najlepszego biznesmena, który myśli o potrzebach zwykłych ludzi. Był to przypadek swoistego "American dream" nad Wisłą. Od człowieka sprzedającego gazety na ulicy, aby dorobić na studia, do magnata prasy, któremu nikt w kraju nie podskoczy. Jednak to piękne marzenie miało niezwykle smutny koniec.
Tragiczny upadek wielkiego magnata
W połowie 1939 roku IKC zapowiadał zbliżającą się katastrofę, eksploatując rosnące napięcie międzynarodowe. Na okładkach coraz częściej pojawiało się słowo "wojna", która miała zacząć się od ataku III Rzeszy na Polskę. I jako jeden z nielicznych IKC wbrew propagandzie podkreślał, że będzie to dla nas walka przegrana.
Jak podaje Adam Bańdo - mimo że pismo tak straszyło zwykłego czytelnika, Dąbrowski sam miał nie wierzyć w to, co wypisuje jego czołowa gazeta. W końcu pisała już o wybuchu wojny przy okupacji Nadrenii w 1936, aneksji Austrii i Sudetów w 1938 i ostatecznym rozbiorze Czechosłowacji w marcu 1939 roku. Zapowiedzi o ataku na Polskę Dąbrowski miał traktować jako kolejny blef Hitlera, który napędzi sprzedaż "Ikaca".
Według historyków "król prasy" był na tyle pewny, że nie wybuchnie wojna, iż w sierpniu pojechał na zagraniczny urlop z żoną bez większej gotówki, nie pozostawiając w koncernie pełnomocnictwa. O tym, że Niemcy wkroczyli do Krakowa dowiedział się w swojej willi w Nicei.
Siedząc w potrzasku, bez wiedzy co się stało z dużą częścią pracowników jego koncernu, próbował zdobyć fundusze. Część osób wysłała mu pieniądze z Polski, zdobyte na sprzedaży jego majątku. Przetrwał we Francji do 1940 roku, kiedy udało mu się z żoną wypłynąć do Nowego Jorku.
Rzeczywistość Stanów Zjednoczonych była jednak daleka od "American dream" na które Dąbrowski zapracował w Polsce. Ostatecznie żył w zapomnieniu, osiedlając się w domu córki w Miami. Tam podupadł na zdrowiu i zmarł w 1958 roku, dokładnie w 80. urodziny.
Marian Dąbrowski. "Pan zagadka" II Rzeczpospolitej
Z całej historii o Marianie Dąbrowskim najciekawszym wydaje się fakt, że mimo osiągnięć i niezwykłej wagi jego postaci pozostaje on osobą niezwykle enigmatyczną. Cała jego historia to w dużej części podejrzenia i teorie. Wynika to z tego, że wiele archiwalnych dokumentów nt. Dąbrowskiego i IKC zaginęła.
Postać Mariana Dąbrowskiego jest bez wątpienia równie ciekawa, co - ujmując bardzo delikatnie - "tajemnicza". Spowodowane jest to głównie tym, że nie zachowały się żadne istotne dokumenty, ani dotyczące jego osoby, ani koncernu którym kierował. Jest to co najmniej zastanawiające, jeżeli uzmysłowimy sobie, że chodzi o postać nietuzinkową, wieloletniego posła na Sejm, wielkiego filantropa oraz o największy koncern wydawniczy w międzywojennej Polsce
Dlatego tak wiele informacji zawartych w książkach i artykułach naukowych nt. Dąbrowskiego i "Ikaca" miesza się ze sobą, tworząc wspomniane legendy. Nigdy nie poznamy w stu procentach prawdziwych losów Mariana Dąbrowskiego i jego prasowego imperium. A szkoda, bo to, co przetrwało, do dziś rozpala wyobraźnię nt. niezwykle szalonych lat polskiego międzywojnia, które były wypełnione tak interesującymi postaciami, jak Marian Dąbrowski.