Kaiten. Samobójcza torpeda, która miała uratować Imperium
Kaiteny miały być remedium na amerykańską przewagę na wodach Pacyfiku. Do boju ruszyły setki młodych Japończyków, którzy pragnęli zginąć w żywych torpedach za Cesarza i Imperium.
Podczas II wojny światowej jedynie Związek Radziecki i Stany Zjednoczone nie posiadały wyspecjalizowanych w dywersji jednostek morskich, czy sterowanych torped. Największe doświadczenie w ich budowaniu miała włoska Regia Marina, której konstruktorzy już w latach I wojny światowej wybudowali wolnobieżną torpedę Mignatta. Za jej pomocą przeprowadzono pierwszy atak dywersyjny w historii - zatopiono zacumowany w porcie Pola (obecnie chorwacka Pula), austro-węgierski pancernik "Viribus Unitis".
Na podstawie tych doświadczeń w 1935 roku zaczęto prace nad następcą mignatty - Maiale, zwaną też SCL. Żywa torpeda była wybudowana w oparciu o standardową włoską torpedę kalibru 533 mm. Napęd stanowił silnik elektryczny, zasilany przez 30 akumulatorów o napięciu 60 V. Pozwalało to osiągać prędkość 2,5 węzła na powierzchni i 1,5 węzła w zanurzeniu. Załogę stanowiło dwóch marynarzy: dowódca w stopniu oficera i mechanik-saper w stopniu podoficerskim.
Największym sukcesem maiale było przedarcie się do portu w Aleksandrii 19 grudnia 1941 trzech zespołów nurków i zatopienie brytyjskich pancerników HMS "Valiant" i HMS "Queen Elizabeth", a także tankowca. W sumie do służby w 10. flotylli MAS zgłosiło się 16 tysięcy marynarzy i inżynierów. Ostatnią akcją marynarzy dowodzonych przez księcia Borghese był atak na amerykańskie jednostki desantowe pod Anzio.
W Europie podobne konstrukcje posiadali jeszcze tylko Polacy, którzy nie zdążyli wprowadzić ich do linii, i Niemcy. Ci ostatni w końcowym okresie wojny zbudowali wolnobieżną torpedę Neger. Jej największym sukcesem było zatopienie polskiego krążownika ORP "Dragon".
Na świecie jedynie Japończycy konstruowali podobne jednostki. Nazwano je Kaiten. Od europejskich żywych torped różniły się tym, że były "całkowicie samobójcze". Było wiadome, że wypływając kaitenem w misję nie mieli możliwości powrotu.
Japońska droga
Pod koniec 1943 roku, kiedy japońska marynarka była w całkowitym odwrocie, dowództwo Floty zastanawiało się, w jaki sposób można powstrzymać amerykańskie siły morskie. Walki o Wyspy Gilberta uświadomiły sztabowcom, że silna eskorta amerykańskich zespołów uderzeniowych nie dopuści okrętów podwodnych w ich pobliże. Postanowiono znaleźć inne rozwiązanie.
Zaczęto rozważać użycie różnych jednostek samobójczych. Po dłuższych debatach odrzucono ten pomysł. Dopiero planowanie obrony Wyspy Marshalla i samo amerykańskie uderzenie, zmieniło postrzeganie potrzeb, strat i zysków. W lutym 1944 roku zatwierdzono projekt samobójczych jednostek uderzeniowych. Zaczęto projektowanie samobójczych łodzi Shinyo, wyposażenie dla nurków Fukuryu i Kaitenów.
Kaiten nie był niczym innym, jak torpedą Typ 93, w której została zabudowana kabina sternika, zbiorniki balastowe i system sterowania. Zmieniono także instalację elektryczną i hydrauliczną. Obie dostosowane do sterowania torpedą przez załoganta. Japończycy zainstalowali również moduł samozniszczenia, który miał być odpalany w momencie nieudanego ataku, bądź zdobycia torpedy przez przeciwnika.
Projektantami i pierwszymi testerami tej nowej broni byli porucznik Hiroshi Kuroki i porucznik Sekio Nishina. Kuroki zginął podczas jednego z pierwszych rejsów. Niedługo później jego los podzielił Nishina. Oficerowie zaprojektowali w sumie siedem wersji opartych na torpedach Typ 93 i Typ 92. Jedynie "Kaiten" typ 1 wszedł do masowej produkcji, którą rozpoczęto we wrześniu 1944 roku na wyspie Otsushima. Nieco wcześniej rozpoczęto szkolenie sterników.
W drodze ku śmierci
Pilotami kaitenów mieli być bezdzietni mężczyźni wolnego stanu w wieku 17 do 28 lat. Podstawowe szkolenie odbywało się na specjalnie dostosowanych szybkich łodziach. Marynarze mieli nauczyć się nawigować wyłącznie przy pomocy peryskopu i przyrządów. Jak już opanowali tę sztukę, to przesiadali się do kaitenów.
Sternicy zaczynali naukę od podstawowych manewrów - zakrętów, zanurzania się, by zwiększyć z każdym dniem stopień trudności. Stopniowo pływali coraz dalej, a marszruty były bardziej skomplikowane. Na koniec musieli przepłynąć specjalnie opracowaną trasę, której przejście wymagało kilkukrotnego wynurzenia się, oznaczenia punktów kontrolnych i minięcia przeszkód.
Po tym egzaminie zaczynali szkolenie na pełnym morzu. Był to już kurs taktyczny, podczas którego ćwiczyli pojedyncze i grupowe ataki na statki i okręty przeciwnika. Kurs kończył się kilkoma ćwiczebnymi odejściami od okrętu podwodnego, który był nosicielem pocisków. kaiteny były mocowane do specjalnych uchwytów za kioskiem okrętu, a sternik dostawał się do niego poprzez ciśnieniowy właz. Tak przeszkoleni marynarze mieli ruszyć przeciw amerykańskiej potędze.
Niewielkie sukcesy
Kaiteny, podobnie jak ich niemieckie odpowiedniki, nie odniosły spektakularnych sukcesów. Winna była nie tylko amerykańska obrona, ale też błędy konstrukcyjne. Słabe wykonanie kadłuba ograniczało możliwość zanurzenia okrętu-nosiciela na pełnym morzu. Same pociski również okazały się trudne do sterowania przy dużych prędkościach. Stąd odniosły wręcz symboliczne sukcesy. Choć początek był zachęcający.
20 października 1944 roku pod kotwicowisko Ulithi podszedł japoński okręt podwodny I-47. Na pokładzie rufowym stało pięć kaitenów. Około godziny 5 rano zostały one zwolnione z uchwytów i ruszyły w kierunku laguny, gdzie stacjonowało potężne zgrupowanie amerykańskich okrętów. 47 minut później nad kotwicowiskiem rozniósł się potężny huk, a w niebo wystrzeliły płomienie. Jeden z kaitenów trafił w całkowicie załadowany paliwem lotniczym tankowiec "Mississinewa".
Kilka sekund po uderzeniu kaitena rozległ się kolejny wybuch - eksplodowało paliwo lotnicze w jednym ze zbiorników. Płomienie sięgnęły kilkuset metrów wysokości. Roznoszone wiatrem zajęły całą rufę. Na pomoc ruszyły statki ratownicze i holowniki. Jednak mimo ich wysiłków, okręt przewrócił się i zatonął w kilka minut. Piętnaście minut później nad kotwicowiskiem nie było śladu po niedawnej tragedii. Zginęło 63 marynarzy z załogi liczącej 299 osób.
Wybuch i pożar były tak potężne, że dowódca I-47 zameldował, że zostały zatopione trzy lotniskowce. Spowodowało to przyspieszenie prac nad kolejnymi wersjami kaitenów. Jak się okazało cała para poszła w gwizdek. Kolejne kaiteny były topione wraz ze swoimi nosicielami, nim zdążyły ruszyć ku swoim celom.
Największy sukces?
Drugi i ostatni sukces kaitenów miał miejsce 24 lipca 1945 roku. Okręt podwodny I-53 miał na pokładzie sześć torped. Dwie z nich zostały uszkodzone podczas rejsu. Cztery pozostałe zostały wypuszczone, w kierunku amerykańskiego konwoju, transportującego piechotę w pobliżu Cape Engaño.
Z czterech kaitenów, które ruszyły ku transportowcom, jeden został zatopiony serią bomb głębinowych niszczyciela USS "Underhill", drugi został staranowany. Trzeci nie odnalazł żadnego celu. Czwarty kaiten najpierw zaatakował transportowiec. Trafił go, lecz głowica nie eksplodowała. Zawrócił i ruszył w stronę niszczyciela. "Underhill" został trafiony w śródokręcie. Po eksplozji głowicy nastąpiły kolejne - eksplodowały kotły i magazyn amunicji. Okręt przełamał się w pół. Dziób zatonął niemal natychmiast. Rufa utrzymywała się cały czas na powierzchni. Została zatopiona ogniem pozostałych niszczycieli dopiero po podjęciu rozbitków. Zginęło 112 amerykańskich marynarzy.
Tragiczny bilans
Japończycy zapłacili za te dwa sukcesy wysoką cenę. Zginęło w sumie 106 sterników kaitenów. W tym 15 jeszcze podczas testów i szkolenia. Do japońskich strat należy doliczyć okręty podwodne, które były ich nosicielami i ich załogi. Z 24 okrętów podwodnych osiem zostało zatopionych, a dwa kolejne uszkodzone w stopniu uniemożliwiającym powrót do linii. Zginęło 846 marynarzy i 156 techników odpowiedzialnych za obsługę kaitenów. Kolejna cudowna broń nie zdołała odwrócić losów wojny.