Katastrofa "Kopernika". Kto ukrywał niewygodną prawdę?
Katastrofa "Kopernika" to historia fuszerek i ignorancji przepisów. Jakie były kulisy katastrofy, w której zginęło 87 osób, w tym m.in. piosenkarka Anna Jantar i 22 członków amatorskiej reprezentacji bokserskiej USA?
Na pokładzie Iła-62, który 14 marca 1980 roku miał pokonać trasę z Nowego Jorku do Warszawy, było 10 członków załogi i 77 pasażerów - zirytowanych, że z powodu fatalnych warunków atmosferycznych start opóźnił się o ponad dwie godziny.
Ciekawscy co chwilę kątem oka spoglądali w kierunku fotela, który zajmowała wielka gwiazda polskiej estrady, piosenkarka Anna Jantar. W końcu "Kopernik" wzbił się w powietrze i po dziewięciu godzinach niczym niezakłóconego lotu zaczął zbliżać się do Okęcia.
Do lądowania została ok. minuta, a wciąż nie zaświeciła się kontrolka sygnalizująca wysunięcie podwozia. Zgodnie z procedurą kapitan zaczął odchodzić na drugi krąg i - aby wznieść się w górę - wydał rozkaz maksymalnego zwiększenia mocy silników. Nagle z jednego z nich zaczął wydobywać się czarny dym.
Dwadzieścia sześć sekund później samolot rozbił się ledwie kilkaset metrów od lotniska. Wszyscy zginęli. Za przyczynę katastrofy uznano nieszczęśliwy zbieg okoliczności i "ukrytą wadę materiałowo-technologiczną" - tym samym odpowiedzialnością za tragedię zostali obarczeni radzieccy konstruktorzy. Ale prawda była znacznie bardziej złożona.
Tajne przez poufne
Przed opinią publiczną zatajono szokującą informację: zdawano sobie sprawę z pęknięcia łopatki turbiny - uszkodzenie zgłoszono w przeddzień wylotu. Co więcej, o problemie wiedziano jeszcze wcześniej, lecz skoro samolot nie sprawiał problemów...
Komuś zabrakło wyobraźni, by przewidzieć, że element się rozerwie, uszkadzając przy tym dwa kolejne silniki. Czy kpt. Paweł Lipowczan, rekordzista świata na celność lądowania ze spadochronem w nocy, miał szansę posadzić maszynę na jednym działającym napędzie? Los nie dał mu takiej szansy - wskutek kolejnej awarii niemożliwe było pełne manewrowanie wysokością i kierunkiem.
Dopiero w 2010 roku wyszły na jaw kolejne skandaliczne okoliczności katastrofy: w 1977 roku w ramach obcinania kosztów, wbrew przepisom, niemal dwukrotnie zwiększono resurs silników, czyli czas ich bezpiecznej eksploatacji, po którym powinny trafić do serwisu. Osób odpowiedzialnych za wydanie tej decyzji nigdy nie ukarano. W archiwach można za to znaleźć artykuły prasowe, w których donoszono o nagrodach, jakie minister komunikacji wręczył za wprowadzenie programu oszczędności w PLL LOT.
Oczywiście w mediach nie pojawiła się żadna wzmianka o tym, że niedługo później piloci zaczęli nazywać Iły-62 "latającymi trumnami".