„Kommuna”. Najstarszy na świecie okręt w służbie
"Kommuna" ukończyła już dawno 100 lat, mimo to nadal pełni ważną rolę we Flocie Federacji Rosyjskiej. I nie zapowiada się, aby wiekowy okręt odszedł na emeryturę. Po rozpoczęciu każdego remontu, kolejne pokolenia mechaników łapią się za głowy, nie wierząc, jak solidną robotę można było wykonać w roku 1913...
W Brazylii wciąż służy, poddany wielu modernizacjom monitor "Parnaíba", zwodowany w 1937 roku Na Tajwanie w linii nadal znajdują się "Hai Shih" i "Hai Pao", zwodowane pod koniec II wojny światowej. Marynarka Wojenna RP nadal używa zwodowany w 1967 roku okręt podwodny "Bielik". Jednak nie one dzierżą palmę pierwszeństwa wśród najstarszych okrętów, które nadal znajdują się na służbie, choć równie dobrze mogłyby być jednostkami muzealnymi. Najstarszym okrętem, który nadal pływa bojowo jest rosyjska "Kommuna" - okręt zwodowany 17 listopada 1913 roku.
Po klęsce w wojnie z Japonią, gdzie na dnie znalazła się 2 Eskadra Pacyficzna, złożona z okrętów Floty Bałtyckiej, Rosja stanęła przed trudnym pytaniem: w którą stronę należy skierować rozwój floty. Postanowiono na rozwój technologiczny, niż ilościowy. W tym czasie w Rzeszy Niemieckiej do służby wszedł pierwszy okręt podwodny - U 1. Równolegle z wodowaniem niemieckiego U-Boota budowane były pierwsze okręty dla Rosji - "Kambała", "Karp" i "Karaś". Rosyjscy oficerowie mieli okazję widzieć jak przy nabrzeżu wykańczany jest niezwykły, jak na tamte czasy okręt - dwukadłubowy, połączony wielkimi dźwigami, ratunkowy "Vulkan".
O ciekawej budowie doniósł Admiralicji por. W. A. Mieruszkow, który w czerwcu 1909 roku przedstawił szczegółową notę, zawierającą wszelkie informacje o nowym typie okrętu. Pismo złożone przez oficera zbiegło się z ofertą, jaką Rosjanom wystosowało Howaldtswerke AG - producent "Vulkana". Zwracali oni uwagę dowództwa na potrzebę posiadania wyspecjalizowanej jednostki ratowniczej, która wsparłaby działania okrętów podwodnych.
Już rok później zapadła decyzja o budowie okrętu. Kolejny rok zajęła procedura przetargowa, w której wygrała stocznia Spółki Zakładów Putiłowskich, która miała we współpracy z niemieckimi specjalistami wybudować nową jednostkę za 1,595 mln. ówczesnych rubli. Co było niebagatelną kwotą, zważywszy, że wykwalifikowany robotnik w hucie zarabiał maksymalnie 80 rubli. Wiejski nauczyciel zarabiał od 240 do 350 rubli, a uniwersytecki 1275 rubli. W restauracji dworcowej barszcz kosztował 10 rubli, a kieliszek wódki 5.
Długa budowa
Kontrakt obwarowany był wieloma zapisami, które miały zagwarantować jak największy odział rosyjskiego przemysłu. Wyjątek miały stanowić jedynie te "materiały i przedmioty, których w Rosji się nie wytwarza", i to pod warunkiem, że na ich wykorzystanie Zakłady Putiłowskie uzyskają zgodę Głównego Zarządu Budownictwa Okrętowego.
Budowę okrętu nazwanego "Wołchow" rozpoczęto 12 listopada 1912 roku. Kadłub zwodowano nieco ponad rok później, 17 listopada 1913 roku. Do wybuchu wojny prace trwały bez przeszkód. Dopiero wybuch wojny spowolnił budowę prawie gotowego okrętu. Braki stali, coraz gorsza komunikacja i przeniesienie ciężaru produkcji Zakładów Putiłowskich na uzbrojenie piechoty i artylerii, spowodowały, że okręt wyszedł na próby dopiero 1 marca 1915 roku. Trwały one do 1 lipca, a 15 lipca, z rocznym opóźnieniem, podniesiono na nim banderę. Pierwszym dowódcą został kapitan II rangi Aleksander Jakubowski.
Okręt-baza
"Wołchow" natychmiast ruszył do swej pierwszej bazy - Tallina, ówczesnego Rewla. Prócz zadań ratowniczych, okręt miał stanowić bazę dla flotylli rosyjskich okrętów podwodnych, a także czasowo operujących na Bałtyku, brytyjskich jednostek tej klasy. Już podczas projektowania uwzględniono miejsce dla pomieszczeniami dla 60 podwodników, 10 zapasowych torped i 50 ton paliwa dla okrętów podwodnych. Służba nie była ciekawa. Właściwie nudna. Załoga zajmowała się remontami i przeglądami jednostek, którym matkowała. Nieco adrenaliny dostarczyła pierwsza akcja ratunkowa.
8 czerwca 1917 roku podczas rejsu szkolnego zatonął AG-15 - nowy okręt, dostarczony ze Stanów Zjednoczonych. Akcja, z powodu sztormu, a potem porywistego wiatru, trwała aż do 22 lipca. Samo wydobywanie zatopionego okrętu zajęło aż 11 dni. Okazało się bowiem, że ugrzązł dość głęboko w mulistym dnie i nurkowie musieli wybrać sporo piasku, nim udało się przeciągnąć liny pod kadłubem. W wypadku zginęło 18 członków załogi. Jeszcze przed przybyciem "Wołchowa" uratowano 6 marynarzy.
Do kolejnej akcji ratunkowej przystąpił 11 września, kiedy wychodzący na patrol bojowy "Jedinorog" wpadł na podwodne skały kilkadziesiąt mil na zachód od półwyspu Hanko. Ten okręt podniesiono dość sprawnie i zawieszony na wielkich dźwigach dostarczono po trzydniowym rejsie, 27 września, do bazy na półwyspie Hanko. Początek zimy spędził w Rewlu, a w styczniu 1918 roku znalazł się w Helsinkach, wówczas zwanych jeszcze Helsingforsem. Kiedy pojawiła się groźba zajęcia jednostek Floty Bałtyckiej przez armię niemiecką, wraz z innymi okrętami brał udział w słynnym Pochodzie Lodowym, przechodząc na holu przez skute lodem wody Zatoki Fińskiej z Helsinek do Kronsztadu. Tam podniesiono na nim czerwoną banderę.
U czerwonych
Początkowo jego nowa, bolszewicka, załoga remontowała przejęte po carskiej flocie okręty podwodne. Wkrótce jednak okazało się, że kultura techniczna nowych dowódców i pracowników stoczniowych jest znacznie niższa niż za caratu i nastąpiła seria spektakularnych wypadków przejętych i wyremontowanych okrętów podwodnych. Najpierw pod koniec 1918 roku okręt musiał podnosić "Jorsza", który zatonął w basenie portowym. Uszkodzony okręt wisiał podczepiony pod "Wołkowa" aż do wiosny następnego roku. Od czerwca 1919 roku do sierpnia 1921 podniósł kolejno: "Tigra", "Pantierę", "Rysia", "Ugora", "Tura" i "Wołka". Wszystkie zatonęły z powodu awarii, albo błędu załogi.
22 grudnia 1922 roku nazwę okrętu zmieniono na "Kommuna". W następnych latach pełnił rolę okrętu-bazy okrętów podwodnych. Wiosną 1928 roku wyznaczono mu niezwykle ważne zadanie - miał wydobyć brytyjski okręt podwodny L-55, który zatonął na początku czerwca 1919 roku. Po długich przygotowaniach 11 sierpnia udało się wydobyć L-55 na powierzchnię. "Kommuna" przetransportowała go do Kronsztadu, gdzie radzieccy technicy bardzo dokładnie go przebadali, a nowinki techniczne użyte przy jego budowie wykorzystano przy budowie nowych radzieckich jednostek.
W kolejnych latach podniosła 10 jednostek, w tym cztery okręty podwodne. Podczas II wojny światowej załoga okrętu brała udział w obronie Leningradu, remontowano także próbujące przełamać niemiecką blokadę okręty podwodne. Nurkowie "Kommuny" podnosili zatopione na Newie holowniki i trałowce.
Po wojnie
Sowieci zdecydowali się na remont generalny okrętu, wymieniając zużyte mechanizmy, łącznie z silnikami. Przeprowadzono go w holenderskim Vlissingen. Po roku okręt wrócił na Bałtyk, gdzie ponownie służył jako baza okrętów podwodnych. Do końca dekady podniósł z dna jeszcze trzy okręty. Lata 60. mogły przekreślić dalszą karierę "Kommuny". Nowe typy okrętów podwodnych były coraz większe, a katamaran był coraz starszy i wyeksploatowany. Zwłaszcza we znaki dawały niedopracowane silniki wymienione 10 lat wcześniej.
W 1967 roku przeniesiono go do Sewastopola, gdzie miał być przeprowadzony remont i przebudowa na okręt poszukiwawczo-ratowniczy. W stoczni okazało się, że kadłub okrętu jest w niezwykle dobrym stanie. Testy porównawcze pokazały, że jakość stali jest znacznie wyższa, niż tej, z której budowano nowe okręty dla czerwonej floty. Wymieniono urządzenia i dźwigi ratunkowe. Kolejny raz wymieniono silniki. Przystosowano go do przenoszenia podwodnych pojazdów poszukiwawczych Poisk-2 i Poisk-6. Postawiono także nowy mostek, laboratoria i pomieszczenia testowe, a także przebudowano pomieszczenia załogi, aby nie odbiegały od ówczesnych standardów. Gruntownie zmieniony okręt wszedł ponownie do służby w 1973 roku. Kolejne półtora roku trwały próby, szkolenia i testy nowych systemów.
Znów w Rosji
W 1979 roku ponownie postanowiono przeprowadzić remont - zwłaszcza silników, które nadal sprawiały problemy. Pojawił się też kolejny problem - flota nie wiedziała jak wykorzystać specjalistyczny okręt. W 1984 roku postanowiono przekazać do Akademii Nauk ZSRR. Naukowcy jednak nie chcieli przejąć okrętu. Przez rok okręt stał w porcie w Sewastopolu i niszczał. Rozkradzione zostało prawie całe wyposażenie wewnętrzne - stoły, krzesła, lampy, obicia ścian, a nawet szafki przykręcone do ścian. Zachował się jedynie fortepian z 1898 roku. Tylko dlatego, że został umieszczony w mesie podczas budowy okrętu i żadną siłą bez rozprucia burty nie udałoby się go wyciągnąć.
Pod dwóch latach bycia de facto jednostką cywilną, okręt wrócił do floty. Ponownie wyposażono go w samobieżne podwodne pojazdy poszukiwawcze. Po upadku ZSRR przeprowadzono przeglądy jednostek odziedziczonych po czerwonej flocie. Jak się okazało "Kommuna" była w znakomitym stanie. Władimir Zabłocki i Witalij Kostriczenko pisali, że "korozję stwierdzono jedynie w konstrukcjach stalowych wykonanych w trakcie ‘współczesnych’ remontów i modernizacji.
Dziś, po kolejnych modernizacjach, okręt nadal znajduje się w linii. Ostatni remont ponownie udowodnił, że carskie Zakłady Putiłowskie wykonały swoją robotę znakomicie - kadłub jest w dobrym stanie. W lutym 2018 roku okręt rozpoczął, trwające trzy miesiące, próby morskie. Obecnie znajduje się w kolejnym w tym roku rejsie szkolnym.
Źródła:
Władimir Zabłocki, Witalij Kostriczenko; "Stuletnia Kommuna", Morza i Okręty, 1/2015
Дмитрий Макаров; "Судно-долгожитель отметило 95-летие"