Ludmiła Pawliczenko. Wytwór sowieckiej propagandy?
Setki zabitych wrogów. Najwyższe sowieckie odznaczenia. Tournée po Anglii, Kanadzie i USA oraz miano najskuteczniejszej snajperki w historii. Ludmiła Pawliczenko była prawdziwą gwiazdą Armii Czerwonej. Wiele jednak wskazuje, że wszystko co wiemy o jej dokonaniach, to tak naprawdę produkt radzieckiej propagandy.
Według oficjalnej wersji 25-letnia Ludmiła Pawliczenko wstąpiła na ochotnika do Armii Czerwonej w początkowej fazie niemieckiej inwazji na Związek Radziecki. Jako że przed wojną przeszła przeszkolenie strzeleckie, została snajperką. Pierwszego żołnierza Wehrmachtu zlikwidowała w sierpniu 1941 roku. Potem była obrona Odessy, w trakcie której zabiła 187 Niemców. Po upadku miasta Ludmiłę, wraz z Samodzielną Armią Nadmorską, w której służyła, przerzucono na Krym.
Tam w trwających osiem miesięcy walkach o Sewastopol nadal wykazywała się morderczą skutecznością, napędzaną dodatkowo chęcią zemsty na brunatnym agresorze, który zabił jej męża i syna. Dopiero ciężka rana głowy (i to wcale nie pierwsza) odniesiona podczas wrogiego ostrzału moździerzowego wyłączyła ją z walki. Do tej chwili jednak zdołała posłać na tamten świat 309 niemieckich oficerów i żołnierzy. Wśród nich aż 36 było snajperami!
Ranną bohaterkę ostatecznie ewakuowano pod koniec czerwca z okrążonego miasta okrętem podwodnym do Noworosyjska na rekonwalescencję. Potem wysłano ją na tournée po Anglii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, gdzie opowiadała zachwyconym dziennikarzom o swoich dokonaniach. Jednocześnie agitowała za otwarciem przez zachodnich aliantów drugiego frontu w Europie. Po powrocie do proletariackiej ojczyzny już nie odesłano jej na front. Zamiast tego zajęła się szkoleniem strzelców wyborowych. Dowództwo uznało bowiem, że nie można pozwolić, aby dosięgła jej wroga kula.
Coś tu się nie zgadza
Taką wersja życiorysu Pawliczenki powtarzana jest od dziesięcioleci, ale ile tkwi w niej prawdy? Luba Winogradowa, autorka wydanej właśnie w Polsce książki "Snajperki. Dziewczyny z Armii Czerwonej" wskazuje, że pełno w tej historii nieścisłości oraz przekłamań i tak naprawdę wszystko co wiemy o najskuteczniejsze snajperce w dziejach może być tylko owocem radzieckiej machiny propagandowej.
Czerwona lampka zapala się już w momencie, gdy zadamy sobie pytanie dlaczego najwcześniejsze radzieckie doniesienia prasowe o Pawliczence pochodzą z okresu... gdy ta miała na koncie niemal 200 zabitych Niemców? Co więcej - jak podkreśla Winogradowa:
"Historia opisana w pierwszej publikacji na jej temat w państwowej prasie jest raczej dziwna. Artykuł był ponoć listem jakiegoś sierżanta Grigorowa. Wojskowy postanowił poinformować kraj o wyczynach kobiety, która osiągnęła najlepszy wynik spośród wszystkich sowieckich snajperów. Dlaczego nie wysłano do niej reportera?"
Sama zainteresowana po latach twierdziła, że wynikało to z faktu, iż w początkowych miesiącach wojny nikt nie wiedział czym zajmują się snajperzy i znacznie więcej uwagi poświęcano na przykład dokonaniom kaemistów. Dlatego też tyle pisano o Ninie Oniłowej, która służyła właśnie jako operatorka karabinu maszynowego w tym samym pułku co Pawliczenko.
Tylu zabitych a gdzie ordery?
Jest jednak inne wytłumaczenie. Według tej alternatywnej wersji wydarzeń, Pawliczenko wcale nie posyłała do piachu hurtowo Niemców, ale była zmyśloną bohaterką, której pilnie potrzebowała przegrywająca na wszystkich frontach Armia Czerwona. Mogą o tym świadczyć między innymi - przywoływane przez Winogradową - badania rosyjskiego historyka Olega Kaminskiego.
Ustalił on na przykład, że pułk Pawliczenko walczył w zupełnie innej części Odessy niż twierdziła później snajperka. Dodatkowo utrzymywała ona, że bezpośredni przełożony Iwan Jefimowicz Pietrow kazał jej wybrać sobie pluton snajperski, którym miała dowodzić. Cały problem w tym, że w tym czasie w Armii Czerwonej jeszcze nie było plutonów snajperskich. Co więcej, na froncie Pawliczenko dosłużyła się stopnia starszego sierżanta, w związku z tym mogła prowadzić do boju co najwyżej drużynę.
To jeszcze nie wszystko, jak czytamy w "Snajperkach. Dziewczynach z Armii Czerwonej":
"Pawliczenko, która "zastrzeliła stu osiemdziesięciu siedmiu faszystów", nie została nagrodzona nawet za walkę pod Odessą. Jak to możliwe? Przecież odznaczano wówczas nie tylko żołnierzy, którzy się czymś wyróżnili, ale także kucharzy, pracowników administracji, a nawet artystów frontowych brygad, by podnieść morale w wojsku."
Jest to tym dziwniejsze, że za dziesięciu zabitych lub rannych wrogów radziecki snajper otrzymywał medal, dwudziestu gwarantowało już order. Siedemdziesięciu pięciu to murowany tytuł bohatera Związku Radzieckiego. Zatem Pawliczenko do końca 1941 roku powinna zostać nim dwukrotnie.
Tymczasem na swój pierwszy order musiała zaczekać do upadku Sewastopolu. Otrzymała go podczas rekonwalescencji w noworosyjskim szpitalu. Złota Gwiazda Bohatera Związku Radzieckiego udekorowała jej pierś dopiero po powrocie zza oceanu w 1943 roku!
Ktoś może powiedzieć, że była kobietą i dlatego nie doceniano jej sukcesów. Możliwe, ale dziwnym trafem nie doświadczyła tego wspomniana już wcześniej Nina Oniłowa, która w trakcie walk o Sewastopol otrzymała za swoje zasługi Order Czerwonego Sztandaru. Zatem za brakiem odznaczeń dla rzekomo zabójczo skutecznej snajperki wcale nie musi kryć się męski szowinizm.
Problemy z liczeniem i znikające blizny
Nieścisłości i pytań jest znacznie więcej. Sama Pawliczenko twierdziła, że podarowała sobie trzechsetnego Niemca na urodziny, które obchodziła 12 lipca. Tymczasem według oficjalnej wersji po tym jak została ranna wywieziono ją z okrążonego miasta okrętem podwodnym już 22 czerwca. Przyjmijmy na chwilę, że zarówno ona jak i jej biografowie pomylili daty zranienia i ewakuacji. Nadal jednakże pozostaje pytanie kiedy i gdzie zastrzeliła kolejnych dziewięciu wrogów?
Na pewno nie podczas tournée po Anglii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, na które wyruszyła jesienią 1942 roku. Ono również przynosi kolejną porcję wątpliwości. Na zdjęciach wykonanych w jego trakcie, na jej młodej, gładkiej buzi nie widać żadnych śladów po rzekomo głębokiej ranie twarzy (sama utrzymywała, że chodziło o kość policzkową). Może to efekt niespotykanych talentów radzieckich chirurgów, a może po prostu nie było żadnej rany?
Co więcej, jak czytamy u Winogradowej podobno w trakcie swojej niespełna rocznej służby na froncie Pawliczenko była ranna aż trzy razy i doznała czterech urazów głowy. Tymczasem widocznych blizn brak.
Do myślenia daje również fakt, że rzekomo doskonała snajperka, jaką miała być Pawliczenko, ustawicznie odmawiała zaprezentowania za oceanem legendarnych umiejętności. Co innego towarzyszący jej znakomity strzelec wyborowy Władimir Pczelincew, który nie miał z tym najmniejszego problemu. Ostatecznie tylko raz udało się namówić snajperkę do zaprezentowania swojego kunsztu, ale jak skwitował Pczelincew strzelała "na odczepnego".
Dokumenty zginęły, ale syn przeżył
Nie tylko dokonania bojowe Pawliczenki budzą wątpliwości. Mijała się również z prawdą mówiąc w wywiadach o swoim życiu prywatnym. Twierdziła na przykład, że w trakcie oblężenia Sewastopola zginął jej mąż i syn. Tymczasem z Aleksiejem Pawliczenką rozwiodła się niedługo po ślubie, który wzięła w 1932 roku, zaś Rostisław przeżył wojnę i zmarł dopiero w 2007 roku.
Niestety, jak podkreśla Luba Winogradowa w cytowanej już książce "Snajperki. Dziewczyny z Armii Czerwonej":
"Wszystkie archiwa Samodzielnej Armii Nadmorskiej, w której służyła Ludmiła Pawliczenko, zaginęły, kiedy ta została rozbita. Nie zachowały się żadne dokumenty mogące pokazać, ile trafień miała na koncie Pawliczenko albo nawet to, że była w swoim pułku snajperką. Wszystko, co o niej wiemy, powiedziała sama, a opowiadane przez nią historie są pełne sprzeczności."
Może zatem pora przestać ją wychwalać i umieszczać w rankingach najskuteczniejszych strzelców wyborowych w historii? W końcu Armia Czerwona miała wiele prawdziwych bohaterek i to im powinno się poświęcać uwagę.
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najbardziej morderczych kobietach II wojny.
Rafał Kuzak - Historyk, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, fan muzyki rockowej i dobrej książki. Współautor "Wielkiej Księgi Armii Krajowej". W "Ciekawostkach historycznych" od 2011 roku. Jako zastępca redaktora naczelnego nadzoruje bieżącą pracę redakcji.