Miasta grzechu: Sodoma i Gomora

Ucieczka z płonącej Sodomy /Wikimedia Commons /domena publiczna
Reklama

Zaczynało już świtać, gdy nad żyzną doliną Siddim rozpętało się piekło. Na Sodomę i Gomorę spadł deszcz siarki i ognia. Domy i roślinność stanęły w płomieniach. Ludzie ginęli w męczarniach. Nim nadszedł ranek, z potężnych miast pozostały jedynie zgliszcza, nad którymi unosiły się kłęby gęstego dymu. Katastrofę przeżyły zaledwie trzy osoby...

Zgodnie z biblijnym przekazem zagłada starożytnych miejscowości była karą za niegodziwość ich mieszkańców. Niewykluczone więc, że osady wymyślono na potrzeby makabrycznej opowieści ku przestrodze potencjalnym grzesznikom. Jednak wielu archeologów jest przekonanych, że feralne miasta istniały naprawdę. Co więcej, również tragedia, które je dotknęła, była prawdziwa, choć według nich nie miała nadprzyrodzonych przyczyn. Jeżeli zatem nie Boży gniew, to co zniszczyło Sodomę i Gomorę?

Tektoniczna zawierucha

Naukowcy uważają, że autora (bądź autorów) Księgi Rodzaju zainspirowała katastrofa naturalna, na tyle gwałtowna, iż zapisała się w pamięci starożytnych. Początkowo sugerowano, że był to wybuch wulkanu, jednak tezę tę odrzucono już w latach 30. XX wieku. Frederick G. Clapp dowiódł wówczas, że na obszarze, gdzie miały być położone miasta grzechu, nie ma śladów działania lawy. Znalazł za to wskazówki sugerujące, że mogło tam dojść do silnego trzęsienia ziemi. Badania Clappa wykazały, że nieopodal - w dolinie Jordanu - znajduje się uskok tektoniczny, który sprawia, iż okolicę często nawiedzają wstrząsy.

Geolog Jack Donahue z Uniwersytetu Pittsburskiego doszedł do podobnych wniosków. Zauważył on, że teren, który mogły zajmować Sodoma i Gomora, jest mocno pofałdowany. Jego zdaniem ścieranie się mas skalnych doprowadziło do zróżnicowania poziomu zabudowań oraz otaczających je ziem i przyspieszyło proces erozji. W końcu - przy kolejnym trzęsieniu - miejskie mury runęły, grzebiąc nieszczęsnych mieszkańców.

Reklama

Zagłada z kosmosu

Nie wszyscy jednak zgadzają się z tą hipotezą. Zdaniem Phillipa Silvii oraz Stevena Collinsa z Trinity Southwest University "sprawcą" katastrofy był meteoryt, który 3700 lat temu eksplodował nad Morzem Martwym. Potężna fala uderzeniowa dosłownie zmiotła z powierzchni okoliczne miasta i ich mieszkańców. Skutki wybuchu o sile odpowiadającej eksplozji 10-megatonowej bomby atomowej były na tyle dotkliwe, że ludzie nie odważyli się wrócić w te rejony przez kolejnych siedem stuleci.

Meteoryt pozostawił ślad: wgłębienie terenu o średnicy 25 kilometrów, nazywane Środkowym Ghorem. W jego centrum znajduje się stanowisko archeologiczne Tall el-Hammam, gdzie natrafiono na ślady miasta z epoki brązu. Collins jest pewny, że właśnie tu zlokalizowana była biblijna Sodoma. I że bynajmniej zagłady nie przyniosły jej ruchy tektoniczne.

- To nie ten typ zniszczeń - tłumaczy naukowiec. - W Tall el-Hammam ewidentnie mamy ślady zniszczeń kierunkowych. A takie właśnie powoduje spadający meteoryt.

Co więcej, okolica pokryta jest warstwą popiołów, zaś gliniane naczynia zostały częściowo stopione, co świadczyłoby o działaniu krótkiej, ale intensywnej fali gorąca o temperaturze co najmniej 2000 stopni Celsjusza. Dzieła zniszczenia miała według badaczy dopełnić powódź. Kiedy woda odparowała, warstwa soli z Morza Martwego pokryła glebę i ją wyjałowiła. To tłumaczyłoby starotestamentowe doniesienia o zagładzie całej roślinności. Czy zatem zagadka zagłady Sodomy i Gomory została rozwiązana? Nie do końca...



Nie z nieba, a spod ziemi

Choć interpretacja Silvii i Collinsa wydaje się wyjaśniać wszystkie aspekty katastrofy, są i tacy, którzy jej winowajcy szukają nie w kosmosie, a... pod ziemią. Archeolodzy, którzy prowadzili prace w Bab edh-Dhra oraz Numeirze (czyli według nich Sodomie i Gomorze) uważają, że przyczyny kataklizmu należy szukać w okolicznych złożach naturalnego asfaltu, ropy naftowej i gazu.

Nie bez powodu jerozolimski historyk Józef Flawiusz, potomek słynnego arcykapłana Jonatana Machabeusza, nazywał Morze Martwe Jeziorem Asfaltowym. Na powierzchnię wydobywają się z niego regularnie grudy bituminu -  w 1834 roku na brzegu znaleziono podobno bryłę ważącą 2,5 tony! A skoro z głębin wydostaje się tam asfalt, nic nie stoi na przeszkodzie, by uwalniał się również gaz ziemny. To właśnie jego zapłon mógł spowodować pożogę i destrukcję miast!

Pożar, do jakiego doszło około 2300 roku p.n.e., był tragiczny w skutkach. W Numeirze warstwa popiołów miejscami sięgała pół metra. Prowadzący wykopaliska archeolodzy natrafili też na szkielety ludzi, którzy nie zdążyli uciec z płonącego miasta. Nie znaleziono natomiast niemal żadnych cennych przedmiotów, co mogłoby świadczyć o tym, że ludność w większości zdążyła się ewakuować, zabierając ze sobą swój dobytek.

Za jakie grzechy?

Według alternatywnej teorii do zniszczenia Sodomy i Gomory przyczyniła się asteroida, która spadła... w Alpach, na terenie dzisiejszej Austrii. Jak to możliwe? Alan Bond i Mark Hempsell uważają, że kosmiczna skała weszła w atmosferę ziemską pod bardzo małym kątem (ok. 6 stopni). Taka trajektoria spowodowała, że - nim obiekt zderzył się z górą Gamskogel i utworzył osuwisko Köfels - przefrunął nad feralnymi miastami na Bliskim Wschodzie, ciągnąc za sobą ognisty ogon. Lecący z nieba deszcz płomieni miałby spaść na zabudowania w rejonie Morza Martwego i zapoczątkować wielki pożar.
 
Dziś słowo sodomia jednoznacznie kojarzy się z dewiacjami seksualnymi. Czy jednak faktycznie mieszkańcy Sodomy i Gomory zostali ukarani za perwersyjne prowadzenie się? Nie do końca. Jeszcze 400 lat temu sodomią określano wszelkie niegodziwe uczynki, a według tradycji żydowskiej największymi grzechami ofiar Bożego gniewu były okrucieństwo, bluźnierstwa i... niegościnność.

Zatopione dowody

Pozostaje jeszcze jedna kwestia: gdzie dokładnie znajdują się ruiny miast grzechu? Prawdopodobnych lokalizacji jest kilka. Poza wspomnianymi Tall el-Hamman, Numeirą i Bab edh-Dhra, archeolodzy szukają Sodomy i Gomory również... na dnie Morza Martwego. Zgodnie z tą koncepcją zrównane z ziemią miejscowości na koniec zalała powódź - i to potężna, bo trwająca około 4000 lat! Pozostałości po biblijnej katastrofie należałoby więc szukać w płytkich wodach na południe od półwyspu Al-Lisan...  

Na ostateczne rozwiązanie zagadki przyjdzie nam więc zapewne jeszcze poczekać. Zwłaszcza że wyjaśnienia nie doczekała się również tajemnicza historia żony Lota, który wraz z dwiema córkami ocalał z pogromu. Według Starego Testamentu kobieta, niepomna na przestrogi aniołów, uciekając z płonącego miasta, obejrzała się za siebie - i zamieniła w słup soli. Czy nadmierna ciekawość archeologów również może zostać ukarana?

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Świat Wiedzy Biblia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy