Niemiecki zdrajca i polska "świnia": Kolaboracja na leżąco
Podczas II wojny światowej również ciało kobiety było traktowane jako pole walki. Szanująca się Polka nie mogła zakochać się w Niemcu, a żołnierz Wehrmachtu nie miał prawa zadawać się z "polską świnią". Mieszanych związków zabraniały obie strony - i obie nie były w stanie wyegzekwować przestrzegania tego zakazu.
Pochód otwiera grupa chłopców grających na puzonach, za nimi kroczy podekscytowany tłum. Tylko dwie osoby nie bawią się dobrze. Ubrana w parciany worek 16-letnia Bronia na piersi ma tabliczkę z napisem "Jestem polską świnią". Na szyi niewiele od niej starszego Gerharda wisi karteczka głosząca, że to "niemiecki zdrajca". W końcu maszerujący docierają na wiejski placyk przy gospodzie. Tam dwójce młodych ludzi golone są głowy, po czym zostają odprowadzeni na posterunek.To cudem zachowane nagranie z 1941 roku ze Steinsdorfu (dziś Ścinawa Nyska) na Śląsku Opolskim można obejrzeć w gdańskim Muzeum II Wojny Światowej. Jaką zbrodnię popełniła upokarzana na nim para? Otóż Bronia i Gerhard odważyli się w sobie zakochać, mimo że on pochodził z "rasy panów", a ona z narodu skazanego na zniewolenie.
Zakazany owoc
W kwestii nietolerowania intymnych relacji między Polkami a Niemcami (a także w odwrotnej konfiguracji, choć takie przypadki zdarzały się o wiele rzadziej) obie strony były wyjątkowo zgodne, choć z zupełnie innych powodów. Z perspektywy szalonego prawodawstwa III Rzeszy odbywanie stosunków płciowych z "niearyjczykami" stanowiło pogwałcenie Ustawy o ochronie krwi niemieckiej i niemieckiej czci z 1935 roku. Gdy wyszło na jaw, iż Gerhard ma romans z Bronią, doniesiono władzom, że dopuścił się Rassenschande, czyli zbrodni zhańbienia rasy. "Życzliwym" był najprawdopodobniej... ojciec chłopaka.Gdyby ci młodzi ludzie trafili w ręce Polaków, Gerhardowi niefortunne ulokowanie uczuć być może uszłoby płazem, ale Bronkę czekałaby ta sama kara. Na kobiety wiążące się z okupantem patrzono przede wszystkim przez pryzmat honoru oraz poczucia narodowej dumy - nie godziło się, by spadkobierczynie tradycji niezłomnych żon powstańców listopadowych i styczniowych wchodziły w zażyłe relacje z wrogiem, niezależnie od motywacji.
"Warszawskimi ulicami chodzą szkopy ze świniami"
Już w grudniu 1939 roku po naszej stolicy krążyły ulotki szkalujące kobiety, "które utrzymują z Niemcami stosunki towarzyskie". Polska Ludowa Organizacja Niepodległościowa (PLAN) ironizowała na tych drukach, że "są jeszcze miejsca wolne w domach publicznych". W maju 1940 roku powstały pierwsze kodeksy moralności, określające normy zachowywania się wobec okupanta. W Bojkotujmy wroga pisano, że "Polak ma być opanowany i zwięzły, żadnych przymilań, nadskakiwania, żadnego uśmiechu". Kolejne broszury przedstawiały sprawę bardziej dosadnie: "osobnicy utrzymujący stosunki z Niemcami muszą być na każdym kroku najostrzej wytykani, piętnowani i bojkotowani przez zdrowe społeczeństwo polskie! Tylko naciskiem opinii publicznej wyciśniemy te wrzody naszego życia narodowego, zgniliznę tę wypalimy ogniem wstydu i hańby". Na innej rozpowszechnianej wówczas ulotce czytamy: "Masz nie zapominać ani na chwilę, kto zniszczył twój kraj, kto okrada, morduje twoich rodaków, kto kopie i hańbi twoich siostry i braci".Potępiano przy tym nie tylko intymne relacje z okupantem, ale i samo pokazywanie się u jego boku w przestrzeni publicznej. W 1942 roku konspiracyjna organizacja "Wawer" wydała karykaturę przedstawiającą Niemca oraz kobietę ze świńską głową (na str. 53). Na parę spluwa zgorszone słońce, a podpis głosi: "Warszawskimi ulicami chodzą szkopy ze świniami".
Jeśli nasza rodaczka wiązała się z przedstawicielem "rasy panów", było to traktowane jako wyparcie się przez nią polskości, więc piętnowano ją wykluczeniem ze wspólnoty. W oczach innych stawała się po prostu "niemiecką dziwką". Gdy w styczniu 1941 roku podziemie opublikowało listę "kanalii", pierwszych 15 nazwisk znalazło się tam właśnie z powodu utrzymywania zażyłych stosunków z wrogiem. Towarzyszące im imiona były przede wszystkim żeńskie.
Sypianie z okupantem niejedno ma imię
"Widzimy wstrętne, obrzydliwe płazy, widzimy nałożnice i kochanice szwabskich opryszków i morderców. Spotykamy nieraz kobiety z porządnych dawniej rodzin, które mizdrzą się i szczerzą zęby do byle żołdaka, licząc na kawałek kiełbasy czy kufelek piwa" - grzmiano 2 lipca 1943 roku na łamach wydawanego przez podziemie "Z frontu walki cywilnej". Bo o ile w przypadku Bronki i Gerharda raczej rzeczywiście chodziło o poryw serca, o tyle przyjmowanie u siebie niemieckich oficerów zwykle wiązało się z tzw. prostytucją bytową, mającą na celu poprawienie sytuacji materialnej. Znane są historie kobiet, które utrzymywały intymne kontakty z nazistami tylko po to, by wieść wystawne życie i ułatwić sobie dostęp do towarów luksusowych. Zafascynowane potęgą okupanta, chciały się po prostu dobrze bawić, nie myśląc o konsekwencjach.
Trzeba przy tym przyznać, że niektóre z tych polsko-niemieckich przygód miłosnych do dziś jawią się jako zaskakujące: kiedy w 1944 roku zamordowano szefa Gestapo w Zakopanem, nadzorującego komisariat nazywany "katownią Podhala", na jego pogrzebie spazmami rozpaczy zanosiła się niejaka Maria T., najwyraźniej nad wyraz kochająca oprawcę.
Festiwal samosądów
Państwo Podziemne wobec Polek współżyjących z Niemcami stosowało różne sankcje, począwszy od przestrogi, poprzez golenie głowy i wyłączenie ze społeczności, aż po karę śmierci - gdy udowodniono, iż delikwentka działała na szkodę ojczyzny. Co interesujące, po 1945 roku nad Wisłą zaprzestano podobnych "polowań na czarownice". Jedyną konsekwencją był wtedy już tylko stary wstyd.Inaczej sprawa wyglądała w Danii, Holandii, Norwegii, a przede wszystkim we Francji, gdzie w trakcie II wojny światowej związki młodych kobiet z nazistowskimi żołnierzami były dopuszczalne. Zaczęto je piętnować dopiero po wyzwoleniu Paryża w 1944 roku. Festiwal samosądów, który rozpoczął się wówczas nad Sekwaną, udokumentowali alianci. Paniom ścinano włosy (od tego momentu miały być znane jako femmes tondues - kobiety ostrzyżone; potwierdzonych jest aż 20 000 takich przypadków!), obnażano je, malowano im smołą swastyki na ciałach, a następnie zmuszano do publicznego paradowania nago. Jeśli z romansów z Niemcami narodziły się dzieci, winowajczyniom rozkazywano defilować z nimi na rękach. Aby usankcjonować prawnie te występki, naprędce stworzono specjalny paragraf o tzw. collaboration horizontale, czyli kolaboracji horyzontalnej. Alianci nie powstrzymywali tego karnawału nienawiści. Kiedy w 1944 roku Jock Colville, sekretarz Winstona Churchilla, przemierzał wyrywany Hitlerowi kraj, zanotował w swoim dzienniku: "Patrzyłem, jak mijała nas otwarta ciężarówka, przy akompaniamencie gwizdów i okrzyków francuskiej ludności wioząca tuzin nieszczęsnych kobiet, którym zgolono wszystkie włosy. Płakały i zawstydzone zwieszały głowy. Byłem zniesmaczony tym okrucieństwem, ale po chwili uświadomiłem sobie, że my, Brytyjczycy, od jakichś dziewięciuset lat nie doświadczyliśmy najazdu ani okupacji. Nie byliśmy więc najlepszymi sędziami".
I będę się ciebie wstydzić aż do śmierci
W Polsce po zakończeniu II wojny światowej miłość do nazistowskiego okupanta stanowiła temat tabu. Kobiety najczęściej zabierały do grobu wstydliwe historie swoich zakazanych związków. Być może dlatego nie wiemy nic o dalszych losach Bronki, co chciała Niemca. A zakochany Gerhard? Zadenuncjowany przez bliskich, z posterunku w Steins dorfie trafił na front wschodni, z którego już nie wrócił. Małgorzata Zdanewicz
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***