Operacja Market-Garden. Brytyjczycy oskarżyli Polaków o klęskę

Operacja Market – desant spadochronowy była największą tego typu operacją w historii. W ciągu czterech dni zrzucono 34,6 tysiąca spadochroniarzy i żołnierzy piechoty szybowcowej. Stracono 12 tysięcy spadochroniarzy. Była to największa klęska aliantów na froncie zachodnim. Co ciekawe, główną winą za to niepowodzenie Brytyjczycy oskarżyli... Polaków.

article cover

Operacja Market-Garden. Brytyjczycy oskarżyli Polaków o klęskę

Operacja Market – desant spadochronowy była największą tego typu operacją w historii. W ciągu czterech dni zrzucono 34,6 tysiąca spadochroniarzy i żołnierzy piechoty szybowcowej. Stracono 12 tysięcy spadochroniarzy. Była to największa klęska aliantów na froncie zachodnim. Co ciekawe, główną winą za to niepowodzenie Brytyjczycy oskarżyli... Polaków.

Mimo wsparcia generałów Urquharta i Gavina los Sosabowskiego został przesądzony. Został wezwany do szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Stanisława Kopańskiego. Ten nawet nie próbował wysłuchać oficera, ani nie próbował go bronić przed aliantami. Zakomunikował mu, że zgodnie z życzeniem Brytyjczyków zdejmuje go z dowództwa brygady. W tym samym czasie Kopański napisał wniosek o odznaczenie Browninga orderem Polonia Restituta a Montgomery’ego, Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, który został wręczony 25 listopada 1944 roku. Kopański wyznaczył Sosabowskiego na inspektora Jednostek Etapowych i Wartowniczych. De facto odstawiono go na boczny tor. Został zdemobilizowany w 1948 roku. Polskie władze pozbawiły go świadczeń. Rozpoczął więc jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, gdzie pracował przez 17 lat. Zmarł na zawał serca 25 września 1967 roku. Jego prochy zostały przewiezione do Polski i pochowane z honorami na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Na zdjęciu gen. Sosabowski pod Driel. Sławek Zagórski
Brytyjczycy wykorzystali to, że jeszcze podczas przygotowań do operacji Sosabowski krytykował brytyjskie dowództwo. Krytyka wzmogła się, kiedy z winy nieudolnego planowania stracił 23 procent stanu jednostki. Brytyjczycy w osobie Montgomery’ego uznali, że jest to niedopuszczalna krytyka brytyjskiego marszałka i generałów. Browning napisał raport, w którym napisał, że brygada nie wykonała swojego zadania, walczyła źle a Sosabowski sabotował rozkazy. Na zdjęciu gen. Sosabowski z gen. Browningiem
Choć według Montgomery’ego operacja się udała, to rozpoczęto szukanie kozła ofiarnego. Nie musiano go szukać za długo. Monty nie odważył się uderzyć w krytykujących go amerykańskich dowódców dywizji powietrznodesantowych. O klęskę oskarżył gen. Sosabowskiego. Podobnie postąpił Browning, choć to przez jego rozkazy walczyła w rozproszeniu i bez wsparcia własnej artylerii. Na zdjęciu Montgomery z oficerami sztabu XXX Korpusu w Holandii
Nie uchwycono najważniejszych przyczółków i stracono jedną trzecią desantowanych sił. W sumie alianci stracili około 17 tysięcy żołnierzy, przy niemieckich stratach szacowanych na 3 do 8 tysięcy. Mimo całkowitej klęski Montgomery nie tracił rezonu, twierdząc, że operacja była udana w 90 procentach. Patton podsumował to mówiąc, że mogła się udać tylko pod warunkiem, że całością dowodziłby amerykański generał. Był to nie tylko prztyczek wobec Montgomery’ego, ale także Browninga, który odpowiadał za planowanie operacji.
Widząc, że operacja jest przegrana i nie ma możliwości rozszerzenia przyczółka na wschodnim brzegu Renu, Montgomery zarządził odwrót na zachodni brzeg Renu. Operacja miała mieć kryptonim Berlin. Odwrót Brytyjczyków osłaniali Polacy. Dla niektórych z nich zabrakło miejsca w łodziach. Około 80 z nich dostało się do niemieckiej niewoli. W sumie polskie straty wyniosły 93 zabitych i 249 rannych. Amerykańskie straty wyniosły straciły 5847 żołnierzy zabitych, rannych i wziętych do niewoli.
Polska brygada, przy wsparciu 43. Dywizji Piechoty "Wessex", której udało się dotrzeć w pobliże Driel, przy dużych stratach zdołała przeprawić przez Ren jedynie 300 żołnierzy. Brytyjczykom udało się przerzucić kolejnych 350 piechurów z batalionu "Dorset". Na nic się to jednak zdało. Otoczona i atakowana przez oddziały pancerne Waffen SS, 1 Dywizja praktycznie przestała istnieć. Z 10 005 spadochroniarzy stracono 7578 – około 1300 zginęło, pozostali dostali się do niewoli.
W końcu 21 września udało się zrzucić polską brygadę. Jednak nie została zrzucona w okolice Oosterbeek, a gen. Browning zdecydował przenieść miejsce desantu w okolice Driel. Tym samym brygada miała walczyć w znacznym rozproszeniu. Zrzut nie poszedł zbyt dobrze. Ze 114 samolotów, tylko 72 wykonały zadanie. Wylądowało zaledwie 991 żołnierzy z 1549 planowanych. Nie dotarł prawie cały 1 batalion. W dodatku, jak się okazało, prom, którym mieli przeprawić się przez Ren został zniszczony. Znów zawiodło brytyjskie rozpoznanie i proces decyzyjny w sztabie Armii. Polscy i brytyjscy spadochroniarze mieli zaledwie dwu- i czteroosobowe gumowe łodzie. Generała Urquhart, dowódca 1 Dywizji Powietrznodesantowej, błagał zarówno dowództwo Armii, jak i gen. Sosabowskiego o pomoc. Na zdjęciu desant amerykańskich żołnierzy 82 Dywizji Powietrznodesantowej.
20 września prowadząca uderzenie XXX Korpusu brytyjska Dywizja Pancerna Gwardii zdobyła wraz z amerykańskimi spadochroniarzami Nijmegen i ruszyła w stronę Arnhem. Nastąpiło to, czego obawiali się na etapie planowania generałowie Sosabowski, Gavin i dowodzący XXX Korpusem, gen. Brian Horrocks – oba miasta łączyła tylko jedna wąska droga, prowadząca przez wysoką, odsłoniętą groblę, otoczoną podmokłym terenem, który uniemożliwiał osłonę kolumny czołgów przez piechotę spadochronową. Wkrótce brytyjski korpus stanął rozstrzeliwany przez niemiecką broń przeciwpancerną. Tymczasem w Arnhem pozostał jedynie batalion płk. Frosta. Zdziesiątkowane brygady 1 Dywizji Powietrznodesantowej wycofały się do Oosterbeek.
Drugiego dnia operacji toczyły się zacięte walki miejskie w Arnhem. 2 batalion płk. Frosta zażarcie bronił przyczółka, jednak brakowało mu broni przeciwpancernej, podobnie jak pozostałym batalionom 1 Brygady Spadochronowej, które próbowały się przebić do miasta. Nie inaczej było w Nijmegen, gdzie Amerykanie utknęli pod ogniem dział pancernych i czołgów. XXX Korpus wraz ze 101 Dywizją utknął pod Son, gdzie budowano most pontonowy. Tego dnia jednak w końcu miała pojawić się broń przeciwpancerna. Do boju mieli trafić Polacy. Z Wielkiej Brytanii na holu samolotów wystartowało 10 szybowców przewożących baterię przeciwpancerną, ciężki sprzęt saperski i część dowództwa brygady. W sumie 31 żołnierzy i 7 dział przeciwpancernych, które rozlokowano wokół hotelu Hartenstein pod Oosterbeek. I na tym skończyło się wsparcie. Przynajmniej na razie. Zepsuła się pogoda i żaden samolot nie mógł wystartować. Tym samym nie doszedł do skutku planowany na 19 września desant całości sił Samodzielnej Brygady Spadochronowej pod Arnhem. Wylądował jedynie II rzut szybowcowy, który dostał się pod silny ogień moździerzowy i stracił pięć z ośmiu dział przeciwpancernych, a z 87 lądujących Polaków pięciu zginęło i 11 zostało rannych.
Operacja rozpoczęła się 17 września 1944 roku. Od razu ujawnił się niedostatek środków transportowych, a także brak odpowiedniego rozpoznania. Wszystkie lądujące oddziały napotkały znaczny opór przeciwnika. Amerykańska 101 Dywizja Powietrznodesantowa nie zdołała opanować mostu na Kanale Wilhelminy w Son, który Niemcy na widok spadochroniarzy, wysadzili w powietrze i kiedy dotarły czołgi XXX Korpus gen. Briana Horrocksa, musiano budować most pontonowy. W Nimegen żołnierze 82 Dywizji nie opanowali mostu na Waal. Najgodziej trafili jednak Brytyjczycy z 1 Dywizji Powietrznodesantowej. Spadli oni praktycznie na głowy czołgistów II Korpusu Pancernego SS i utknęli w walkach w Arnhem, obsadzając tylko jednym batalionem północny przyczółek mostu. Wszystkim lądującym pierwszego dnia oddziałom brakowało broni przeciwpancernej, która, jak zdecydował Browning miała dotrzeć dopiero drugiego dnia.
Od początku plan operacji nie podobał się dowódcy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, gen. bryg. Stanisławowi Sosabowskiemu i gen. Jamesowi Gavinowi, dowódcy amerykańskiej 82 Dywizji Powietrzodesantowej. Krytykowali zbytni optymizm Montgomery’ego i gen. Fredericka Browninga, dowódcy I Korpusu Powietrznego i zastępcy, gen. Lewisa Breretona, dowódcy 1 Alianckiej Armii Powietrznodesantowej brak należytego rozpoznania, ignorowanie doniesień wywiadu o pojawieniu się jednostek pancernych przeciwnika i zbyt optymistyczny harmonogram zrzutów, oraz brak odpowiedniej liczby samolotów oraz szybowców. Sosabowski zapytał Browninga wprost, czy w swoich planach kiedykolwiek wziął pod uwagę przeciwdziałanie przeciwnika. Browning długo mu tego nie zapomniał.
Operacja wejścia do na terytorium III Rzeszy przez została podzielona na dwie części – lądową o kryptonimie Garden i powietrzodesantową o kryptonimie Market. Główną siłą uderzeniową na lądzie miały być dywizje pancerne brytyjskiej 2 Armii generała Milesa Dempsey’a. Z powietrza miały uderzyć amerykańskie, brytyjskie i polskie oddziały powietrznodesantowe, tworzące 1 Aliancką Armię Powietrznodesantową.
Bernard L. Montgomery, najdelikatniej mówiąc, nie był dobrym strategiem, ani taktykiem. Nawet jego najsłynniejsze zwycięstwo pod El Alamein, okupione zostały nieproporcjonalnie wysokimi stratami. Podobnie, jak dowodzone przez niego operacje Goodwood, gdzie stracił 4000 żołnierzy i 253–400 czołgów. Wobec niemieckich strat na poziomie 2000 – 2500 żołnierzy i 75–100 czołgów, oraz Totalize, gdzie jego wojska, w tym 1 Polska Dywizja Pancerna straciły około 150 czołgów, wobec zniszczonych 45 niemieckich. W obu przypadkach winna była taktyka, obrana przez Montgomery’ego, która nijak nie przystawała do współczesnego pola walki.
Latem 1944 roku o względy głównodowodzącego Dwighta Eisenhowera oraz o zapasy zgromadzone w brytyjskich i francuskich portach walczyło dwóch oficerów - marszałek Bernard L. Montgomery i generał George Patton. Obaj obiecywali, że dzięki nim i ich wojskom wojna skończy się jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Eisenhower uwierzył brytyjskiemu marszałkowi. Jak się okazało był to zły wybór.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas