ORP "Wilk". Brawurowa ucieczka z Bałtyku

ORP "Orzeł" nie był jedynym polskim okrętem podwodnym, który przebił się z Bałtyku do Wielkiej Brytanii. Pierwszym był ORP "Wilk", który, poważnie uszkodzony, dokonał tego jako pierwszy.

ORP "Wilk" w Wielkiej Brytanii
ORP "Wilk" w Wielkiej Brytaniidomena publiczna

Historia ucieczki "Orła" jest bardziej znana i popularna, jednak nie był on jedynym okrętem podwodnym, który przebił się przez Cieśniny Duńskie i dotarł do Wielkiej Brytanii. Jako pierwszy dokonał tego ORP "Wilk", który dotarł do Rosyth 20 września 1939 roku.

"Wilk" był pierwszym polskim okrętem podwodnym. Został zaprojektowany i zbudowany przez stocznię Chantiers Augustin Normand w Hawrze, jako podwodny stawiacz min. 31 października 1931 roku w Cherbourgu podniesiono banderę na "Wilku".

Okręt uzbrojony był w sześć wyrzutni torped kalibru 550 mm, działo 100 mm i uzbrojenie przeciwlotnicze. W dwóch rufowych aparatach minowych przenosił w sumie 10 min. Kolejne 30 min było przewożone w przedziale minowym. Jego uzbrojenie i wyposażenie było zgodne z ówczesną doktryną wojny z ZSRR. Według niej okręty minowe miały zablokować radziecką flotę w Zatoce Fińskiej. Nikt wówczas nie tworzył planów wojny z Niemcami. Piłsudski uważał, że to niemożliwe.

Do czasu śmierci marszałka Piłsudskiego nikt nie brał na poważnie sytuacji, w której należałoby opracowywać plan wojny z Niemcami. Nawet jako Generalny Inspektor nakazał rozwiązanie Flotylli Wiślanej, uważając że ten oddział Marynarki Wojennej jest niepotrzebny. Wszystko organizowano w ostatniej chwili tuż przed wybuchem wojny.

Pierwsze poważne opracowania powstały dopiero w 1936 roku. Każdego roku były aktualizowane, ale faktycznie plan operacyjny nie powstał. Dopiero po kryzysie czechosłowackim  oraz niemieckich żądaniach wysuniętych pod koniec 1938 roku, marszałek Edward Śmigły-Rydz podjął decyzję o opracowaniu ostatecznej wersji planu obrony "Zachód". Plan został zatwierdzony dopiero 23 marca 1939 roku. Okręty podwodne, broń bardzo ofensywna, dostały absurdalny rozkaz obrony własnego wybrzeża.

Plan "Worek"

Przed wojną opracowano dwa plany wykorzystania okrętów podwodnych: "Burza", który zakładał operacje ofensywne na trasach żeglugowych i "Worek", który był ekstremalnie defensywny. Wybrano ten drugi, a okręty rozmieszczono wokół półwyspu Hel, gdzie operowały w ciasnych, niewielkich sektorach.

Dla "Wilka" wojna rozpoczęła się 1 września o 6:15, kiedy wyszedł z portu wojennego na Oksywiu. Następnego dnia załoga zauważyła niemiecki niszczyciel "Erich Steinbrinck", lecz zdążyła go zaatakować. "Wilk" został wykryty u zaatakowany przez trałowce M 4 i M 7. Zrzucone przez nie bomby głębinowe uszkodziły klapę tłumika i spowodowały nieszczelność zbiorników paliwa.

Kmdr ppor. Bogusław Krawczyk wymknął się prześladowcom, wykorzystując termokliny i położył okręt na dnie. Niemcy, widząc plamy ropy, doszli do wniosku, że zatopili okręt. Następnego dnia "Wilk" postawił w Zatoce Gdańskiej zagrodę minową z 20 min SM-5.

ORP „Wilk” w Wielkiej Brytanii w 1940 roku
ORP „Wilk” w Wielkiej Brytanii w 1940 rokudomena publiczna

W kolejnych dniach przeciekające zbiorniki spowodowały, że Niemcy ponownie wykryli zanurzony okręt. 5 września okręt został ponownie uszkodzony - do wnętrza kadłuba dostała się woda, zalany został tłumik diesla, uszkodzone zostały stery głębokości. Dowódca ponownie osadził okręt na dnie. Dopiero 9 września dowództwo floty zezwoliło "Wilkowi" zmienić sektor i wyjść na pełne morze, na północ od latarni Stilo.

W kolejnych dniach okręt ponownie był atakowany. Za dnia najczęściej leżał na dnie, na głębokości powyżej 80 metrów, niestety przeciekające zbiorniki cały czas zdradzały pozycję zanurzonego okrętu. Niemcy trzy razy ogłaszali przez radio, że został zatopiony.

Załoga nie była zbyt szczęśliwa, ówczesny oficer broni podwodnej, por. mar. Bolesław Romanowski wspominał:

"Po wynurzeniu się stwierdziliśmy w poświacie księżyca, że pozostawiamy za sobą wyraźny ślad ropy. Puściły nity w zbiornikach ropowych zewnętrznych i ropa wydostawała się na powierzchnię, ułatwiając nieprzyjacielskim jednostkom celne atakowanie nas. Odszedłszy na północ opróżniliśmy zbiorniki zewnętrzne z ropy. Kilkakrotnie zanurzając się i wynurzając wypłukaliśmy je starannie. Będąc z dala od naszych brzegów i wód terytorialnych zauważyliśmy ożywiony ruch statków idących z zachodu na wschód.

Nadaliśmy meldunek do dowódcy floty na Hel z zapytaniem, czy możemy atakować. Dostaliśmy odpowiedź, że wolno nam atakować jedynie statki uzbrojone lub eskortowane. Klęliśmy w żywy kamień. Statki idą wyraźnie do Prus, w czasie wojny mogą wieźć tylko materiał wojenny względnie wojsko, ale jakże, do licha, możemy w nocy rozpoznać, co wiozą i czy są uzbrojone. Ogarnęło nas rozgoryczenie. Niemcy bombardują otwarte miasta, dziesiątkują naszą ludność cywilną, a my się tu bawimy w ceregiele!"

Wkrótce na pokładzie było tak niewiele ropy, że mogli pozostać w morzu jedynie siedem dni. Zameldowano o tym admirałowi Unrugowi, w odpowiedzi otrzymali rozkaz: Ropowanie niemożliwe, próbować przejść do Wielkiej Brytanii, a jeśli to niemożliwe, działać na Bałtyku jak najdłużej, a potem internować się w którymś z państw skandynawskich".

Przez cieśniny

W nocy 14 września "Wilk" wynurzył się u wejścia do Sundu. Por. Romanowski wspominał:

"Szliśmy na dieslach. Okręt był zaciemniony. Ze zbiorników wewnętrznych została wyrzucona wszystka woda, aby okręt był jak najlżejszy. Cala załoga ubrana ciepło, z nałożonymi aparatami ratunkowymi, była na pokładzie. Działo i enkaem zostały załadowane i obsadzone. Baki z amunicją na pokładzie - otwarte.

Stałem przy naszej setce z zadaniem otwarcia ognia na ustalony sygnał z pomostu lub gdyby napotkana jakaś jednostka oświetliła nas reflektorem. Na pomoście znajdował się dowódca i dwaj obserwatorzy. Sygnaliści mat Budka i starszy marynarz Konczalski nie odrywali lornetek od oczu. W kiosku przy mapie siedział podporucznik Kamiński, który prowadził nawigację. Przy sterze stał mat Magdziarek. W centrali czuwał kapitan Karnicki. Na stacji odwietrzników stał bosman Domicz, przy odpalaniu torped i lontach - bosman Czub.

Niszczyciel "Richard Beitzen"
Niszczyciel "Richard Beitzen"Bundesarchivdomena publiczna

W przedziale diesli porucznik Jasiński i starszy bosman Dworniak nadzorowali pracę mechaników. Stanowiska przy dieslach objęli mat Matuszczak i mat Karnowski. Radiostację obsługiwał starszy bosman Niklewski, nad elektrycznością czuwał bosman Kozak. Na dany z kiosku znak, znajdujący się pod pokładem mieli dać oba diesle "cała naprzód''. Ustawić stery głębokości na zanurzenie, otworzyć odwietrzniki, zapalić spłonkę czasową i wyjść na pokład.

Jako ostatni centralę mógł opuścić kapitan Karnicki - zastępca dowódcy okrętu. Kapitan Karnicki wydał poufne polecenie bosmanowi Kozakowi i Domiczowi, by w wypadku rozkazu opuszczenia okrętu zabrali ze sobą - nawet siłą - dowódcę. Znając kapitan Krawczyka przypuszczaliśmy bowiem, że w razie straty okrętu zechce on zginąć wraz z nim".

Tuż przed północą rozpoczął się najtrudniejszy etap przejścia - okręt wszedł we Flint Rinne, wąski kanał o głębokości zaledwie 6 metrów. W pewnym momencie na kontrkursie pojawiły się okręty. Jak się okazało były to niszczyciel "Richard Beitzen", typu 1934 i torpedowiec T 107. Romanowski rozkazał wycelować działo w burtę przeciwnika. Okręty jednak nie zareagowały. Niemcy byli przekonani, że mija ich szwedzki okręt podwodny.

Oślepiające światło

Romanowski dalej wspominał w "Torpedzie w celu": "W tej chwili zalał nas strumień jasnego światła. Patrząc na rufę zobaczyłem naszych ludzi stłoczonych przy kiosku, obsadę enkaemu. Bielały płócienne drelichy, a nad nimi prześwietlona jaskrawym światłem powiewała bandera. Za rufą unosiły się spaliny wydechowe diesli. Z nadbudówki niszczyciela oddalonego teraz od "Wilka" nie więcej jak 200 metrów padała na nasz okręt smuga światła. "Koniec" - przemknęło mi przez myśl. Za sekundę, dwie zwali się na nas lawina żelaza. Oba okręty grzać będą ze wszystkich luf... Rozszaleje się piekło!

Raptem reflektor zgasł. Podniosłem lornetkę do oczu, by zaobserwować, jak nieprzyjacielskie okręty będą zawracać. Ku memu zdumieniu ich światła rufowe przesuwały się dalej tym samym kursem i wreszcie znikły w dali, Uwagę moją zwrócił stuk na dziobie. Ujrzałem ogromną tykę walącą się na nasz pokład! Zeszliśmy na sam brzeg toru wodnego.

Dowódca na widok idących kontrkursem okrętów zeszedł w lewo od środka toru, co było sprzeczne z prawem drogi na morzu, w ten jednak sposób "Wilk" znajdował się na tle ciemnej wyspy, podczas gdy sylwetki nieprzyjacielskich okrętów rysowały się wyraźnie mając za sobą światła szwedzkiego miasta portowego Malmö".

"Wilk" dołączył do zespołu niszczycieli, który wyszedł do Wielkiej Brytanii tuż przed wybuchem wojny
"Wilk" dołączył do zespołu niszczycieli, który wyszedł do Wielkiej Brytanii tuż przed wybuchem wojnyZ archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego

Wkrótce okręt minął Saltholm, potem Kopenhagę i wyspę Ven. Za Helsinborgiem głębokość cieśniny wzrosła do 20-40 metrów. Alarm został odwołany, a załoga wróciła do wnętrza jednostki. Okręt poszedł pod wodę. Wieczorem 15 września wynurzył się w bezpośredniej bliskości całej flotylli rybaków łowiącej ryby w Skagerraku.

Przed północą z "Wilka" wysłano ostatnią wiadomość do Dowództwa Floty na Helu, informującą o wejściu na Morze Północne.

W Wielkiej Brytanii

20 września "Wilk" wszedł pod eskortą HMS "Sturdy" do Methill, a dwa dni później do Scapa Flow. Polacy byli witani w największej bazie Royal Navy niezwykle owacyjnie.

"Klucząc między zespołami mijaliśmy trałowce, niszczyciele, krążowniki, lotniskowce i okręty liniowe. Każdy okręt, który mijaliśmy, witał nas trzykrotnym okrzykiem "hurrey!" wznoszonym przez załogę. Na większych okrętach okrzyk poprzedzony był zapowiedzią podaną przez rozgłośnię: "Salut to the brave polish submarine"! Tak owacyjnego przywitania nie spodziewaliśmy się, tym bardziej że Brytyjczycy słynęli z opanowania i chłodu". ORP "Wilk" jako pierwszy polski okręt podwodny przedostał się do Wielkiej Brytanii.

Na pierwszy patrol wyruszył już 29 listopada 1939 roku do Skagerraku. Z wysp brytyjskich wykonał w sumie dziewięć patroli. Jedynie podczas siódmego patrolu okręt znalazł cel dla swoich torped. Na wysokości norweskiego Lister załoga zauważyła frachtowiec "Betty" o nośności 2439 BRT. Jednak dwie wystrzelone torpedy okazały się niecelne.

Brytyjska Admiralicja czytając raport uznała, że winnym niepowodzenia był dowódca okrętu, kmdr por. Krawczyk, którego umiejętności oceniono, jako niższe od brytyjskich oficerów.

W styczniu 1941 roku odbył swój ostatni patrol bojowy, po czym ze względu na bardzo zły stan techniczny został przeniesiony do zadań szkoleniowych. Nieco ponad rok później odstawiono go do rezerwy, w której stał do 1952 roku, kiedy na holu wrócił do Polski. W Gdańsku oceniono, że jego remont jest nieopłacalny i dwa lata później został zezłomowany.

Jego jedynym wojennym sukcesem było zatopienie kutra rybackiego Pil-55 "Heimat" o pojemności 13 BRT, który 7 grudnia 1939 roku wyleciał na minie postawionej przez "Wilka".

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas