Ostatnia tajemnica Gontowej

Początek października 2011 roku przyniósł długo oczekiwany przełom w badaniach nad jednym z najmniej znanych kompleksów, budowanych w ramach nazistowskiego projektu "Riese". W kolejnym zawalisku, które stanęło na drodze do wyjaśnienia drugowojennych sekretów, pracujący górnicy dostrzegli wreszcie wolną przestrzeń.

W sztolni nr 3 na stoku Gontowej
W sztolni nr 3 na stoku GontowejOdkrywca

Nie było go w oficjalnych raportach

Nie obejmowały go wojskowe inwentaryzacje, nie znalazł się w żadnych oficjalnych raportach. Nie wspominał o nich ani spis Anatola Demczuka, kierownika Referatu Wojskowego Starosty Wałbrzyskiego z 1946 roku, ani listy sporządzane przez nadleśniczego A. Grzywacza do Dyrekcji Lasów Państwowych. Milczały na ten temat inwentaryzacje wojskowe i metryki obiektów podziemnych kpt. Niewęgłowskiego z 1949 roku. Gontowa nie znalazła się również na listach wojskowych z lat 50. odnoszących się do wykorzystania militarnego sowiogórskich podziemi. Sztolniami nie zainteresowały się także komórki terenowe Przedsiębiorstwa Poszukiwań Terenowych, choć ślady ich działalności można odnaleźć w pobliskich Ludwikowicach Kłodzkich.

Jeśli nawet podziemia przyciągnęły uwagę władz, to nie na tyle, aby ten fakt znalazł swoje odbicie w dokumentach. Najprawdopodobniej aż do lat 70. o podziemiach wiedziała tylko wąska grupa okolicznych mieszkańców i pracowników leśnych.

Odcięte zabezpieczającymi kratami

Sztolnie nr 3 i 4 znalazły się dużo niżej, na poziomie ok. 580 m n.p.m. i około 1000 metrów w linii prostej od wyżej położonych podziemi. Z ich przebiegiem oraz momentem gdy zostały odcięte, związane były najbardziej barwne legendy dotyczące podziemi na Gontowej. Zagadkę sztolni nr 4 udało się rozwiązać w latach 90., sztolnia nr 3, odcięta ok. 30-metrowym zawaliskiem, pozostawała przez powojenne lata niezbadana. Za to ilość mitów z nią związanych rozszerzała się wprost proporcjonalnie do liczby nieudanych prób jej odkopania.

Większość okolicznych mieszkańców pamiętająca rok 1945 zgadzała się co do jednego - po wojnie wszystkie sztolnie tego kompleksu były dostępne, również i sztolnia nr 3. Przekazom o jej przebiegu, wyglądzie i okolicznościach wysadzenia, towarzyszył informacyjny chaos, z którego wyodrębnienie wiarygodnej wersji przypominało próby pokonania potężnego zawału jaki stał na drodze badaczy.

W tunelu tym, 50 metrów od wejścia, znajdowały się stalowe drzwi, jedna połowa była uchylona - dochodził stamtąd szum. Świeciliśmy latarkami, ale nic nie widzieliśmy. Od drzwi do wejścia były ułożone tory zalane betonem. Tunel ten był suchy. Do dzisiaj go nie odnaleziono. To był czwarty tunel w masywie. (...) Do trzeciego tunelu, tego wysadzonego i zalanego, w 1956 roku próbowaliśmy z kolegami z kopalni "Nowa Ruda" na własną rękę się dostać. Nic z tego nie wyszło. Okazało się, że w środku znajdował się potężny zawał, sięgający stropu. Zaczęliśmy go przebijać, lecz zrezygnowaliśmy. Jeden z kolegów wykopał skorodowaną minę".

Z przytoczonej relacji, fragment dotyczący działań świadka w roku 1956 z pewnością odnosi się do sztolni nr 3, jednak niemal filmowy opis odnoszący się do roku 1945, przypisywany często sztolni nr 4, pozostaje zagadką.

W sztolni nr 3 na stoku Gontowej
Odkrywca

"Sztolnia zaraz za zawałem skręci..."

Pan G. doszedł tylko do tego miejsca, ale zamierzał z kolegami spenetrować dalszy odcinek sztolni. Nie zdążyli. Ktoś wysadził wejście i tak widzimy ją do dzisiaj". Obok przebiegu i długości, również stan zachowania sztolni był różnie określany we wspomnieniach świadków, co najmniej trzech z nich twierdziło, iż sztolnia była obetonowana: "(...) Były też tunele obetonowane już w środku. Jednym z nich był ten tunel nad dzisiejszą restauracją Harenda - on był obetonowany".

Echa przytoczonych wyżej relacji, oraz wielu innych, można usłyszeć w rozmowach z osobami zajmującymi się historią kompleksu na Gontowej. Niezależnie od tego, czy będzie to przypadkowo napotkany na stoku góry przewodnik, czy też zaglądający przez okalający teren prac płot jeden z działających w G. Sowich eksploratorów, stwierdzający autorytatywnie: "sztolnia zaraz za zawałem skręci...".

Te pojawiły się w momencie, gdy z tajemnicami Gontowej zdecydowało się zmierzyć Przedsiębiorstwo Budowlane "Margo" z Pomorza, właściciel znajdującego się u podnóża sztolni Centrum Rekreacyjno-Konferencyjnego Harenda. Wstępne odwierty organizowane z "Odkrywcą", przygotowania oraz kluczowy okres prac przy sztolni, kiedy górnicy pokonali 33-metrowy zawał, przedstawiliśmy w poprzednich numerach naszego miesięcznika ("Odkrywca" nr 9 i 10/2011).

Przypomnijmy, że po pokonaniu zawału odsłonięta została kilkunastometrowa część korytarza zakończona już "luźniejszym" drugim zawałem. Dopiero po jego przejściu, co nastąpiło z początkiem października br., ukazały się kolejne partie chodników.

Wyprawa w nieznane

Po przejściu kolejnych metrów stoimy nadal na skałach obwalonego stropu korytarza, z lewego boku wyraźnie widać poziom biegnącego tu chodnika, spod skalnego rumoszu wystają fragmenty obudowy, która uległa tonom skał. Na wprost biegnie dalszy odcinek korytarza - o nim za chwilę. Natomiast po prawej, chodnik rozszerza się w "halę" lub większy korytarz, których rozmiary trudno oszacować.

Czy w wyniku jednej z eksplozji czy naruszenia górotworu - oberwał się cały strop wraz z tonami skały zalegającymi od góry. Obecnie wysokość "hali" może wynosić aż 8 metrów. Pierwotnie - ok. 5 m. Całkowite rozmiary pozostają trudne do oszacowania, jest wypełniona zwalonymi fragmentami skał ze stropu co najmniej kilkumetrowej grubości. "Hala" rozciąga się w kierunku północnym, na końcu, tuż nad zwałowiskiem widnieją otwory, wiodące w kierunku zachodnim do dalszych części podziemi.

W sztolni nr 3 na stoku Gontowej
Odkrywca

Resztki desek, obudowy i niezidentyfikowanego wyposażenia

Od "hali", w osi sztolni, biegnie dalsza część korytarza, nieco szersza, o ok. 1m od pierwszego odcinka. Odchodzi od niego, pod kątem prostym, jedna, lewa odnoga całkowicie odcięta kolejnym zawałem, a sam korytarz kończy się po 20 metrach zawaliskiem. Dalej biegnie co najmniej jedna odnoga łącząca się z miejscem, gdzie pozostawiono nie wyniesione fragmenty torowiska. Z odkrytych partii podziemi odchodzą z całą pewnością dwa odcinki korytarzy, które są odcięte zawałem.

Jedna z części wyrobiska pozostaje w bardzo niebezpiecznym stanie, na razie nie została do końca skartowana i opisana. Niewiadomą pozostaje również "hala", bowiem pod zwalonym stropem mogą kryć się kolejne wyjścia i odnogi. Całość wyrobiska sprawia wrażenie planowo przeprowadzonego oczyszczenia z wszelkich elementów wyposażenia mających jakąkolwiek wartość.

Tajemnicze zawały

Większość drobniejszych pozostałości nadal może skrywać się pod partiami skały leżącej w części korytarzy i w "hali". Zagadką pozostają także dalsze zawały odcinające kolejne partie korytarzy. Czy powstały w efekcie naruszenia spoistości skały, czy też są efektem następnych eksplozji? Wg starszego rangą górnika P. Jana Kucharka, bezpośredniego wykonawcy prac, są to ewidentne odstrzały. Co oznaczałoby, iż ten kompleks jest najbardziej zabezpieczonym, poprzez wysadzenia, fragmentem podziemi w całych Górach Sowich. Zastanawiające są również najprawdopodobniej zwęglone w wielu miejscach fragmenty obudowy - efekt jaki trudno uzyskać w eksplozji ładunków wybuchowych.

Nigdy nie wspominał on o wybetonowanych pomieszczeniach, a jedynie o skomplikowanym układzie korytarzy i halach. Na razie nic jego wersji nie zaprzecza. A ukrytych za zawałami odnóg, w których wg przekazywanej mu przez inż. Moschnera informacji kryć się ma jeden z tajemniczych ładunków, jest aż nadto.

Pozostaje również zastanowić się nad pytaniami, które postawiliśmy na początku całej historii. Wszystko wskazuje na to, iż surowa sztolnia, wraz z systemem korytarzy została praktycznie ogołocona ze sprzętu i oryginalnego wyposażenia. Sugeruje to powojenne działania mające na celu pozyskiwanie surowców i materiałów. Jednak dlaczego nikt nigdy o takiej operacji nie słyszał?

Trudno przypuszczać, aby sztolnie ogołocił Werhwolf, a funkcjonariusze PUBP do takiej pracy z pewnością zaangażowaliby miejscową ludność. Czy zatem wysadzeń dokonała Armia Czerwona? Jeśli tak, to dlaczego skoncentrowali się właśnie na "trójce", skoro w dostępnej obok sztolni nr 4 i leżących wyżej 1 i 2, torowiska i wyposażenie zachowały się przez następne dziesięciolecia? Dlaczego tak pracowicie odcięli do niej dostęp? Wkrótce się dowiemy...

Łukasz Orlicki

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Odkrywca
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas