Robert Oszek. Marynarz w powstaniu śląskim
Podczas III powstania śląskiego por. mar. Robert Oszek dowodził kompanią marynarską, która była wysyłana na najcięższe odcinki frontu. Sławę zdobył m.in. walcząc pod nietypową banderą, która siała przerażenie wśród niemieckich żołnierzy.
Buntowniczy Ślązak słynął z odwagi, pomysłowości i pewnej dozy szaleństwa. Można powiedzieć, że miał duszę Sienkiewiczowskiego zagończyka. Urodził się w Zaborzu w 1895 roku w rodzinie robotniczej. Od dziecka interesowała go marynistyka. Chłonął historie o bohaterskich kapitanach żaglowców, piratach, odważnych marynarzach największych flot na świecie. Rodzice planowali przeznaczyć go do stanu duchownego, lecz dziecięca fascynacja doprowadziła do tego, że postanowił szukać przygód na morzu.
Mając 15 lat, uciekł z domu i różnymi sposobami dostał się do Hamburga. W porcie próbował zamustrować się na statek wielorybniczy, ale zbywano go za każdym razem. Mimo to nie poddał się. Zakradł się na "Olafa II", ukrył w ładowni i czekał. Po kilku dniach żeglugi marynarze odkryli nieproszonego gościa. Po długich debatach Oszka wcielono do załogi. Na "Olafie II" spędził dwa lata, pływając na mroźnym północnym Atlantyku. Po powrocie do Rzeszy został powołany do niemieckiej marynarki wojennej i do 1914 roku był elewem w szkole marynarki w Murwik pod Flensburgiem. Tuż przed jej ukończeniem został wysłany na staż na krążownik SMS "Bremen". Tam znów dała o sobie znać buntownicza natura.
Krążownik wyszedł z Niemiec we wrześniu 1913 roku, kierując się na Maderę, a później w stronę wybrzeży Ameryki Środkowej. Podczas pobytu w Meksyku, w styczniu 1914 roku załoga okrętu wzięła udział w tłumieniu strajku robotników przemysłu naftowego. Wielu ze strajkujących zostało zamkniętych w okrętowym brigu. Kiedy Oszek dowiedział się, że kilku z zatrzymanych to Polacy, postanowił im pomóc.
Za wypuszczenie więźniów z aresztu stanął przed sądem wojskowym, który skazał go na karę pozbawienia wolności i degradację. Na tym restrykcje się skończyły. Po powrocie do macierzystego portu został przeniesiony na okręt szkolny "Hertha", a później "Kaiserin Augusta". Tuż po wybuchu wojny zdecydowano, że doświadczony podoficer powinien trafić na okręt bojowy. Zamustrowano go na SMS "Blücher".
Oszek przeżył zatopienie okrętu podczas bitwy w pobliżu Dogger Bank. Po powrocie do Rzeszy przełożeni postanowili wysłać go do szkoły oficerskiej. Po jej ukończeniu został najpierw oficerem pokładowym, a później dowódcą torpedowca "D-8", którym dowodził do chwili zakończenia Wielkiej Wojny. W styczniu 1919 roku wrócił do Polski i wstąpił do tworzonej Marynarki Wojennej.
Pełne zaskakujących zwrotów akcji wojenne zmagania polskich marynarzy w książce Sławomira Zagórskiego "Białe kontra czerwone". Do nabycia tylko w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najcięższej bitwie pancerniaków generała Maczka, jaką stoczyli z Niemcami.
Najpierw służył w Toruniu, później wysłano go do Pińska, gdzie miał między innymi nadzorować remonty zdobytych w marcu 1920 roku bolszewickich parowców. Uczestniczył w desancie pod Łomaczami, a potem już jako zastępca dowódcy statku uzbrojonego "Pancerny I" dowodził artylerią okrętową podczas bitwy pod Lelowem, a potem pod Czarnobylem i u ujścia Teterewa. Kierując ogniem dział z platformy na kominie okrętu, uszkodził trzy radzieckie kanonierki. Po odwrocie spod Kijowa i samozatopieniu Flotylli Pińskiej został wysłany do Gdańska, gdzie nadzorował budowę monitora "Mozyrz". Jego dowódcą pozostawał do 19 lutego 1921 roku, kiedy poprosił o urlop oraz, w związku z napiętą sytuacją, skierowanie go na Śląsk. (...)
Powstanie śląskie
Tuż przed wybuchem powstania Oszek rozpoczął formowanie oddziału szturmowego złożonego z marynarzy służących dotychczas w obu flotyllach rzecznych, a wcześniej w niemieckiej marynarce wojennej. Niekoniecznie wyłącznie ze Ślązaków. W jego skład weszli urodzeni w Wielkopolsce, Łodzi czy Gdańsku, wszyscy jednak biegle mówili po niemiecku. Józef Termina, jeden z żołnierzy oddziału, w 1981 roku wspominał, że "Robert Oszek dowodzący oddziałem szturmowym marynarzy - to była żywa legenda. Przed wybuchem powstania otrzymał zadanie zorganizowania specjalnego oddziału marynarzy. Zgłosiła się do niego masa ludzi. Wybrał tylko 67". (...)
W nocy z 2 na 3 maja Oszek znajdował się w siedzibie Dowództwie Obrony Plebiscytu w Katowicach. Tam dowiedział się o decyzji Korfantego o rozpoczęciu powstania. Polacy uprzedzili Niemców i ruszyli do boju. (...) Znacznie wcześniej zakładano, że w razie wybuchu konfliktu w hucie Baildon zostaną zarekwirowane samochody ciężarowe, które planowano opancerzyć. Na sporym placu pomiędzy ceglanymi budynkami marynarze i robotnicy wrzucali na pakę stalowe płyty. Nad ranem kolumna samochodów ruszyła w stronę Przemszy.
Tam, zaledwie kilkadziesiąt metrów od granicy między Śląskiem a Zagłębiem, stały zabudowania huty "Katarzyna", niemal kompletnie zrujnowanej przez działania Wielkiej Wojny. Tuż obok mieściły się równie zdemolowane zabudowania "Odlewni Stali Woźniak Małgorzata i synowie", pieczołowicie odbudowywanej przez braci Woźniaków. Tam skierowała się kawalkada. Przy jednym z warsztatów czekał już inż. Woźniak wraz z siedmioma robotnikami.
W warsztatach rodziny Woźniaków trwały prace nad opancerzeniem pierwszego z samochodów pancernych. Robotnicy i marynarze najpierw zdemontowali burty ciężarówki, później zamontowana została stalowa rama, do której przynitowano blachy poszycia, tworząc pudełkowaty przedział bojowy z wyciętymi oknami obserwacyjnymi. Z tyłu blachy ukształtowano w dwa walcowate sponsony z wyciętymi otworami strzelniczymi. W podobny sposób jak burty opancerzono także silnik, chłodnicę i koła. Budowa trwała prawdopodobnie do 6 maja.
Tego dnia bowiem wydany został rozkaz dzienny nr 2, w którym naczelne dowództwo powstania nakazało wszystkim "dowódcom oddziałów powstańczych wydzielenie wszystkich marynarzy, którzy w pełnym uzbrojeniu i mundurach marynarskich winni stawić się w Milowicach, posterunek przygraniczny i zgłosić się u przebywającego tam oficera marynarki".
Walki
Wieczorem 8 maja w pałacu w Sławęcicach odbyła się odprawa, podczas której zaplanowano uderzenie na Kędzierzyn. Bataliony Fojkisa miały uderzyć na Kędzierzyn wzdłuż Kłodnicy i Kanału Kłodnickiego - ważnej arterii komunikacyjnej łączącej Gliwice z Kędzierzynem, a później Odrą. Natarcie Fojkisa miał wspierać oddział szturmowy marynarzy Oszka. (...)
Następnego dnia (...) centralna grupa ruszyła zgodnie z planem przez Blachownię Śląską, również w stronę Kędzierzyna. Na przedpolu Lenartowic silny ogień maszynowy zahamował natarcie. Na nic zdała się obecność "Korfantego". Jego karabiny maszynowe umieszczone w sponsonach z tyłu ciężarówki mogły prowadzić ogień jedynie w stronę skrzydeł i do tyłu. (...)
Po doświadczeniach nabytych podczas szturmu na Kędzierzyn zdecydowano się odesłać "Korfantego" do Sosnowca. Tam w odlewni Woźniaków pancerka miała być przebudowana. Była ku temu znakomita okazja. 11 maja wszystkie zainteresowane strony zasiadły do rozmów. Działania na froncie zamarły, jedynie lokalnie z rzadka dochodziło do niewielkiej wymiany ognia. (...)
W nocy 21 maja o godzinie 3.30 ruszyła niemiecka ofensywa. Przeprowadziły ją oddziały grupy "Süd" gen. von Hülsena. Niemcy poruszali się dwiema kolumnami. Pierwsza z nich, licząca trzy bataliony, miała obejść górę od południa.
Druga, licząca również trzy bataliony i oddziały szturmowe, miała uderzyć bezpośrednio na wzniesienie od strony Gogolina.
Uderzenie od strony wzgórza Oleszyce było na tyle gwałtowne, że 8 pułk piechoty Rataja zaczął się cofać. Po utracie okolicznych miejscowości pułk wycofał się dalej na wschód. W jeszcze gorszej sytuacji był zdziesiątkowany pułk Fojkisa. Niektóre jego kompanie liczyły zaledwie 50-60 procent stanu wyjściowego. Zajmował on pozycje na południe od góry. Sytuacja stała się dramatyczna. Potrzebna była kawaleria.
"Korfanty" ruszył w stronę Krempej. Odległość kilku kilometrów pokonał w niespełna pół godziny. Zabudowania dworu były już w niemieckich rękach. Powstańcy cofali się. Marynarze dotarli w ostatniej chwili. Szturmowcy wysypali się z ciężarówek, rozbiegli po obu stronach drogi, osłaniając pancerkę.
Oszek ruszył. Z początku z wolna, potem coraz szybciej. Karabiny maszynowe siekły krótkimi seriami w wykryte cele. Wtórowali im marynarze idący na skrzydłach. W powietrzu gotowało się od ołowiu. W pancerce było gorąco, duszno. Załogę dusił dym prochowy. Na podłodze walały się łuski, puste skrzynie amunicyjne. Niemcy, którzy dotychczas gonili uciekających powstańców, sami teraz musieli uciekać.
Pełne zaskakujących zwrotów akcji wojenne zmagania polskich marynarzy w książce Sławomira Zagórskiego "Białe kontra czerwone". Do nabycia tylko w księgarni wydawcy.
Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również o najcięższej bitwie pancerniaków generała Maczka, jaką stoczyli z Niemcami.