Mokrany i Katyń. Mord na polskich marynarzach
Od 3 kwietnia 1940 roku w lesie katyńskim sowieci zaczęli mord na polskich oficerach. Była to zaplanowana zbrodnia, przeprowadzona systematycznie i z zimną krwią. Zbrodnia, za którą sprawcy nigdy nie odpowiedzieli.
Sowieci kilka razy przekładali termin ataku na Polskę. Jeszcze 9 września minister Spraw Zagranicznych, Wiaczesław Mołotow, informował niemieckiego ambasadora, Friedricha-Wernera von der Schulenburga, że atak nastąpi w najbliższych dniach. Początkowo miało się to stać w nocy na 13 września. Potem na 14 września, aż w końcu ustalono jej termin na poranek 17 września. W wyniku zaskakującego ataku i rozkazu Naczelnego Wodza, marszałka Rydza-Śmigłego, aby z "sowietami nie walczyć", na wschodzie Polski wyrósł chaos decyzyjny, który po części przypieczętował los wielu żołnierzy.
W radzieckie ręce dostało się około 250 tysięcy żołnierzy i oficerów. Znakomita większość po walkach i potyczkach. Niektórzy wpadali jednak z zaskoczenia i bez możliwości jakiejkolwiek obrony. Dariusz Baliszewski pisał o raporcie dowódcy 29 Brygady Pancernej, kombryg Siemion Kriwoszeina:
"Jego oddziały w Brześciu nad Bugiem wzięły do niewoli 1030 polskich oficerów, 1220 podoficerów i 34 tys. szeregowych żołnierzy. Nie trzeba było żadnej bitwy. Na dworzec kolejowy w Brześciu w bałaganie odwrotu ku bezpiecznym granicom przybyło kilkadziesiąt polskich transportów wojskowych z żołnierzami i ze sprzętem. Wysiadali z wagonów wprost w sowieckie ręce jeszcze 25 września".
W wielu sytuacjach bolszewicy brali Polaków do niewoli podstępem. Polscy oficerowie pomni rozkazu Rydza-Śmigłego, aby "z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. (...) Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii", rozpoczynali pertraktacje. Czerwonoarmiści w wielu przypadkach godzili się na wyjście polskich oddziałów, pod warunkiem złożenia broni i wcześniejszego skoncentrowania się w punktach zbornych. Jednak z punktów zbornych nie odsyłano ich na południe, do Rumunii, a na wschód, do obozów jenieckich.
Mokrany - marynarski Katyń
Wśród jeńców, którzy znaleźli się w radzieckich obozach, była znaczna grupa żołnierzy batalionu marynarskiego Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej w Pińsku i Kierownictwa Marynarki Wojennej. Jako pierwsi do radzieckiej niewoli dostali się marynarze z Pińska, którzy po samozatopieniu jednostek pływających ruszyli, by dołączyć do Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie". Jeden z takich samodzielnych oddziałów został otoczony w pobliżu wsi Zabłocie leżącej nad jeziorem Tur przez oddziały 32 brygady pancernej. Polacy otrzymali ultimatum, albo się poddadzą, albo przyjmą walkę. Dowodzący grupą kpt. mar. Bończak wydał rozkaz złożenia broni.
Bolszewicy podzielili grupę na dwie części - w jednej znaleźli się oficerowie i podoficerowie. W drugiej szeregowi marynarze. Pierwsza grupa została zamknięta w szkole w Mokranach. Tam nastąpiła druga selekcja, podczas której wybrano niespełna 20 oficerów. Wyprowadzono ich ze szkoły i wkrótce dało słyszeć się strzały.
Jedna z mieszkanek Mokran, Antonina Rayska, wspominała: "(...) Oczywiście nikt z nas nie był na miejscu zbrodni. Wiemy tylko od naszych fornali, że było 18 oficerów, 17 pochowano w jednym grobie, a jeden oficer został zakopany o jakieś 100 metrów dalej. Nie wiem jednak dlaczego. Może próbował uciekać?". Tym jednym oficerem pochowanym osobno był por. mar. Jan May, dowódca monitora ORP "Warszawa".
Prócz niego zginęło jeszcze dwóch innych dowódców monitorów: kpt. mar. Edmund Jodkowski; dowódca ORP "Wilno"; kpt. mar. Jan Kierkus, dowódca ORP "Pińsk". Wśród zamordowanych znalazł się także oficer artylerii 3 dywizjonu bojowego, kpt. art. Bogusław Rutyński-Roth. W Mokranach zginęło jeszcze 14 innych oficerów i podoficerów, w tym dwóch żołnierzy 135 pp: kpt. sap. Tadeusz Jacyna i por. sap. Zygmunt Dąbrowski.
Jak wspominał bosmat Jan Kurek, pozostałych ponad 100 marynarzy zaprowadzono na stację kolejową skąd przewieziono ich do obozu jenieckiego w rejonie Żytomierza.
Grupa warszawska
Kierownictwo Marynarki Wojennej mieściło się w Warszawie. Jak można przeczytać w "Białe kontra Czerwone": "już w nocy z 4 na 5 września szef Kierownictwa Marynarki Wojennej, kontradm. Jerzy Świrski, nakazał ewakuację pracowników do Pińska. Sformowano dwie grupy: pierwsza miała się poruszać samochodami i nią dowodził kontradm. Świrski. Drugą załadowano na eszelony i wysłano do Pińska pod dowództwem kontradm. Xawerego Czernickiego.
Po przybyciu do Pińska 12 września 1939 roku okazało się, że sytuacja na froncie jest tragiczna. Świrski zdecydował ruszyć na południowy wschód w ślad za wycofującym się Naczelnym Wodzem, marszałkiem Śmigłym-Rydzem. Czernicki z kolei miał odejść ze swoją grupą na południe. Plan ten zniweczyło niemieckie lotnictwo, które zniszczyło szlaki kolejowe. Admirał zdecydował się szukać ratunku na Litwie bądź Łotwie.
Po dotarciu w okolice Równego okazało się, że tory są tak zniszczone, iż dalsza droga nie jest możliwa. Porzucono składy i ruszono piechotą w stronę Łunińca. Po drodze, w mieście Deraźne, dotarła do nich wiadomość, że rząd, Naczelny Wódz i Świrski ewakuowali się do Rumunii, a do Polski wkroczyła Armia Czerwona.
Na te wieści Czernicki zezwolił wszystkim chętnym na ratowanie się na własną rękę. Sam wraz z grupą oficerów postanowił pozostać na miejscu i czekać. 22 września Czernicki wraz ze sztabem został zaproszony na rozmowy do Równego. Tam cała grupa 12 marynarzy została aresztowana. Pozostali oficerowie pozostali w Deraźnem. Tego samego dnia aresztowało ich miejscowe NKWD. Wszystkich przewieziono do Starobielska".
"Problemy lokalowe"
Dalsze losy polskich jeńców zależały wyłącznie od aktualnych potrzeb Związku Radzieckiego. Bolszewików nie obejmowały żadne umowy międzynarodowe, nie przystąpili do konwencji genewskiej i haskiej. Polacy najpierw trafili do 138 obozów przejściowych, a potem do ośmiu obozów rozdzielczych: w Starobielsku, Kozielsku, Putywlu, Drankach, Kozielszczyźnie, Juchnowie, Juży i Ostaszkowie. Znaczna ilość pojmanych sprawiała im problem, o którym meldowali komisarze spraw wewnętrznych:
"Masowy napływ jeńców wojennych od 25 września do 7 października br. doprowadził do znacznego przepełnienia obozów, których działalność została rozpoczęta 22 września br. (...)
Do 19 października br. skierowano do domów: z obozów 27 557 jeńców, z punktów przyjęć 13 472. Do pracy w przedsiębiorstwach z obozów skierowano 5267 jeńców. W ten sposób 20 października br. 40 759 jeńców przebywało w obozach, a 23 881 pracowało przy budowie drogi Nowogród Wołyński-Lwów. Łącznie w obozach i w punktach przyjęć tego dnia przebywało 85 074 jeńców (dotychczas 125 803). Z ogólnej liczby jeńców wojennych przekazaniu władzom niemieckim podlega 41 819.
Pociągi do przewiezienia tego kontyngentu jeńców zostały zamówione i będą podstawione zgodnie z decyzją od 22 października br. Proces ten powinien [być] zakończony nie później niż 3 listopada br. Pozostającą liczbę 43 tys. jeńców wojennych planuje się rozmieścić w następujący sposób:
1. Oficerowie − 8470 w obozach:
a) w Starobielsku − 4000 jeńców
b) w Kozielsku − 5000 jeńców
c) żandarmi, więźniowie polityczni i im podobni − 4700, w obozie w Ostaszkowie.
(...)
3. Obóz dla zatrudnionych przy budowie drogi Nowogród Wołyński-Lwów przygotowano dla 18 tys. jeńców.
4. Obóz dla zatrudnionych w rejonie krzyworoskiego basenu - 10 tys. ludzi.
(...)
Zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR
Czernyszow, komdiw
Szef Zarządu NKWD do Spraw Jeńców Wojennych
Soprunienko, major"
W Moskwie zaczęto się zastanawiać, co zrobić. Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych, Ławrientij Beria, nakazał zwolnienie 42 tysięcy szeregowych żołnierzy narodowości ukraińskiej i białoruskiej, a także przekazania Niemcom 43 tysięcy żołnierzy pochodzących z terenów okupowanych przez III Rzeszę. Równocześnie nakazał odizolowanie w osobnych obozach oficerów, policjantów, pracowników wywiadu, żandarmerii i więziennictwa. W obozach w Starobielsku i Kozielsku znalazło się w sumie 61 marynarzy: jeden kontradmirał, 14 komandorów, 21 kapitanów, 16 poruczników i dziewięciu podporuczników.
Radzieckie plany
Początkowo władze w Moskwie nie miały pomysłu, co zrobić z polskimi jeńcami. Beria nakazał przeprowadzenie śledztwa, którego wyniki miały zadecydować o losie żołnierzy. 5 marca 1940 roku przesłał Józefowi Stalinowi notatkę, w której pisał:
"(...) Jeńcy wojenni, oficerowie i policjanci, przebywający w obozach, próbują kontynuować działalność k[ontr] r[ewolucyjną], prowadzą agitację antyradziecką. Każdy z nich oczekuje oswobodzenia, by uzyskać możliwość aktywnego włączenia się w walkę przeciwko władzy radzieckiej.
Organy NKWD w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi wykryły szereg k[ontr]r[ewolucyjnych] organizacji powstańczych. We wszystkich tych organizacjach k[ontr]r[ewolucyjnych] aktywną rolę kierowniczą odgrywali byli oficerowie byłej armii polskiej, byli policjanci i żandarmi. (...)
Biorąc pod uwagę, że wszyscy oni są zatwardziałymi, nierokującymi poprawy wrogami władzy radzieckiej, NKWD ZSRR uważa za niezbędne:
I. Polecić NKWD ZSRR: (...)
- rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary − rozstrzelanie. (...)"
Rozkaz zaczęto wypełniać od 3 kwietnia 1940 roku.
Brutalna zbrodnia
Jeńcom mówiono, że będą przewożeni do innych obozów. Niczego się nie spodziewali, tym bardziej, że przed wyjazdem zaszczepiono ich przeciw chorobom zakaźnym. Jeden z polskich oficerów, wachmistrz J.B. wspominał:
"Bolszewicy, chcąc widocznie robić odpowiednie nastroje wśród jeńców, wystąpili kiedyś do kierownika zespołu muzycznego z propozycją, by odjeżdżające grupy żegnać muzyką. Istotnie robiło to dobre nastroje wśród jeńców. Transport, w którym ja odjechałem, odszedł wśród opisanych wyżej okoliczności dn. 18 kwietnia. Jechałem wraz z kolegami w transporcie liczącym ponad 300 policjantów. Całym transportem, sądząc dziś, dojechaliśmy do Bołogoje, skąd odczepiono nasz wagon, przyczepiono do innego pociągu i odjechaliśmy jakąś boczną linią w kierunku na Rżew".
20 marca 1991 roku były szef Zarządu NKWD obwodu kalinińskiego Dimitrij Tokariew zeznał:
"Pierwszy raz przywieziono [z Ostaszkowa] 300 ludzi. Okazało się, że za dużo. Noc była krótka i trzeba było kończyć już o świcie. Następnie zaczęto przywozić po 250. (...) Przyszliśmy tam. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi skórzany brązowy fartuch, skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie - zobaczyłem kata".
Wśród 21 768 ofiar sowieckich katów znalazły się nazwiska 58 oficerów Marynarki Wojennej, w tym 24 służących we wrześniu 1939 roku we Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej w Pińsku. Pozostali służyli w Kierownictwie Marynarki Wojennej w Warszawie, bądź w Dowództwie Floty w Gdyni.
Przeżyło jedynie trzech oficerów przetrzymywanych w obozie w Kozielsku: kmdr Wacław Żejma, kmdr por. Stanisław Dzienisiewicz i por. mar. Julian Ginsbert. Z nieznanych powodów trafili oni do obozu Pawliszczew Bór, a następnie do obozu w Griazowcu. Po umowie Sikorski-Majski cała trójka znalazła się w Wielkiej Brytanii.
Wśród zamordowanych znaleźli się również trzej marynarze walczący podczas wojny z bolszewikami w latach 1919-20 - kontradm. Xawery Czernicki, który służył we Flotylli Wiślanej i kapitanowie, Karol Taube i Henryk Sułkowski, którzy w kwietniu 1919 roku znaleźli się w pierwszym składzie Flotylli Pińskiej. Dwadzieścia lat później zginęli z bolszewickiej ręki, zdradzieckim strzałem w potylicę.
Źródła:
M. Borowiak, "Zapomniana flota. Mokrany", Finna 2006
T. A. Kisielewski, "Katyń. Zbrodnia i kłamstwo", Poznań 2009
"Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów", Warszawa 1989
S. Zagórski, "Białe kontra Czerwone. Polscy marynarze w wojnie z bolszewikami", Kraków 2018
D. Nawrot, "Zbrodnia katyńska w dziejach Polskiej Marynarki Wojennej", Zeszyty naukowe AMW, 2010