Śmierć w Marsylii
Zamach na króla Jugosławii i ministra spraw zagranicznych Francji otworzył Bałkany na wpływy III Rzeszy.
Strzały do króla
Wizyta króla Aleksandra we Francji miała być zwieńczeniem budowy Paktu Wschodniego przez Barthou, a przy okazji odświeżyć przyjaźń francusko-jugosłowiańską. 9 października 1934 roku do portu w Marsylii, w asyście jednostek francuskiej marynarki wojennej, wpłynął jugosłowiański krążownik "Dubrownik" z królem Aleksandrem na pokładzie. Na brzegu witała monarchę francuska delegacja z ministrem Barthou na czele. Po krótkiej ceremonii obaj wsiedli do auta, które miało przejechać ulicami Marsylii, a potem zawieźć gościa do prefektury.
Gdy samochód z królem Aleksandrem i ministrem Barthou zbliżał się do marsylskiego placu Giełdy, z tłumu wybiegł mężczyzna i wskoczył na lewy stopień pojazdu. Po oddaniu strzałów do kierowcy wycelował broń w kierunku monarchy. Trafił go z bliskiej odległości, po czym zaczął strzelać do francuskiego ministra. Wszystko działo się bardzo szybko. Pierwszym, który zareagował, był pułkownik Piollet podążający konno w honorowej asyście tuż za autem. Zadał zamachowcowi kilka ciosów szablą, po których ten osunął się na ziemię. Wtedy dopadł do niego tłum.
Oszołomiony napastnik podniósł się jednak i zaczął strzelać na oślep do atakujących go ludzi. Próbę ucieczki zamachowca udaremnili policjanci. Jego ciało zostało niemal zmasakrowane przez rozwścieczony tłum.
Zabójstwo na zlecenie
Zamieszanie towarzyszące zamachowi sprawiło, że sam musiał szukać pomocy lekarskiej. Dowieziony ostatecznie do jednego z pobliskich szpitali, zmarł wskutek wykrwawienia. Oprócz króla i ministra rany odniosło ponad dziesięć osób. Zamach w Marsylii został zarejestrowany na taśmie filmowej.
Śledztwo podjęte natychmiast przez francuską policję toczyło się początkowo dość opornie. Przy zmasakrowanych zwłokach zamachowca znaleziono dokumenty na nazwi sko niejakiego Piotra Kelemena, czechosłowackiego kupca zamieszkałego w Zagrzebiu.
Zainteresowanie śledczych wzbudziła znaczna ilość znalezionej przy nim gotówki oraz nowoczesna broń (rewolwery Mauser 7,65 milimetra i Walter 7,65 milimetra). Amunicja do niej nie miała żadnych oznaczeń, co wskazywało, że została wyprodukowana specjalnie na potrzeby zamachu. Wyglądało więc na to, że zamachowiec działał wyraźnie na czyjeś zlecenie. Po niedługim czasie ujęto trzech jego współpracowników, którzy, jak wykazało śledztwo, okazali się ustaszami. Przy pomocy jugosłowiańskich i bułgarskich oficerów policji udało się ostatecznie ustalić personalia głównego wykonawcy wyroku na królu i ministrze. Okazał się nim członek VMRO Vlado Georgiev, poszukiwany listem gończym przez bułgarską policję za liczne działania terrorystyczne. Schronienie znalazł w jednym z ustaszowskich obozów trenin gowych, skąd został zwerbowany do wykonania zamachu.
Sprawa zamachu w Marsylii powoli cichła. We Francji (Pierre Laval) i w Jugosławii (regent Paweł II) do głosu doszły siły optujące za współpracą z III Rzeszą. Nikt zatem nie próbował nawet drążyć kwestii zamachu, którego tajemnica rozwiązana została dopiero w 1957 roku. Wtedy to Urząd Prasowy przy Radzie Ministrów Niemieckiej Republiki Demokratycznej ujawnił na podstawie hitlerowskich archiwaliów prawdziwe tło wydarzeń z października 1934 roku. To, co do tamtej pory pozostawało w sferze przypuszczeń, okazało się prawdą.
Głównym inicjatorem zamachu na króla Aleksandra oraz ministra Barthou okazał się późniejszy dowódca niemieckiego Luftwaffe Hermann Göring, który opracował ten plan wespół z przyszłym szefem hitlerowskiej dyplomacji Joachimem von Ribbentropem oraz jednym z najbardziej wpływowych nazistów Alfredem Rosenbergiem.
Operacja, której nadano kryptonim "Miecz teutoński", wymierzona była głównie w szefa francuskiej dyplomacji. Polityka ministra Barthou zaczęła w pewnym momencie poważnie zagrażać ekspansyjnym planom Niemiec.
Niemieccy agenci
Tymczasem Göring postanowił zrealizować przy pomocy chorwackich nacjonalistów cele polityczne Niemiec. Usunięcie Louisa Barthou z europejskiej sceny politycznej miało nastąpić w taki sposób, aby nikt nie pomyślał, że inspiracja przyszła z strony III Rzeszy. Plan się udał. Wykorzystanie wewnętrznego jugosłowiańskiego konfliktu okazało się znakomitym pomysłem.
Trafnie wybrano również moment zamachu. W tym czasie bowiem groźby wobec króla Aleksandra oraz ministra Barthou były na porządku dziennym. Atakowi sprzyjała także słaba organizacja francuskiej policji. Istnieją podejrzenia, jakoby silne wpływy we francuskich organach bezpieczeństwa mieli wówczas agenci niemieccy. Efekty zamachu w Marsylii zaobserwować można było dość szybko. Idea Paktu Wschodniego umarła śmiercią naturalną, pozycja zaś Francji na Bałkanach i w Europie Środkowej sukcesywnie słabła na rzecz III Rzeszy.
Jugosławia, niemogąca już liczyć na Paryż, a wciąż obawiająca się ekspansyjnych zapędów Benito Mussoliniego, oddała się pod skrzydła niemieckie, co ostatecznie przypieczętowało dominację Berlina w tej części Europy.
Łukasz Reszczyński
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.