Szczur, który miał wygrać wojnę. Wielki jak dom i potężny

Po roku wojny w Związku Radzieckim Hitler dobrze wiedział, że aby pokonać Armię Czerwoną i Stalina, potrzebuje czołgów. Wydawało mu się jednak, że jak największych, nawet jeśli trudno byłoby je wyprodukować i przetransportować. Do projektów już dużych czołgów Tygrys i Tygrys Królewski niemieccy konstruktorzy dodali jeszcze Panzerkampfwagen VIII nazwany przewrotnie Mysz, olbrzyma o wadze 188 ton. Aż trudno uwierzyć, że to nie był koniec. Od 1942 roku w planach był jeszcze większy, monstrualny czołg nazywany Szczurem.

To był wielki sukces propagandowy Niemców. Nie dawali swym czołgom jedynie numerków dodawanych do Panzerkampfwagen, czyli "pancerny wóz bojowy", nie ograniczali się do takich skrótów jak Rosjanie. Dla swych czołgów tworzyli nazwy. Nie oni jedni - Amerykanie czy Brytyjczycy również to robili, ale ich nazwy związane były z nazwiskami ludzi, którym w ten sposób oddawano cześć (Churchill, Sherman, Grant, Lee). Niemcy poszli inną, jak się okazało, znakomitą drogą. Począwszy od Panzerkampfwagen V i Panzerkampfwagen VI niemieckie czołgi otrzymywały nazwy zwierząt.

Nie byle jakich zwierząt. Niemcy dobierali takie nazwy, które kojarzyły się z czymś  wielkim, potężnym, drapieżnym. Panzerkampfwagen V został zatem Panterą, a Panzerkampfwagen VI - Tygrysem, którego rozwinięcie Panzerkampfwagen VIB określono jako Königstiger. Bezpośrednie, błędne tłumaczenie Tygrys Królewski zostało w języku polskim, podczas gdy tak naprawdę Königstiger w języku niemieckim to żyjący w Indiach tygrys bengalski.

Reklama

Pancerny zwierzyniec Trzeciej Rzeszy powiększał się. Z grona dział pancernych i niszczycieli czołgów dołączyły Elephant (jak nazwano wcześniejsze działo Ferdinand) czyli słoń, a także Nashorn, czyli nosorożec. Mało kto wie, że istniał także projekt ciężkiego czołgu Panzerkampfwagen VII Löwe, czyli Lew i że już w czasie II wojny światowej powstał niemiecki Leopard. Wtedy był to VK 16.02 Leopard - niemiecki czołg rozpoznawczy, który zakończył życie w fazie prototypu.

Kiedy w marcu 1942 roku firma Porsche zaczęła projektowanie - właśnie na bazie skasowanego czołgu ciężkiego Lew - nowego superciężkiego czołgu Panzerkampfwagen VIII, szykowano mu nazwę Mamut, którą jednak zmieniono na... Mysz. Żart? Zakonspirowanie projektu? A może Niemcom po prostu kończyły się zwierzęta dość imponujące, by użyć ich nazwy. Nowy czołg miał być Myszką, został Myszą. Największą Myszą w dziejach, o wadze 188 ton.

Ta Mysz nigdy nie weszła do walki i do użytku. Powstały dwa prototypy, nad którymi prace Niemcy musieli przerwać wobec rozwoju sytuacji na frontach w drugiej połowie 1944 roku. Gdy Rosjanie znaleźli je w Kummersdorfie, nie mogli uwierzyć, że coś równie ogromnego miało powstać. Czołg, który ważył tyle, co trzy Tygrysy i cztery T-34. Nie sposób było znaleźć wagonów kolejowych do transportu takiego kolosa ani mostów, które mógłby pokonać.

Tym trudniej uwierzyć, że Mysz nie była największym czołgiem, jaki planowali Niemcy. Chodził im po głowie potwór większy od Myszy sześciokrotnie. Bestia o wadze 1000 ton! Nazwali go również przewrotnie - Ratte, czyli Szczur.

Domy padają, wjeżdża czołg wielki jak kamienica

Żołnierze ostrzeliwują się na ulicach miasteczka. Kule lecą z okien, z wszelkich zakamarków. Nikt nie jest w stanie zdobyć przewagi w tej walce. I nagle słychać potężny ryk, który wstrząsa całą okolicą. Domy walą się, jakby ktoś je zbudował z kart. Rozsypują się całe kamienice. Jakieś monstrum przebija się przez budynki. Żołnierze zadzierają głowy, wyżej, wyżej, jeszcze wyżej. Na wysokości trzeciego, może czwartego piętra kończy się dopiero czołg, który wyłania się zza burzonych domów. Olbrzym, lądowy krążownik. Zupełnie jakby okręt opuścił morze i wjechał na ląd.

W zasadzie taki był pomysł. Niemiecki czołg P. 1000 Ratte zwany był właśnie Landkreuzer, czyli lądowy krążownik, a na potężnym cielsku znajdowała się rzeczywiście okrętowa wieża. Była to jedna z nadwyżkowych wież pozostałych po planowanym remoncie pancerników klasy Scharnhorst, należących do niemieckiej floty. Kadłub czołgu miał mierzyć 35 metrów. Dziewięciometrowy Tygrys wyglądał przy Szczurze jak karzełek.

Kiedy w czerwcu 1942 roku Edward Grote, dyrektor metalowego koncernu Kruppa, przedstawił projekt tego monstrum Adolfowi Hitlerowi, ten był ponoć zachwycony i cieszył się jak dziecko. Szczur przewyższał wszystko, co ktokolwiek do tej pory zamyślał w kwestii wojny lądowej. Wprawne oko dostrzeże w tym niezwykłym pomyśle pokłosie napotkania przez Niemców zaraz po agresji na ZSRR latem 1941 roku wielu radzieckich czołgów ciężkich takich jak T-35. Były to też wielowieżowe potwory o masie 50 ton i załodze złożonej nie z trzech czy czterech czołgistów, ale nawet jedenastu.

Jakaś inspiracja to była, ale P. 1000 Ratte Ratte był kilkukrotnie większy od stalowych potworów Stalina. Był naprawdę olbrzymi i stanowił przykład na to, że nie każdy pomysł, do którego zapalił się Adolf Hitler, musiał być zrealizowany. Nie jest jasne, czy Szczur wszedł chociażby w fazę projektową. Możliwe, że powstały tylko wstępne rysunki, o których bohater pancernego Blitzkriegu niemieckich wojsk Heinz Guderian powiadał, że fantazje Hitlera niekiedy przechodzą wszelkie granice. W każdym razie koncept skasowano, ponoć decyzją Alberta Speera, który nie widział żadnego sensownego zastosowania takiego pojazdu i żadnego powodu, by obciążać nim projektantów, nie mówiąc o producentach.

Szczur miał zrobić ogromne wrażenie

Pojazd tej wielkości, który trudno nawet nazywać jeszcze czołgiem, robiłby wielkie wrażenie na żołnierzach nieprzyjaciela. Pewnie takie, jakie pierwsze czołgi Ententy w 1916 roku zrobiły na niemieckich wojskach podczas I wojny światowej. Zapewne jednak do czasu i na krótko. Taki olbrzym był świetnym celem i w czasie decydującej roli lotnictwa na polu walki, pewnie zostałby łatwo zniszczony z powietrza. Nie pomogłyby nawet działka przeciwlotnicze, których zamierzano zamontować na nim aż 48! Obok oczywiście dwóch potężnych dział 280 mm, czyli okrętowych. Takimi działami "Schleswig-Holstein" ostrzeliwał polskie wybrzeże we wrześniu 1939 roku.

Taki jeżdżący pancerny dom czy też bunkier obsługiwać miało 20 ludzi. Już samo ich przeszkolenie wymagałoby czasu i sporo pracy. Na żadnym więc poziomie Szczur nie miał większego sensu i pozostał jako jedna z najbardziej niezwykłych koncepcji w dziejach wojen i dowód na to, że Hitlerowi łatwo było zaimponować, byleby projekt okazał się imponujący.

Szczur ożył tylko w grach komputerowych, które chętnie korzystały z takiego pomysłu. I zaowocował jeszcze projektem superciężkiego działa samobieżnego zwanego roboczo Landkreuzer P 1500 Monster. Także nigdy niezrealizowanego.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: czołgi | II wojna światowa | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy