Thomas Lipton: Jak sprytny handlarz został rycerzem
Brytyjska królowa Wiktoria stawia filiżankę z herbatą na podstawce. Delikatna porcelana wydaje lekki dźwięk. Monarchini z lubością wypija łyk łagodnego napoju i sięga po tradycyjne maślane ciastko. Robi to codziennie o piątej po południu. Człowiekowi, dzięki któremu dana jest jej ta przyjemność, zamierza wkrótce nadać szlachecki tytuł...
Na płynącym ze szkockiego Glasgow do Nowego Jorku statku w 1862 roku płynie też 14-letni chłopiec Thomas Lipton (1848-1931). Oprócz ośmiu dolarów w kieszeni i odwagi, by poznawać świat za wielką wodą, nie ma nic. Po przybyciu na miejsce zaczyna szukać pracy. Przez jakiś czas klepie biedę.
W końcu zatrudnia go właściciel plantacji tytoniu w Wirginii. Później pracuje także na plantacji ryżu w Karolinie Południowej. Pragnienie wędrówki pcha go jednak dalej. Włóczy się po USA, by wrócić w końcu do Nowego Jorku. Tam dostaje pracę w sklepie spożywczym, co bardzo mu się podoba.
- Ludzie muszą jeść, a sklep, który przyciąga ludzi, by kupowali w nim towary, nigdy nie będzie pusty - mówi bacznie obserwując strategię reklamową, jaką posługują się amerykańscy handlarze. Wiosną 1869 roku, w czasie gdy za ocean wyrusza wielu Europejczyków, decyduje się na coś zaskakującego: wraca do Szkocji.
Spanie pod ladą
W Glasgow przejmuje mały sklepik swoich rodziców, wiążąc z nim wielkie plany. Ojciec wprawdzie ma wątpliwości, czy syn sobie poradzi, ale Tom udowadnia, że zna się na handlu. Po dwóch latach, dokładnie w dniu swoich 21. urodzin, otwiera w Glasgow, przy ulicy Stobcross pod numerem 101, własny sklep, który w centrum przemysłowego miasta świeci jasno niczym latarnia morska w nocy.
Młody przedsiębiorca inspiruje się amerykańską reklamą, a towar układa na wystawie nie tak, by było jak najłatwiej po niego sięgać, ale tak, by zainteresować nim przechodniów. Sklepik rzeczywiście działa na ludzi jak magnes i klientów ciągle przybywa.
U swojej matki Tom podpatruje też inne marketingowe triki: pani Lipton nie kupuje produktów od pośredników na targu, ale bezpośrednio od miejscowych farmerów. Tom robi to samo. Ponadto żyje dla swego sklepu, spędza w nim nawet 18 godzin na dobę, a wiele razy śpi na prowizorycznym posłaniu pod sklepową ladą.
Prezent dla Szkotów
Jego starania nie idą na marne. Wiedzie mu się tak dobrze, że w 1876 roku może przenieść swój sklep do większego lokalu w innej części miasta. Jakiś czas później otwiera w Glasgow kolejne trzy sklepy. W 1881 roku Lipton organizuje kampanię reklamową, w której kusi klientów na największy ser na świecie. 800 krów trzeba doić przez sześć dni, by uzyskać na jego sporządzenie wystarczającą ilość mleka.
Kiedy olbrzymi, ważący trzy tony serowy krążek rzeczywiście dociera przed Bożym Narodzeniem do Glasgow (drugi podobny wyprodukowany zostaje dla Edynburga), czekają już na niego setki ludzi. Cały ser zostaje sprzedany w ciągu zaledwie dwóch godzin. Rok później Lipton otwiera kolejne trzy sklepy w Szkocji i jeden w Anglii. Zatrudnia też utalentowanego karykaturzystę Williego Lockharta, który co tydzień rysuje dla niego nowe plakaty reklamowe.
Doceniony przez królową
Lipton zauważa też, że wśród Brytyjczyków coraz większą popularnością cieszy się herbata. Przeciętna rodzina robotnicza jednak nie może pozwolić sobie na ów bardzo drogi napój, dlatego sprytny handlarz szuka sposobu na obniżenie jego ceny.
W końcu kupuje plantację herbaty na wyspie Cejlon (w pobliżu południowych wybrzeży Indii) i wypuszcza na rynek slogan reklamowy: "Prosto z ogrodu herbacianego do imbryka".
Dzięki temu, że sprzedaje herbatę bez pośredników, może pozwolić sobie na to, by znacząco obniżyć jej cenę.
Lipton bogaci się - w roku 1890 na Wyspach Brytyjskich ma już sieć 300 sklepów spożywczych. "Jego" cejlońską herbatę upodoba sobie także sama brytyjska królowa Wiktoria (1819-1901). W dowód uznania pasuje Thomasa Liptona w 1898 roku na rycerza...