Uczciwy jak Żyd? Przestępczość w międzywojennej Polsce

Według wielu osób słowo "Żyd" stanowi synonim złodziejstwa, obłudy, cwaniactwa. Czy to prawda? Wedle statystyk Policji Państwowej II Rzeczpospolitej, niekoniecznie.

Funkcjonariusze Policji Państwowej w pancerzach. W przypadku przestępstw popełnianych przez Żydów nie były one potrzebne
Funkcjonariusze Policji Państwowej w pancerzach. W przypadku przestępstw popełnianych przez Żydów nie były one potrzebneWikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobówINTERIA.PL/materiały prasowe

Od wieków odżegnuje się Żydów od czci i wiary. Oskarża o machlojki, malwersacje i kradzieże. Krótko mówiąc Żyd od zawsze był winien każdemu złu. Nawet jeśli sklep splajtował z powodu indolencji jego właściciela, to i tak winnych szukało się wśród Żydów. Bo kradli i oszukiwali. Czy tak było w rzeczywistości?

Przyjrzyjmy się bliżej skali przestępczości wśród międzywojennych Żydów we wschodniej Polsce, gdzie stanowili oni znaczny procent społeczeństwa. II Rzeczpospolita była krajem rozwijającym się, biednym, zrujnowanym latami wojen, powoli stającym na nogi. Krajem kontrastów, gdzie obok bogatych hoteli, stały ruiny slamsów. Gdzie obok bogatego Śląska, wyrastała biedna Galicja, a dalej jeszcze biedniejsze Polesie, gdzie "lebiody z odrobiną mąki, z otrębami zagnietli, podpłomyki piekli (...)." To właśnie na styku tej biedy i bogactwa rodziła się przestępczość pokonująca uprzedzenia.

W międzywojniu Polacy i Żydzi nie nawiązywali między sobą bliższych kontaktów. Wynikało to głównie z polskiego antysemityzmu, przed którym Żydzi chronili się w swoich diasporach. Ale oczywiście nie tylko. Brak kontaktów wynikał również z różnic kulturowych i społecznych. Polscy Żydzi przeważnie byli bardzo biedni. Nieliczny procent mógł pochwalić się stałym źródłem dochodu, a jeszcze mniejszy posiadaniem własności.

Polacy i Żydzi stykali się głównie na niwie handlowej, w relacji klient - sprzedawca. Polacy rzadko pojawiali się w żydowskich kwartałach, a Żydzi w chrześcijańskich. Prócz targowiska miejscem spotkań obu społeczności były szkoły, karczmy i armia. Jednak brak jednolitej polityki wobec mniejszości i żywa niechęć do nich powodował, że przepaść jeszcze bardziej się pogłębiała.

Do wzrostu przestępczości przyczyniło się ogromne bezrobocie, które targało Polską w międzywojniu
Do wzrostu przestępczości przyczyniło się ogromne bezrobocie, które targało Polską w międzywojniuEast News

Sytuacja mniejszości

W przedwojennej Polsce powstały zaledwie trzy dokumenty traktujące o mniejszościach narodowych na wschodnich połaciach państwa. Najobszerniejszy z nich, "Sprawa narodowościowa na Kresach wschodnich" Konstantego Srokowskiego, trafił do kosza. Inny, autorstwa wojewody poleskiego Stanisława Downarowicza, pt. "Zarys programu zadań i prac państwowych na Polesiu", określał działania, jakie należało podjąć, aby spolonizować nieuświadomionych narodowościowo chłopów. I ten program nie został zrealizowany - storpedowali go sami urzędnicy.

Marginalizowanie przedstawicieli mniejszości białoruskiej i żydowskiej, poprzez niedopuszczanie ich do stanowisk w szkołach, urzędach i w wojsku, mogło budzić niezadowolenie i wzbudzać niechęć wobec przedstawicieli władz i samego państwa. Zwłaszcza po 1935 roku, kiedy sanacja umarła wraz z Marszałkiem. Osieroceni liderzy musieli znaleźć wspólny mianownik, który określiłby dalszy kierunek rozwoju i pozwoliłby na zbudowanie zaufania społeczeństwa. Takim mianownikiem okazał się antysemityzm.

W 1937 roku ograniczono młodzieży żydowskiej dostęp do studiowania. Zaowocowało to spadkiem liczby studentów żydowskich - z ok. 25 proc. wszystkich studentów w roku akademickim 1921/1922, do jedynie 8 proc. w roku akademickim 1938/1939. Równocześnie wprowadzono, rozporządzeniem ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wojciecha Świętosławskiego, tzw. getto ławkowe, które było formą segregacji narodowościowej. Wraz z nim wiele uniwersytetów wprowadziło ograniczenia procentowe liczby studentów pochodzenia żydowskiego, do 10 proc., które znane było jako numerus clausus, lub wręcz całkowity zakaz studiowania, czyli numerus nullus.

Podobne obostrzenia miały miejsce w Wojsku Polskim. Żydzi stanowili w Polsce około 10 proc. społeczeństwa. Przy ówczesnych zasadach powszechnego poboru do wojska można by się spodziewać, że ta proporcja zostanie zachowana również w jednostkach liniowych. Jednak w 1922 roku odsetek ten wynosił zaledwie 4,65 proc., a w 1938 - 6,08 proc.

Jeszcze gorzej przedstawiał się odsetek Żydów wśród oficerów. W 1927 roku zaledwie 0,56 proc. oficerów służby stałej było wyznania mojżeszowego. Później ta liczba jeszcze zmalała. Tendencja była taka, że aby zrobić karierę oficerską w Wojsku Polskim, należało zmienić nazwisko i wyznanie, a i to nie gwarantowało, że przed adeptem otworzą się drzwi akademii wojskowej. Wynikało to też nie tylko z niechęci Polaków do Żydów w wojsku, ale także Żydów do służby w armii nieprzychylnego im państwa. Stąd wysoki odsetek dezercji wśród Żydów, przekraczający w latach 1923-26 ponad 30 proc. w centralnej Polsce i aż 500 proc. na Kresach, w porównaniu do procentu dezercji wśród Polaków.

Żydzi wracający z synagogi w Myślenicach. Głównie wiara powstrzymywała ich od wejścia na drogę przestępstwa
Żydzi wracający z synagogi w Myślenicach. Głównie wiara powstrzymywała ich od wejścia na drogę przestępstwaEast News

Przestępczy styk

Takich obiekcji jakie miały władze uniwersytetów, czy sztabowcy w  wojsku nie mieli przestępcy. W wspólnym interesie było porozumienie, które dawałoby profity zarówno Polakom, jak i Żydom. Jednak wbrew możliwym przypuszczeniom, Żydzi przeważnie nie trudnili się pospolitymi przestępstwami.

Ogólny odsetek pospolitych przestępstw pośród mniejszości wyznania mojżeszowego był o około połowę mniejszy niż pośród innych narodowości, głównie Polaków. I tak w latach 1923 - 1928 ogólna stopa przestępczości wśród Żydów była niższa o 49,2 procenta w województwach centralnych i wschodnich oraz aż o 53,8 proc. w województwach południowych.

Prawdziwą plagą ówczesnej Polski były kradzieże kieszonkowe, tak zwane przestępstwa przeciwko dobrom osobistym jednostki, a także przeciwko dobrom majątkowym, czyli włamania do sklepów, mieszkań, a na wsi, kradzieże koni. Jednak w obu tych kategoriach wiedli prym Polacy. W pierwszym przypadków wśród ludności  żydowskiej przestępczość ta była niższa o 69 proc., a w drugim o 60 proc. w porównaniu do złodziei narodowości polskiej.

Żydzi zajmowali się głównie paserstwem i taka rola przypadała im w przestępczych bandach. Jak można przeczytać w "Przyczynku do stosunków polsko - żydowskich w środowisku przestępczym na przykładzie województwa lubelskiego 1918 - 1939": "Żydzi bywali również członkami licznie działających na Lubelszczyźnie band koniokradów. Proceder ten w ówczesnych czasach był bardzo powszechny. (...) W działających w województwie lubelskim bandach spotykamy zatem Żydów. Najczęściej w kilkuosobowej grupie był jeden bądź dwóch Żydów. Niezmiernie trudno określić jednoznacznie jaką rolę spełniali w grupie. Wydaje się, że najczęściej ich rola ograniczała się do ‘nadania’ napadu czy odgrywania roli powiązanego z bandą pasera, rzadziej występują jako szeregowi członkowie bandy. W jednym z listopadowych numerów endeckiego ‘Głosu Lubelskiego’ podano informacje o rozbiciu grasującej na Lubelszczyźnie szajki bandyckiej. ‘Głos Lubelski’ podawał, obok listy bandytów, że inicjatorem zorganizowania szajki był Szmul Rozensztok, który woził po jarmarkach, gdzie organizowano napady, kupców żydowskich."

Działo się tak z kilku powodów. Po pierwsze Żydzi zwracali na siebie uwagę. W wielu zeznaniach przewijało się: "(...) jeden z nich był do Żyda podobny", albo "Czort ich tam wi, poszwargotali jak Żydzi i chciał jeden z nich jakieś świadectwo". Żyd w chrześcijańskiej części miasta nie mógł poruszać się swobodnie. Był swego rodzaju atrakcją. Podobnie jak obcy w małym miasteczku, czy na wsi.

Po drugie Żydzi nie znali dobrze języka polskiego, co było podstawą w działalności przestępczej. Posługiwali się zatem mieszanką polskiego, jidisz i hebrajskiego, tworząc swego rodzaju slang przestępczy, z którego do dziś przetrwały liczne zapożyczenia. Zapożyczenia właśnie od żydowskich przestępców. I tak "melina" to miejsce przebywania szajki, "hawira" to dom, narzędzie służące do wyłamania drzwi to "szaber" itd.

Po trzecie od wejścia na drogę przestępstwa powstrzymywała ich wiara. Rabini bardzo dbali, aby członkowie gminy żyli zgodnie z przykazaniami. Ponad 85 proc. aresztowanych Żydów nie było związanych z gminą.

Stąd też w bandach Żydzi stanowili margines. Za to bardzo ważny margines: to oni zajmowali się sprzedażą fantów. I to za paserstwo, czyli przestępstwa przeciw państwu najczęściej byli sądzeni.

Żydzi, jako lepiej obeznani z rynkiem, zajmowali się w światku przestępczym głównie upłynnieniem trefnych towarów
Żydzi, jako lepiej obeznani z rynkiem, zajmowali się w światku przestępczym głównie upłynnieniem trefnych towarówEast News

Przestępstwa przeciw monopolowi

Tak zwane przestępstwa przeciw dobrom prawnym zbiorowości były domeną lepiej wykształconych i bardziej zorientowanych w realiach handlu, Żydów. W porównaniu z Polakami, Żydzi częściej popełniali przestępstwo niedozwolonej spekulacji: aż o 260 proc. w województwach centralnych i wschodnich i 43 proc. na południu Polski. Wynikało to z ich roli w bandach: Żydzi nie kradli, ich rolą była sprzedaż skradzionego przez Polaków trefnego towaru.

Jako lepiej wykształceni, niż polscy przestępcy, zajmowali się też fałszerstwem dokumentów, pieniędzy, papierów wartościowych itp. Tego typu przestępstwa popełniali o 56 proc. częściej, niż inni mieszkańcy Polski.

Żydzi popełniali natomiast mniej przestępstw przeciw porządkowi państwa (zamachy bombowe, podpalenia, zatopienia, uszkodzenia komunikacji itp.), w tym przodowali narodowcy związani z ONR, oraz Ukraińcy powiązani z OUN. Zaledwie 10 proc. skazanych za te przestępstwa stanowili Żydzi.

Przestępstwa polityczne

Jak wspomniano międzywojenna Polska była biedna, zacofana i niebezpieczna. Nie zmienią tego takie wyspy dobrobytu jak Warszawa, COP, czy Gdynia. Na ulicach międzywojennych miast znajdowano zmarłych z głodu, tabuny żebrzących bezdomnych, ogromne bezrobocie, to były czynniki, które wpływały na świadomość obywateli. Wykorzystywali to agitatorzy. Zarówno niemieccy, jak i radzieccy.

Przyjrzyjmy się najciekawszemu pod względem etnicznym regionowi przedwojennej Polski: Polesiu. Był to najbiedniejszy i najbardziej zacofany ze wszystkich regionów państwa. Wystarczy wspomnieć, że w 1921 roku na wsi analfabetami było 66,9 proc. mężczyzn i aż 88,5 proc. kobiet. Podczas spisu powszechnego przeprowadzonego 10 lat później okazało się, że na wsi niepiśmiennych jest 53,9 proc. mężczyzn i 71,4 proc. kobiet.

Według spisu powszechnego przeprowadzonego w 1931 roku województwo poleskie zamieszkiwało 124 951 (11 proc.) osób wyznania rzymskokatolickiego, 875 803 (77,4 proc.) - prawosławnego, 3065 - augsburskiego, 1780 - unickiego, 415 - reformowanego, 79 - unijnego ewangelickiego, 1939 osób podało wyznanie ewangelickie bez bliższego określenia, 9329 - inne chrześcijańskie, 113 988 (10,1 proc.) - mojżeszowe, 120 - inne niechrześcijańskie, 191 osób nie zostało określonych, 279 osób nie podało przynależności konfesyjnej.

Dlaczego nie piszę o pochodzeniu etnicznym? Ponieważ ówcześni mieszkańcy Polesia nie określali pochodzenia na podstawie narodowości, a wiary, jaką wyznawali. Ponad 62 proc. mieszkańców nie określało się jako Polacy czy Ukraińcy, a jako "tutejsi". Tak też określali język, w jakim się porozumiewali.

Na Polesiu Sowieci skupili się na działalności wśród Poleszuków, Żydów i Białorusinów. Tych ostatnich indoktrynowali członkowie zlikwidowanej w 1938 roku Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Niepiśmienni chłopi polescy wierzyli w historie o równości, powszechnym dobrobycie i szklanych domach równie mocno jak w kazania miejscowego popa. Bowiem komunizm w wykonaniu mieszkańców Polesia był dość specyficzny - zarówno bolszewicki, jak i klerykalny. Po 17 września 1939 roku często można było zobaczyć tu chłopów witających czerwonogwardzistów zarówno czerwonym sztandarem, portretem Stalina, jak i ikoną Matki Boskiej, czy Żydów z Torą w ręku...

Stąd może dziwić, że pośród przestępstw politycznych współczynnik natężenia wśród Żydów był mniejszy: stanowili oni około 20 proc. wszystkich skazanych za przestępstwa polityczne (przeważali Ukraińcy i członkowie organizacji nacjonalistycznych). Jednak wśród tych 20 proc., Żydzi znacznie częściej byli skazywani za zdradę stanu oraz za szpiegostwo: dla województw wschodnich aż o 841 proc. w pierwszym przypadku i 332 proc. w drugim. Dowodzi to jak skuteczna na wschodnich rubieżach Polski była radziecka propaganda.

Polacy i Ukraińcy częściej byli skazywani za zamachy, zabójstwa polityczne, czy próby obalenia porządku prawnego (głównie członkowie ONR).

Uczciwy jak Żyd

Na podstawie składu narodowościowego przedwojennej Polski można by się spodziewać, że Żydzi będą stanowić większy procent przestępców. Jak jednak podają, bardzo szczegółowo, przedwojenne roczniki statystyczne, można powiedzieć, że udział ludności żydowskiej w działalności przestępczej był znacznie niższy, niż innych obywateli Rzeczpospolitej. Nie oznacza to, że nie trudnili się działalnością przestępczą. Najsłynniejsi międzywojenni mafiosi byli pochodzenia żydowskiego.

Wszystko zaczęło się w styczniu 1911 roku w Wilnie, kiedy dwaj przyjaciele, Saszka Lichtsohn vel Lichtstein i Aron Wójcik, powołali do życia organizację, której celem miała być pomoc dla... miejscowych rzezimieszków. Miało to być stowarzyszenie dające opiekę i wsparcie dla złodziei w trudnych chwilach. Zwłaszcza po pojmaniu przez policję.

Można powiedzieć, że Saszka i Aron założyli prywatną instytucję ubezpieczeniową. Jednak już wkrótce z agencji ubezpieczeniowej Bruderferajn przeistoczyła się w największą organizację mafijną na ziemiach polskich.

Jednak i tak nie oni wiedli prym w największych oszustwach i aferach ówczesnej Polski. Żydowska mafia była za słaba. Ówcześni mafiosi mogli co najwyżej przekupić śledczego, albo prokuratora.

Największe przekręty robili przedstawiciele władz, wśród których Żydów nie było. Symbolem rozpasania ówczesnej władzy stała się budowa poczty w Gdyni, która kosztowała więcej niż wzniesienie gmachu Opery Paryskiej.

Jak mówi Monika Piątkowska, autorka "Życia przestępczego w przedwojennej Polsce", w wywiadzie dla natemat.pl: - Ustawiane przetargi, podstawieni koledzy, wywożenie materiałów, kompletny brak nadzoru politycznego ministra, który stał na czele urzędu. A do tego wszystkiego szalony reżyser, który zamiast nakręcić reklamówkę, o tym by nie przesyłać pieniędzy w kopercie (bo kradzieże pieniędzy z listów były plagą) wraz z ekipą odbył na koszt podatnika podróże do Wiednia i Paryża, by wreszcie "wymodzić" szmirowate romansidło. Takie historie znamy, sama opisywałam je jako dziennikarz w latach 90."

Czy więc to Żydzi winni są wszelkim aferom finansowym, złodziejstwu i rozpadowi państwa, jak twierdzi fama?

Źródła:

S. Bronsztajn; "O przestępczości wśród Żydów w Polsce", "Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce"; Warszawa lipiec-grudzień 1988, nr 3-4

"Przyczynek do stosunków polsko - żydowskich w środowisku przestępczym na przykładzie województwa lubelskiego 1918 - 1939"; w: Żydzi polscy: różne oblicza asymilacji, pod red. prof. K. Zieliński, Lublin 2009

M. Piątkowska; "Życie przestępcze w przedwojennej Polsce", wydawnictwo PWN, 2012

M. Wierzbicki; "Ludność białoruska i polska wobec Armii Czerwonej po 17 września 1939 r."; Białoruskie Zeszyty Historyczne nr 11

P. Szubarczyk; "Czerwona apokalipsa. Agresja Związku Sowieckiego na Polskę i jej konsekwencje"; Kraków 2014

S. Zagórski; "17 września 1939 roku - zdrada własnych obywateli"; WIĘCEJ

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Polska bez helikopterów? Interia.tv
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas