Wybory w Polsce. Władze nie pozostawiały wątpliwości, na kogo należy głosować

Na skutek zdradzieckiego porozumienia z III Rzeszą Sowieci zajęli ponad połowę terytorium Rzeczypospolitej. Jednym z pierwszych kroków mających pomóc w ugruntowaniu władzy i stworzeniu pozoru (ludowej) demokracji była organizacja wyborów. Miały się odbyć już 22 października 1939 roku.

Niezidentyfikowany lokal wyborczy podczas głosowana 22 października 1939 roku. Nad wejściem napisy: „Wszyscy na wybory”, „Żądajcie nacjonalizacji banków i większego przemysłu”
Niezidentyfikowany lokal wyborczy podczas głosowana 22 października 1939 roku. Nad wejściem napisy: „Wszyscy na wybory”, „Żądajcie nacjonalizacji banków i większego przemysłu”domena publiczna

W drodze powszechnego głosowania miał został wyłoniony skład zgromadzeń ludowych: ukraińskiego i białoruskiego. Dopiero te organa, wybrane w oficjalnie "tajnym, wolnym i demokratycznym" głosowaniu miały "formalnie" uregulować status zdobytych ziem, oraz zadecydować o charakterze przyszłej współpracy z Kremlem.

Pod dyktando Moskwy

Przeprowadzone 22 października 1939 roku pod opiekuńczymi skrzydłami Moskwy wybory okazały się rzecz jasna farsą, zupełnie sprzeczną z prawem międzynarodowym.

Głosowanie odbywało się pod czujnym okiem tysięcy miejscowych zauszników partii komunistycznej, zaufanych towarzyszy przysłanych ze Związku Sowieckiego oraz funkcjonariuszy bezpieki.

Już sam sposób doboru kandydatów do zgromadzeń ludowych przeczył zdrowemu rozsądkowi i wszelkim formom stosowanym w demokratycznych krajach.

Na jeden okręg administracyjny miał przypadać jeden delegat, wskazany przez komunistów. Nie licząc drobnych wyjątków, można więc było więc wybierać jednego delegata spośród jedynego kandydata!

Kandydatów selekcjonowano według z góry ustalonych kryteriów. Najlepiej żeby byli nisko sytuowanymi, niezbyt wykształconymi  "biedniakami" o prokomunistycznych sympatiach i w zdecydowany sposób deklarowali swoją niechęć do "byłego", "burżuazyjnego" państwa polskiego.

Większość przyszłych delegatów była pochodzenia rosyjskiego, białoruskiego, ukraińskiego i żydowskiego.

Zalety życia w sowieckiej "rodzinie narodów"

Tuż przed wyborami w teren ruszyły tysiące partyjnych agitatorów, którzy mieli objaśniać mieszkańcom zalety życia w "wielkiej rodzinie narodów sowieckich" i efekty planowanych przyszłych wielkich reform politycznych, społecznych i gospodarczych, mających zaprowadzić sprawiedliwy, bolszewicki ład.

Ponadto został uruchomiony imponujący, krzykliwy aparat propagandowy, nawołujący do masowego uczestnictwa w wyborach. Jedna z mieszkanek okupowanego Lwowa tak wspominała ówczesną kampanię:

"Przez całe dni przedtem po mieście jeździły wyładowane przeważnie żydowską młodzieżą ciężarówki, ozdobione czerwonymi flagami i transparentami, oblepione plakatami propagandowymi, i przez głośniki nadawały na całą moc propagandowe hasła i pieśni.

Młodzież śpiewała pieśni, lżące Polskę i Polaków, a sławiące Związek Radziecki i jego dobrodziejstwa, które właśnie spłynęły na Zachodnią Ukrainę , czyli na nas".

____________________________

Polacy na Kresach witają Armię Czerwonądomena publiczna


Obowiązkowe wiece wyborcze

Sowiecka władza organizowała również uroczyste wiece przedwyborcze. Jeden z ich uczestników pisał:

"Zebrania te urządzano bardzo często, prawie każdego dnia. Komisarze wygłaszali długie przemowy, w których wychwalali Związek Radziecki i ojca wszystkich narodów Józefa Stalina. Zebrania kończono długimi oklaskami, inaczej być nie mogło.

Na zebrania przychodziły osoby i młode i stare, zdrowe i chore, ciekawe i obojętne. Przychodzili ze strachu. Tych, co nie przychodzili, wkrótce podejrzewano o wrogość do władzy radzieckiej".

Uprzejme przypomnienie

Przedwyborcza agitacja opierała się na zasadzie kija i marchewki. W tym przypadku marchewką było obfitsze zaopatrzenie sklepów w różnorakie artykuły.

Natomiast w odniesieniu do "zapominalskich", zmierzając do osiągnięcia jak najwyższej frekwencji podczas bolszewickiego "święta demokracji", stosowano formy dość "taktownego", ale stanowczego nacisku:

"Jeśli chodzi o głosowanie (...) to nie było w całym tego słowa znaczeniu ani przemocy, ani przymusu. Był natomiast "przymus" skuteczny bardzo - uprzejma forma grzecznego zapraszania.

Już o świecie w dniu głosowania pukano do okna czy drzwi domu uprzejmie zapraszając do wzięcia udziału w wyborach. Natomiast w godzinach późniejszych, w których mało kto głosował, zjawiali się towarzysze lub towarzyszki z "grzecznym" przypomnieniem, że komisja wyborcza czeka i czas upływa".

Przejrzyste wybory

Karta do głosowania zawierała tylko jedno nazwisko. Aby je skreślić należało odwiedzić kabinę do głosowania. Głosujący przemieszczał się w jej kierunku po otrzymaniu karty pod bacznym okiem partyjnych aktywistów pilnujących, aby coś głupiego nie strzeliło mu do głowy. I aby nie zepsuł nastroju, na przykład wypisując obraźliwe komentarze o władzy radzieckiej na urzędowym druku.

Jeden z Polaków tak opisał konstrukcję owych kabin do głosowania:

"Naprzeciw trzech dużych okien, umieszczonych tuż obok siebie, urządzono kabiny odgrodzone przyniesionymi przez kobiety pokrowcami. Wejścia do kabin przykryto przejrzystymi zasłonami. Wchodź, proszę, i tajno wyrażaj swoje poglądy na kandydatów. Czyż nie przejrzyste wybory"?

Uczynni enkawudziści

Oczywiście zdarzały się sytuacje, że opornych do głosowania musieli doprowadzić do komisji wyborczej "uczynni" funkcjonariusze NKWD lub milicji. Jednak w tej zdawałoby się perfekcyjnej sieci stalinowskiej machiny przymusu zdarzały się też dziury.

Karolina Lanckorońska, będąca kobietą niezamężną, wspominała, jak w dniu wyborów do drzwi jej mieszkania we Lwowie zapukali sowieccy milicjanci:

"Mnie się udało dzięki fałszywej ortografii mego nazwiska nie znaleźć się na liście i nie głosować, ale był to przypadek. Tego dnia wieczorem o jedenastej (głosować można było do północy) wpadł do mnie patrol milicji z wielkim krzykiem, uzbrojony po zęby, z pretensjami do mnie, dlaczego mój mąż nie głosował.

Oświadczyłam, że za niego nie odpowiadam, bo wpływu na niego nigdy nie miałam. Irytacja gości na mego męża wzrastała. Dopiero gdy zrozumieli, że nie mogę doprowadzić nieistniejącego człowieka do głosowania, ryknęli śmiechem i poszli".

Ówczesna komunistyczna prasa nakłaniała do licznego głosowaniadomena publiczna


Rekordowa frekwencja

Tego dnia przebieg wyborów zakłóciły też pewne "akty kontrrewolucyjne", będące skutkiem bądź to patriotycznej postawy licznych Polaków, bądź niechęci ukraińskich nacjonalistów czy wreszcie "wrogiej pracy" Kościoła Katolickiego lub Cerkwi Prawosławnej.

o zakończeniu głosowania Sowieci z triumfem obwieścili, że frekwencja w wyborach była gigantyczna. Według oficjalnych danych na tzw. Zachodniej Ukrainie miała ona wynieść 92,83 proc. Na tzw. Zachodniej Białorusi miała być jeszcze większa - aż 96,7 proc.!

Zwycięstwo kandydatów forsowanych przez Moskwę, według bolszewickiej propagandy było oczywiście miażdżące - oddano na nich ponad 90 procent głosów.

Znikające białe kartki

Aby zorientować się, jak w rzeczywistości wyglądały kulisy liczenia oddanych głosów, wystarczy spojrzeć do wspomnień gen. Władysława Andersa, przebywającego w tym czasie w szpitalu we Lwowie. Odwiedził go tam znajomy Żyd z Wiśniowca, który opowiedział mu, jak wziął udział w wyborach:

"U nas w miasteczku kazali nam głosować na dwóch kandydatów komunistów, których nikt nie znał. Umówiłem się z całą moją rodziną i wieloma znajomymi, że wrzucimy białe kartki.

Może oni się wystraszyli, ale ja na pewno wrzuciłem kartkę białą. A tymczasem obydwaj kandydaci zostali wybrani jednogłośnie. W urnie nie znaleziono ani jednej białej kartki".

"Szczera i gorąca prośba"

Wybrane w ten haniebny i nielegalny sposób Zgromadzenia Ludowe Zachodniej Ukrainy i Białorusi zatwierdziły podstawowe zasady ustroju komunistycznego i powołując się na "wolę ludu" formalnie "poprosiły" Radę Najwyższą ZSRS o przyłączenie okupowanych ziem Polski do siostrzanych republik sowieckich.

Prezydium Rady Najwyższej Związku Sowieckiego nie mogło oczywiście odmówić tej "szczerej i gorącej prośbie" i 1 listopada 1939 roku tzw. Zachodnia Ukraina została włączona do Ukraińskiej SRS. Następnego dnia ten sam los stał się udziałem tzw. Zachodniej Białorusi, która weszła w skład Białoruskiej SRS.

____________________________

Dariusz Kaliński - specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Autor bestsellerowej "Czerwonej zarazy". W sierpniu 2018 roku na księgarskie półki trafił "Bilans krzywd". Współautor "Polskich triumfów" i "Polskich bogów wojny".

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas