Zbrodnia w Palmirach. Polacy do ostatnich chwil nie wiedzieli, że umrą

Więźniowie prowadzeni na miejsce egzekucji /domena publiczna
Reklama

Palmiry stały się jednym z symboli niemieckich zbrodni dokonanych w okupowanej Polsce. Naziści zamordowali tam w latach 1939-1941 blisko 1800 osób. Wśród ofiar znaleźli się między innymi były marszałek Sejmu Maciej Rataj, czy mistrz olimpijski w biegu na 10 000 metrów Janusz Kusociński.

Pierwszych masowych egzekucji na leśnej polanie nieopodal Palmir Niemcy dokonali już 7 i 8 grudnia 1939 roku. W kolejnych miesiącach jeszcze wielokrotnie docierały tam transporty śmierci, głównie z więzienia na Pawiaku.

Masowe mogiły kopało Hitlerjugend

Władysław Bartoszewski w monografii miejsca kaźni podkreślał, że to właśnie w Palmirach już w pierwszym roku wojny zamordowano "wielu najaktywniejszych przedstawicieli naszego życia politycznego, społecznego i naukowego".

W masowych mogiłach spoczęli zarówno "chłopcy liczący w dniu męczeńskiej śmierci zaledwie 16 i 17 lat, dziewczęta w wieku gimnazjalnym, sędziwe kobiety i 73-letni starcy".

Reklama

W początkowym okresie okupacji Niemcy nie przeprowadzali jeszcze na masową skalę publicznych egzekucji. Starali się ukrywać swoje zbrodnie. Właśnie tak było w Palmirach, gdzie przed każdym mordem zawczasu przygotowywano zbiorowe mogiły. Do ich kopania była wykorzystywana nawet młodzież z Hitlerjugend.

Okupantowi zależało na tym, aby ofiary do ostatniej chwili nie wiedziały co je czeka. Dzięki temu nieszczęśnicy nie stawiali oporu. Aby przekonać skazańców, że wcale nie udają się w ostatnią drogę, ale jadą do obozów koncentracyjnych, pozwalano im zabrać dokumenty, rzeczy osobiste oraz prowiant. Następnie pakowano ich na ciężarówki i konwój ruszał drogą w kierunku Modlina.

_____________________________________

Przeczytaj

również wstrząsającą relację Polaka, który przeżył własną egzekucję.

"Niemiec zbliżył się i oglądał, czy się nie ruszam".

***Zobacz także***

Egzekucje za pomocą broni maszynowej

Dopiero, gdy kolumna pojazdów zbliżała się do Palmir więźniowie zaczynali się orientować co ich czeka. Część z nich wyrzucała różne drobiazgi licząc, że ktoś dowie się o zbrodni.

Jak czytamy w książce Mariusza Nowika pt. Palmiry. Zabić wszystkich Polaków jeden z nieszczęśników wyrzucił zdjęcie córki, na odwrocie którego napisał "Witold Karnawalski rozstrzelany w Palmirach 17 lipiec 1941 r.".

Gdy samochody docierały wreszcie w pobliże polany, przeznaczonej na miejsce egzekucji, wysadzano z nich więźniów. Części krępowano ręce oraz zawiązywano oczy. Władysław Bartoszewski podkreśla jednocześnie, że:

"Nie zabierano jednak bagażu przywiezionego z więzienia, ani też dokumentów i drobiazgów, jeśli skazańcy mieli je przy sobie. Żydom pozostawiano opaski z gwiazdą Dawida, pracownikom sanitariatu opaski z czerwonym krzyżem na rękawach płaszczy czy ubrań".

Skazańców prowadzili Niemcy grupami na polanę i ustawiali nad samą krawędzią przygotowanego dołu, planowo, ciasno obok siebie aby zaoszczędzić pracy przy zbieraniu i chowaniu zwłok.

Pluton policji lub SS dokonywał egzekucji z broni maszynowej. Po salwie dobijano rannych strzałami z pistoletów. Inni, żyjący jeszcze, ale nie dający już wyraźnych znaków życia, byli grzebani żywcem.


***Zobacz także***

Próby zacierania śladów

Chcąc usprawnić technikę mordowania Niemcy czasami za plecami skazańców stojących nad dołem trzymali długie drągi lub drabiny. Gdy padła salwa "opuszczano podporę pozwalając ciałom spaść do grobu". Następne przyprowadzano kolejną grupę i cała upiorna procedura była powtarzana, ciała mordowanych tworzyły zaś kolejną warstwę.

Po rozstrzelaniu całego transportu oprawcy maskowali miejsce kaźni. Zbiorowe mogiły były starannie zakopywane, a następnie układano na nich igliwie, mech, a nawet sadzono sosenki. Okupant liczył, że dzięki temu nikt nie dowie się o egzekucjach.

Prawda szybko wyszła na jaw

Wieści o masowej zbrodni w Palmirach szybko jednak zaczęły docierać do Warszawy, a stamtąd do władz na emigracji. Ludność okolicznych wsi oraz pracownicy służby leśnej widzieli wjeżdżające do Puszczy Kampinoskiej transporty i słyszeli kanonadę. Mimo grożącego im niebezpieczeństwa starali się też obserwować miejsca straceń.

Jak pisze Mariusz Nowik w książce "Palmiry. Zabić wszystkich Polaków" gajowy Adam Herbański wpadł na skuteczny sposób oznaczania masowych grobów. Wykorzystał do tego pozostawione przez Niemców karabinowe łuski, które wbijał w pobliskie drzewa. To między innymi one pomogły po wojnie odkryć 24 zbiorowe mogiły, w których pochowano blisko 1800 osób.

_____________________________________

Przeczytaj również wstrząsającą relację Polaka, który przeżył własną egzekucję. "Niemiec zbliżył się i oglądał, czy się nie ruszam".

Rafał Kuzak - historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek "Przedwojenna Polska w liczbach" oraz "Wielka Księga Armii Krajowej". Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.

Wielka Historia
Dowiedz się więcej na temat: zbrodnie wojenne | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy