Drży kongresman przed e-mailem

Poczta elektroniczna, która miała ułatwić kontakt wybranych przedstawicieli narodu z ich wyborcami, okazuje się przekleństwem amerykańskich kongresmanów.

Poczta elektroniczna, która miała ułatwić kontakt wybranych przedstawicieli narodu z ich wyborcami,
okazuje się przekleństwem amerykańskich kongresmanów.

Członkowie Izby Reprezentantów i Senatu USA dostali w zeszłym roku 80 milionów e-maili. Z badań, których pełne wyniki mają zostać ogłoszone w poniedziałek, wynika, że np. senator, który w ciągu miesiąca otrzymał 55 tysięcy elektronicznych listów, nie ma szans ich przeczytać. Ostatecznie więc kongresmani po prostu ignorują swą pocztę elektroniczną.

W ciągu dwóch lat liczba e-maili do kongresmanów zwiększyła się ponad dwukrotnie. Ustalono, że w większości nie są to jednak elektroniczne listy od wyborców z okręgu danego kongresmana, lecz od najróżniejszych grup lobbingowych, "zasypujących" parlamentarzystów e-mailami dzień i noc.

Reklama

Kongresowa komórka, która sporządziła raport na ten temat, wzywa lobbystów do powściągliwości, a rząd federalny do zapewnienia kongresmanom dodatkowych środków na zatrudnienie personelu, który

pomógłby w selekcji poczty elektronicznej i odpowiadaniu na naprawdę ważne e-maile.

Opinię publiczną wezwano do zrezygnowania z nierealistycznych oczekiwań. "Obywatele muszą sobie zdać sprawę, że biura kongresowe nie są i nie mogą być w stanie odpowiadać elektronicznie każdemu

Amerykaninowi" - głosi konkluzja raportu, przygotowanego przez Congressional Management Foundation i uniwersytet im. Jerzego Waszyngtona, a zatytułowanego "Przeciążenie e-mailami w Kongresie; rozwiązywanie kryzysu komunikacyjnego".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy