FaceApp to rosyjska machina inwigilacyjna? Głos w tej sprawie zajął Minister Cyfryzacji
Co prawda podobne pytania i wątpliwości pojawiają się praktycznie przy każdej aplikacji, która zyskuje w krótkim czasie tak ogromną popularność, ale tym razem wydaje się, że wszyscy znaleźliśmy się wielkim niebezpieczeństwie.
Zacznijmy od tego, że FaceApp jest na rynku od jakichś dwóch lat, ale dopiero teraz stało się szalenie popularne, a wszystko za sprawą funkcji, dzięki której każdy może zobaczyć, jak będzie wyglądał jako sędziwy emeryt (wcześniej oprogramowanie pozwalało przetestować nowy styl czy kolor włosów). Okazała się ona strzałem w dziesiątkę, bo internet wręcz zalały zdjęcia użytkowników mediów społecznościowych, dzielących się z innymi swoją starszą o kilkadziesiąt lat wersją. Niestety większość z nich najprawdopodobniej nie zerknęła nawet w regulamin korzystania z aplikacji, a tam znaleźć można bardzo niepokojące informacje.
Po pierwsze, aby skorzystać z FaceApp musimy pozwolić mu na dostęp do naszych zdjęć - jeżeli skorzystamy w tym celu z aplikacji na smartfon, to uzyskuje ona dostęp do wszystkich zdjęć z tego urządzenia, nawet jeśli chcemy zmodyfikować tylko jedno (specjaliści z Tech Crunch twierdzą, że jest w stanie uzyskać dostęp do zdjęć na iPhone’ach nawet jeśli użytkownik ustawił uprawnienia na „nigdy”), a po logowaniu za pomocą Facebooka, udostępniamy oprogramowaniu wszystkie zdjęcia z naszego profilu.
To jeszcze nie wszystko, bo FaceApp przechowuje u siebie nie tylko nasze zdjęcia, ale i wszystkie informacje dostarczane przez urządzenie, z jakiego korzystamy, tj. przeglądane strony internetowe, aplikacje i inna aktywność, lokalizacja czy adres IP. I choć na każdym kroku słyszymy, że chodzi wyłącznie o poprawę jakości świadczenia usług i personalizację reklam, to wielu specjalistów do spraw cyberbezpieczeństwa ma tu poważne wątpliwości. Szczególnie że w polityce prywatności wprost znajduje się zapis, że aplikacja nie gwarantuje bezpieczeństwa tych informacji, część z nich może udostępniać partnerom handlowym, a w razie sprzedaży spółki przekaże wszystko nowym właścicielom.
Nie brzmi to zachęcająco, ale nie da się ukryć, że obecnie korzystamy z tak wielu aplikacji, którym przyznajemy tak wiele dostępów, że pewnie ta jedna nie robi większej różnicy, z tym że… jej twórcy są z Rosji, co zapaliło u niektórych wiele lampek ostrzegawczych. No bo przecież nie od dziś wiadomo, że putinowskie władze są w stanie wpływać na lokalne przedsiębiorstwa i pozyskiwać od nich dane nie do końca legalnymi kanałami, dlatego też Amerykanie postanowili działać.
Lider Partii Demokratycznej w senacie, Chuck Schumer, zwrócił się do FBI i Federalnej Komisji Handlowej z zapytaniem o skontrolowanie FaceApp. Argumentuje on swoje stanowisko możliwością przekazywania danych osobowych amerykańskich obywateli wrogiemu państwu. To wystarczyło, żeby machina ruszyła również w innych krajach, np. naszym, bo Minister Cyfryzacji Marek Zagórski też wszczął pilne kontrole w sprawie FaceApp.
Jedną prowadzi departament zarządzania danymi resortu cyfryzacji, który ma za zadanie sprawdzić, czy aplikacja rzeczywiście pobiera z naszych telefonów zdjęcia i dane, których nie powinna, a drugą CERT Polska, czyli zespół bezpieczeństwa informatycznego państwowej Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, który skontroluje z kolei, gdzie dokładnie rosyjska aplikacja przesyła nasze dane. Jakie będa ich wyniki? Przekonamy się pewnie za jakiś czas, ale skala podjętych działań sugeruje, że coś może być na rzeczy.
Źródło: GeekWeek.pl/techcrunch