Partia Piratów atakowana politycznie?
Rzecznika niemieckiej Partii Piratów odwiedziła policja. Miało to prawdopodobnie związek z tym, że opublikował on dokument wskazujący na to, że bawarski rząd może nielegalnie stosować oprogramowanie do podsłuchiwania rozmów Skype.
W styczniu niemiecka Partia Piratów (Piratenpartei Deutschland) opublikowała wewnętrzny dokument bawarskiego departamentu sprawiedliwości, otrzymany przez anonimową osobę. Pokazywał on, że policyjny "trojan" do podsłuchiwania internetowych rozmów może być używany bez prawnego upoważnienia.
W ubiegłym tygodniu dom rzecznika Partii Piratów Ralpha dog Erlacha został przeszukany. Policjanci zabezpieczyli też serwer partii i aresztowali innego jej członka, który gościł akurat w Bawarii. Partia zapewnia, że niebezpieczeństwo dla informacji zapamiętywanych na serwerze jest niewielkie, bowiem zostały one zakodowane silnym oprogramowaniem szyfrującym.
W Niemczech już od dawna trwa dyskusja o stosowaniu przez policję oprogramowania do internetowej inwigilacji. Niemiecka Partia Piratów krytykowała tego typu rozwiązania i opowiadała się za zwiększeniem parlamentarnej kontroli nad usługami świadczonymi przez Niemiecką Policję Federalną.
Teraz Piratenpartei Deutschland oraz jej odpowiedniki z innych krajów mówią, że nalot na mieszkanie rzecznika prasowego musi więc być rozpatrywany w kategoriach zastraszania i ma wymiar polityczny. Ich zdaniem przemawia za tym fakt, że oficerowie śledczy powinni wiedzieć, że rzecznik Partii nie znał tożsamości osoby, która przesłała do niego dokument.
Andreas Popp, prezes bawarskiej Partii Piratów, za pośrednictwem mediów zwrócił się do osoby, która była na tyle odważna, aby przekazać Partii Piratów wewnętrzny dokument bawarskiego departamentu sprawiedliwości. Zapewnił, że zostały podjęte wszelkie środki, by policji uniemożliwić identyfikację tej osoby.