Szpiegowanie - internetowa żyła złota
Im więcej mówimy o prywatności w sieci, tym bardziej jesteśmy w niej szpiegowani. Śledzenie użytkowników stało się prawdziwą żyłą złota dla wielu firm.
Po wizycie na każdej z tych stron (znalazła się wśród nich również witryna wsj.com), dokładnie przyjrzano się plikom i programom, jakie pozostawiły one na komputerze testowym. Okazało się, że 50 witryn umieściło 3180 plików. Około 30 proc. z nich były to niewinne pliki z zapisanymi hasłami użytkownika czy najbardziej popularnymi tekstami. Jednak aż 2224 pliki zostały zainstalowane przez 131 przedsiębiorstw, z których wiele żyje ze śledzenia użytkowników i sprzedawania baz danych na ich temat. Najwięcej, bo 234 pliki, zainstalowała witryna Dictionary.com. Wśród nich 223 pochodziło od firm śledzących użytkowników.
Szpiedzy robią, co chcą
Narzędzia do śledzenia użytkowników stały się tak zaawansowane, że wiele spośród największych amerykańskich serwisów nie miało pojęcia, że ich witryny pozostawiają na komputerach użytkowników pliki mocno naruszające prywatność.
Na przykład, po wizycie na witrynie MSN.com na testowym komputerze pojawił się plik z danymi dotyczącymi przewidywanego wieku użytkownika, kodu pocztowego, płci, szacowanych zarobków, stanu cywilnego oraz ewentualnego posiadania dzieci i domu. Twórcą pliku jest firma Targus Information Corp.
Zarówno Targus jak i Microsoft oświadczyli, że nie mają pojęcia, w jaki sposób plik z tak szczegółowymi danymi został wgrany przez MSN.com. Zapewnili też, że nie ma w nim niczego, co pozwalałoby jednoznacznie zidentyfikować właściciela komputera.
Na razie w USA panuje olbrzymia dowolność w umieszczaniu cookies na komputerze użytkownika. Sądy, które dotychczas wypowiadały się w tej sprawie, zezwalały na stosowanie najprostszych "ciasteczek". Nigdy nie zajmowały natomiast stanowiska odnośnie ich najbardziej zaawansowanych form. Dzięki nim właśnie możliwe jest tworzenie bardzo rozbudowanych profili użytkownika.
Przy pierwszej wizycie na danej witrynie na nasz komputer trafia cookie z unikatowym numerem identyfikacyjnym. Gdy później odwiedzimy inną witrynę, która korzysta z technologii tej samej firmy, otrzymuje ona kolejną porcję informacji. Po jakimś czasie, na podstawie całego zestawu odwiedzanych przez nas stron, możliwe jest orientacyjne określenie naszego wieku, płci czy posiadania dzieci.
Dziennikarze "The Wall Street Journal" przytaczają historię 17-letniej Cate Reid. System reklamowy Yahoo określił ją jako osobę płci żeńskiej, w wieku 13-18 lat, która martwi się, że ma nadwagę. W tym przypadku, wszystko się zgadza.
Dziewczyna mówi dziennikarzom, iż rzeczywiście martwi się swoją wagą, ale stara się o tym nie myśleć. Jednak gdy korzysta z internetu, natychmiast o tym problemie przypominają jej pojawiające się reklamy. Trafiają one do niej właśnie dzięki zebranym na jej temat informacjom.
Na takich danych można zarobić olbrzymie pieniądze. Dane o osobach odwiedzających serwisy aukcyjne eBay oraz Expedia są zbierane przez firmę BlueKai. Każdego dnia sprzedaje ona 50 milionów fragmentów informacji, po 1/10 centa za sztukę. Jak łatwo obliczyć, codzienne przychody BlueKai tylko z tych dwóch witryn to 50 000 dol.
Najczęściej witryny, na których znajduje się oprogramowanie zbierające dane, wiedzą o tym. Często dostają za to pieniądze. Jednak zdarza się, że użytkownicy są szpiegowani bez wiedzy właścicieli witryn. Dzieje się tak, gdy firmy zajmujące się zbieraniem danych umieszczają odpowiednie pliki w bezpłatnych programach czy w wyświetlanych reklamach.
Do informacji zebranych w sieci dodawane są dane statystyczne na temat np. przychodów w danym regionie kraju, wykształcenia mieszkańców, gospodarki regionu czy geografii. Tworzone w ten sposób profile dobrze potrafią opisać śledzonego użytkownika.
Wiedzą o nas wszystko
Służy to jednemu celowi - tworzeniu profili w czasie rzeczywistym, odgadywaniu zamiarów użytkownika, np. dotyczących wyjazdu na wakacje czy odgadnięciu zdolności kredytowej i wyświetleniu odpowiedniej reklamy.
Niektóre firmy z sektora finansowego dysponują już tak bogatymi bazami danych i tak zaawansowaną technologią, że - w zależności od szacowanych przychodów i poziomu wykształcenia użytkownika - potrafią wyświetlać mu skonstruowane pod jego kątem swoje witryny.
W ubiegłym miesiącu firma ubezpieczeniowa Byron Udell $ Associates testowała na swojej witrynie AccuquoteLife.com technologię, która np. osobie określonej jako "mieszkaniec przedmieścia, z wykształceniem średnim, pochodzący z okresu baby-boomu" prezentowała ofertę polisy ubezpieczeniowej na kwotę 2-3 milionów dolarów. Natomiast "starszy mieszkaniec wsi, zajmujący się pracą fizyczną" widział po wejściu na tę samą witrynę propozycję wykupienia polisy o sumie ubezpieczenia wynoszącej 250 000 dolarów.
- Kierujemy różnych ludzi na różne pasy autostrady - wyjaśnił Sean Cheyney, jeden z menedżerów Byron Udell.
Mariusz Błoński