Wyciekły dane klientów stron porno
Niemiła niespodzianka dla użytkowników amerykańskich portali pornograficznych: adresy e-mailowe wielu osób trafiły w niepowołane ręce - tak twierdzi dziennik "The Washington Post".
Problem dotyczy dziesiątków tysięcy klientów serwisów dla dorosłych, którzy są obecnie zalewani jedną falą spamu po drugiej. Na pocieszenie można dodać, że z serwisów nie wyciekły numery kart kredytowych, a przynajmniej na razie nic na to nie wskazuje.
Kradzież danych nastąpiła na skutek występowania usterek w oprogramowaniu Next Generation Administration and Tracking Software (NATS), dostarczanym przez firmę Too Much Media. Zajmuje się ona - z grubsza rzecz biorąc - przygotowywaniem software'u służącego do realizowania takich transakcji, do których przeprowadzania nie chciałaby się publicznie przyznawać przynajmniej jedna uczestnicząca w nich strona.
Opisywany wyciek danych z pornoserwisów może mieć poważne konsekwencje nie tylko dla Too Much Media. Firma dostarcza oprogramowanie dla około 35-40 proc. portali dla dorosłych (dane podajemy za stroną WWW blogera Keitha Kimmela, który sam prowadzi dwa serwisy erotyczne), a ich klientom zazwyczaj wręcz niezwykle zależy na zachowaniu dyskrecji. Można się więc spodziewać, że przynajmniej chwilowo obroty w amerykańskim pornobiznesie sieciowym nieco zmaleją.